Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Ja, Marinette - cz.9

(9) – Z tarczą czy na tarczy Biegnąc wzdłuż Sekwany, mogłam stwierdzić, że jo-jo Biedronki było wygodniejszym środkiem transportu niż koci kij. Z drugiej strony kostium Czarnego Kota zapewniał lepszą amortyzację, jakby pochłaniał wszelkie wstrząsy. Wylądowałam miękko tuż przy jednej z nóg wieży Eiffla. Miałam nadzieję, że Biedronka znajdzie mnie, zanim zjawi się tu Sztukmistrz… – Jak ci poszło, Kropeczko? – usłyszałam szept tuż obok ucha. – Jak się czujesz, Kocie? – spytałam natychmiast, starając się wyczytać z oczu Biedronki jakieś ślady po szokującym odkryciu tożsamości swojej partnerki. – No, jeszcze nie mogę uwierzyć w to, czego się dowiedziałem! Wow, to naprawdę… – Słuchaj, Adrien… – szepnęłam poważnym tonem. – Gdyby z jakiegokolwiek powodu „Niezwykła Biedronka” nie wymazała twojej pamięci o tożsamości Biedronki, musisz pamiętać, żeby nigdy przenigdy nie ujawnić publicznie swojej tożsamości. Nawet za cenę ratowania Marinette. Przynajmniej tyle mogłam zrobić. Tak na wsz

Ja, Marinette - cz.8

(8) – Szkatuła Jeszcze tego mi brakowało! Dopiero co zaczęłam ogarniać rzeczywistość we wcieleniu Marinette, to mnie teraz superzłoczyńca uszczęśliwił zamianą w Czarnego Kota… – Kropeczko? – zagadnęła Biedronka zatroskanym tonem, przyklękając obok mnie. – No, tego się nie spodziewałam, Kocie… – jęknęłam, wciąż wpatrzona w moją dłoń, z której unosiły się maleńkie czarne dziury – widoczna oznaka, że Czarny Kot zdążył użyć zaklęcia kotaklizmu. – Co teraz? – Gdzieś muszę wykorzystać ten kotaklizm, bo inaczej niechcący uszkodzę siebie albo ciebie, albo pół Luwru… – mruknęłam. Biedronka podrzuciła w górę znalezione na dachu pióro jakiegoś gołębia. Złapałam je w locie i momentalnie zamieniło się w pył. – Dzięki… – mruknęłam. – Wyglądało trochę jak amok. – Wychodzi na to, że oboje użyliśmy supermocy… – westchnęła Biedronka, ściskając w dłoniach dziwny owalny przedmiot. – Zaraz przejdziemy przemianę powrotną. – Zejdźmy z dachu w takim razie – zaproponowałam przytomnie i czym p

Ja, Marinette - cz.7

(7) - Przerąbane Musiałam przyznać, że trochę mnie zatkało na widok Czarnego Kota. Nie mogłam opanować zaskoczenia tym bardziej, że udałam się na przebieżkę po mieście tylko po to, żeby ogarnąć podstawowe umiejętności Biedronki. Nie spodziewałam się natknąć na mojego partnera, który znał prawdziwą Biedronkę jak własną kieszeń i w każdej chwili mógł się zorientować, że stoi przed nim jakaś podróbka. Choć z drugiej strony, jak sobie przypomniałam odcinek „Biedronka”, to szybko zweryfikowałam ten pogląd. – Potrzebowałam zmienić optykę… – mruknęłam wreszcie, czując, że cisza się przedłużała i sytuacja stawała się niekomfortowa. – Zmienić? – podchwycił. – No, trochę się zmieniło w ciągu ostatniej doby. Pomyślałam, że łatwiej to ogarnę, jeśli spróbuję spojrzeć na to z innej strony. – Tak dosłownie z innej strony? – uśmiechnął się. – Czasami trzeba. – Wzruszyłam ramionami. – Widziałaś się z Mistrzem Fu? – zmienił temat Czarny Kot, stając obok mnie. Przyjrzałam mu się uważnie.

Ja, Marinette - cz.6

(6) – Paryż nocą – Zawsze chciałam przyjechać do Paryża… – westchnęłam, wychodząc wieczorem na balkon Marinette. – Nie mogę w to uwierzyć, że jak już tu trafiłam, to robię wszystko, żeby wrócić do domu… Ironia losu, co? – zwróciłam się z półuśmiechem do Tikki, która przyfrunęła za mną i usiadła mi na ramieniu. Wokół nas powoli zapadał zmierzch, otulając nas przyjemnym półmrokiem. Był dość ciepły wieczór, zresztą nie spodziewałam się nagłego załamania pogody. W miraculowym Paryżu padało właściwie tylko raz, nie licząc szaleństw Nawałnicy… Spojrzałam na całkiem gwarną jeszcze ulicę w dole. W świetle latarni widziałam spieszących przechodniów, niektórzy wstępowali do piekarni Dupain-Cheng, inni pędzili przed siebie… Dzień jak co dzień… Podniosłam wzrok i zapatrzyłam się na podświetloną katedrę Notre Dame. Obstawiona rusztowaniami stopniowo odzyskiwała dawny kształt. I pomyśleć, że nigdy nie widziałam jej w środku, choć dwa lata temu miałam ku temu niepowtarzalną okazję… – Serio nigd

Ja, Marinette - cz.5

(5) – Muszkieterowie Przerwa obiadowa powoli dobiegała końca. Udało mi się ogarnąć plan lekcji Marinette, przekartkować lekturę i zjeść obiad bez żadnej wpadki. Dogadałam się też z Tikki, że ma mnie uszczypnąć za każdym razem, gdy moje zachowanie zacznie odbiegać od typowego zachowania bohaterki, w którą się wcieliłam wbrew swojej woli. Tuż przed powrotem do szkoły odbyłam jeszcze szybką naradę z kwami czy powinnyśmy powiadomić Plagga o chwilowych niedogodnościach, jednak Tikki stwierdziła, że wtajemniczenie jej partnera w nasze kłopoty może spowodować jeszcze większe komplikacje. Ja osobiście nie miałam aż tak krytycznego zdania o moim ulubieńcu, ale doszłam do wniosku, że Tikki zna go o jakieś parę tysięcy lat dłużej niż ja… Do szkoły weszłam równo z dzwonkiem. Tym razem było to całkowicie zamierzone działanie, bo chciałam zminimalizować ryzyko rozszyfrowania mnie przez przyjaciół Marinette. – Zdążyłaś przeczytać Muszkieterów? – zagadnęła mnie Alya, ruszając w stronę schodów.

Ja, Marinette - cz.4

(4) – Przesłuchanie Choć trudno mi było w to uwierzyć, przeżyłam zajęcia ze sztuki, nie rujnując Marinette reputacji wybitnej projektantki mody. Zupełnie jakby istniała pamięć ciała – moje ręce zupełnie bez udziału mojego mózgu robiły wszystko tak jak trzeba. Jeśli chodzi o szycie, to nie byłam taka ostatnia noga – miałam w swoim dorobku jakieś krawieckie przygody, dziergałam swetry na drutach czy serwetki na szydełku. Ale projektowanie – i to jeszcze zgodnie z jakimś kanonem modowym! – to wykraczało poza moje możliwości. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Marinette miała porzucony w połowie jakiś projekt, więc wystarczyło zająć się zszywaniem poszczególnych elementów i jakoś zleciała mi lekcja. Przy okazji tej robótki, mając wolny umysł, mogłam do woli zastanawiać się nad tą przypadkowością szczęśliwych zbiegów okoliczności. Czy to możliwe, że Miraculum Biedronki tak mocno oddziaływało na rzeczywistość, że chroniło mnie przed wielką wpadką? A może byłam tym przysłowiowym głupcem, k

Ja, Marinette - cz. 3

(3) – Wczoraj Z ulgą powitałam dzwonek na kolejną lekcję. Wolałam choć na chwilę umknąć badawczym spojrzeniom rzucanym przez Alyę. Czułam się trochę nieswojo, nie znając nawet planu lekcji, ale posłusznie podreptałam za moją przyjaciółką, obiecując sobie w duchu, że cokolwiek mnie spotka, ja będę siedziała cicho. Nie powtórzę już błędów z fizyki! No, chyba że mnie wywołają do odpowiedzi… Sama nie byłam pewna, czy w takim przypadku lepsze dla Marinette będzie udzielenie prawidłowej odpowiedzi czy wręcz przeciwnie… Na wszelki wypadek skupiłam się na robieniu notatek i byciu niewidzialną. Dzięki temu cała lekcja historii przeleciała mi w mgnieniu oka, a ja nie narobiłam Marinette żadnych nowych kłopotów. Kiedy zaś zabrzęczał dzwonek, stwierdziłam ze zdumieniem, że po dwóch lekcjach bardziej stresują mnie przerwy z przyjaciółmi niż zajęcia. Usiadłyśmy sobie z Alyą w kącie dziedzińca, a ja wyciągnęłam torebkę z przysmakami od Toma. Przeszło mi przez myśl, że jeśli zajmiemy się jedzeni

Ja, Marinette - cz.2

  (2) – Lekcja fizyki Wypadłam z piekarni Dupain-Cheng w pośpiechu. Musiałam jeszcze obowiązkowo wyściskać się z Tomem, który zaopatrzył mnie w przekąskę na drugie śniadanie. Miałam wrażenie, jakby mój „tata” miażdżył wszystkie kości w moim drobnym ciele, ale najwyraźniej cuda nierealnego świata chroniły mnie przed tak marnym końcem. Potem musiałam odczekać zmianę świateł na przejściu dla pieszych, więc w konsekwencji całą drogę do szkoły biegłam, ledwo łapiąc oddech. Jakimś cudem wbiegłam bo schodach i wpadłam na dziedziniec szkoły Fran ç ois Dupont równo z dzwonkiem. – No, jesteś! – usłyszałam tuż obok siebie. Alya. Oczywiście! Jakżeby inaczej? – Cześć… – wysapałam, próbując opanować zadyszkę. – Lepiej się pospieszmy, bo wolałabym dzisiaj nie być pytana z fizyki. – Masz rację, lepiej nie podpaść na starcie – przytaknęłam, pamiętając o swoim planie siedzenia cicho i nienarobienia Marinette problemów. Alya pobiegła przodem, a ja nie mogłam się napatrzyć na jej ognis