Miraculum FanFiction: Zagadka Chloe B. - cz. 15
- I co? Lepiej ci teraz? – spytał
Jerome.
Chloe spojrzała na niego z
uśmiechem. Czekał na nią dobre parę godzin, bo po przełamaniu pierwszych lodów
rozgadały się z mamą i przestać nie mogły. Kiedy jednak Chloe wyszła z pokoju,
Jerome siedział cierpliwie na korytarzu i czekał.
- Lepiej. – odpowiedziała. – Ale
jeszcze długa droga przed nami.
- To nie pytam o szczegóły.
- Możesz pytać. Chociaż… muszę to
wszystko jeszcze przemyśleć. Mam straszny mętlik w głowie.
- To może cię odprowadzę do domu?
Przewietrzysz głowę, zamiast męczyć się w korkach.
- A wiesz, że to jest nawet dobry
pomysł? – uśmiechnęła się.
- No, to chodźmy. – powiedział,
biorąc ją za rękę. A ona nie oponowała.
Szli w milczeniu. Za ręce. Ale
Chloe nie myślała o tym. Rozpamiętywała fragmenty rozmowy z mamą. Szczególnie
zabolało ją, kiedy dowiedziała się od niej, że tatuś – jej najdroższy, cudowny
tatuś, który by jej nieba przychylił! – zakazał mamie kontaktować się z córką.
Jak to możliwe, że tato jest takim mściwym człowiekiem? Trudno jej się było z
tym pogodzić. Choć z drugiej strony teraz warunek zachowania tego spotkania w
tajemnicy przez tatą nagle nabrał sensu.
Zapytała też mamę o Jerome’a.
Dlaczego obdarzyła go takim zaufaniem i powierzyła mu zadanie dostarczenia
listu. Mama uśmiechnęła się nieznacznie i powiedziała:
- Chyba podoba ci się ten
chłopiec, co?
Chloe spłonęła rumieńcem, więc
zaprzeczanie nie miało chyba sensu.
- Jerome jest dobrym chłopcem. –
dodała mama wciąż z tym zagadkowym uśmiechem. – Jego tata dobrze go wychował.
- Mamo… Czy ty i tata Jerome’a… –
Chloe urwała, bo nie była w stanie dokończyć pytania.
- Nie, kochanie! – mama
roześmiała się, wcale nie mając jej za złe tego pytania. – Nie jesteśmy razem.
To tylko mój dobry przyjaciel. Nie po to odchodziłam od twojego ojca, żeby
wikłać się w podobny związek. Zresztą Jerome ma oboje rodziców. I oni się wciąż
kochają.
- Ale tak bardzo go chwalisz.
- Bo mądrze wychował syna. –
powtórzyła mama. – Zrobił to, na co ani ja, ani twój ojciec nie potrafiliśmy
się zdobyć. Stwierdził, że jeśli syn na kiedyś przejąć jego firmę, musi nabrać
szacunku do pracy i ludzi. Dlatego kazał
mu pracować. My traktowaliśmy ciebie jak królewnę, bo chcieliśmy dla ciebie jak
najlepiej. Teraz już nie jestem pewna czy nie zrobiliśmy ci krzywdy...
- Firmę? – podchwyciła Chloe. –
Mamo, kim jest tata Jerome’a?
- A nie powiedział ci?
- Nie pytałam.
- To zapytaj. Ja nie mogę ci
powiedzieć nic ponadto, że jest dobrym ojcem.
Chloe westchnęła. Wciąż nic nie
wiedziała o tym chłopaku, a już tak bardzo wsiąkł w jej życie, w jej myśli, w jej
serce. Jak to możliwe?
- Trochę dużo na ciebie spadło,
co? – zapytał, spoglądając na nią z ukosa.
Poderwała głowę i spojrzała na
niego. Wracała do rzeczywistości.
- Kim jest twój tata? – spytała.
Jak zwykle wprost i bez ogródek.
Tym razem to on wyglądał tak,
jakby zabrakło mu słów.
- Przepraszam… - szepnęła. – Tak
mi się powiedziało…
- Nie, w porządku… - wykrztusił.
– Mama ci nie powiedziała?
Chloe potrząsnęła głową.
- A pytałaś ją? – spytał i widząc
jej zmieszanie, uśmiechnął się szeroko, jakby przyszła mu do głowy pewna myśl.
- Tak. – odpowiedziała cicho.
- Czyli trochę cię to interesuje?
- Czy ty się ze mnie nabijasz?
- Bynajmniej! Tylko zastanawiałem
się…
- Nad czym?
- Czy Chloe Bourgeois mogłaby być
zainteresowana byle gońcem? – spytał, otaczając ją ramionami.
- Będziesz mi to wypominał do
końca życia? – skrzywiła się.
- Jeśli dasz mi szansę, to może
być i do końca życia. – uśmiechnął się i wciąż patrząc jej w oczy, pochylił
się, żeby ją pocałować. I wtedy usłyszała pytanie: - Wiesz, Chloe?
- Teraz? – skrzywiła się z
irytacją. – Naprawdę teraz?
- Musisz coś wiedzieć. Nie jestem
tylko gońcem. Musisz wiedzieć, że...
- No wykrztuś to wreszcie.
- Moim tatą jest Maurice
Delacroix...
Chloe zamarła. Potentat z branży
finansowej. Tyle wiedziała. Jego nazwisko wciąż przewijało się w rozmowach
tatusia...
- Więc czemu jesteś gońcem? –
wyszeptała zdumiona.
- Żebym nabrał szacunku do pracy,
pieniędzy i ludzi. – powiedział, a ona sobie przypomniała, że mama powiedziała
jej dokładnie to samo.
- Czyli zabawiłeś się moim
kosztem?
- W życiu! No coś ty, Chloe! To
znaczy słyszałem o tobie wcześniej, że jesteś wredną i rozkapryszoną
dziewczyną.
- Dzięki! – prychnęła obrażona i
chciała się odsunąć, ale on wciąż mocno ją obejmował.
- A potem doręczyłem ci list. I
zobaczyłem, jaka jesteś naprawdę. I... I zakochałem się w tobie, Chloe.
Potrzebowała chwili, żeby
przetrawić te wszystkie informacje. W końcu jednak uśmiechnęła się i
powiedziała.
- Straszna z ciebie świnia. Czy
teraz już wreszcie mnie pocałujesz?
- Uważaj, o co prosisz. Bo mogę
już nigdy nie przestać.
- I dobrze. – stwierdziła po
swojemu, a on się roześmiał w odpowiedzi i w końcu ją pocałował.
A Chloe, znawczyni wielu dziedzin
życia – niemal wszystkich – znów musiała stwierdzić, że Jerome jest chłopakiem
wszechstronnie uzdolnionym.
Komentarze
Prześlij komentarz