Ja, Marinette - cz.6
(6) – Paryż nocą – Zawsze chciałam przyjechać do Paryża… – westchnęłam, wychodząc wieczorem na balkon Marinette. – Nie mogę w to uwierzyć, że jak już tu trafiłam, to robię wszystko, żeby wrócić do domu… Ironia losu, co? – zwróciłam się z półuśmiechem do Tikki, która przyfrunęła za mną i usiadła mi na ramieniu. Wokół nas powoli zapadał zmierzch, otulając nas przyjemnym półmrokiem. Był dość ciepły wieczór, zresztą nie spodziewałam się nagłego załamania pogody. W miraculowym Paryżu padało właściwie tylko raz, nie licząc szaleństw Nawałnicy… Spojrzałam na całkiem gwarną jeszcze ulicę w dole. W świetle latarni widziałam spieszących przechodniów, niektórzy wstępowali do piekarni Dupain-Cheng, inni pędzili przed siebie… Dzień jak co dzień… Podniosłam wzrok i zapatrzyłam się na podświetloną katedrę Notre Dame. Obstawiona rusztowaniami stopniowo odzyskiwała dawny kształt. I pomyśleć, że nigdy nie widziałam jej w środku, choć dwa lata temu miałam ku temu niepowtarzalną okazję… – Serio nigd