1 - Nowiny
Nasze małe rodzinne trzęsienie ziemi zaczęło się niewinnie i zupełnie przypadkowo dowiedziałam się o nim jako pierwsza. Prawdę mówiąc, pozyskałam tę wiedzę nie do końca legalnymi metodami, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że usłyszałam rozmowę rodziców zupełnym przypadkiem! Mama zawsze mi powtarzała, że nie wolno podsłuchiwać i że zawsze mści się to na podsłuchującym. I muszę jej przyznać rację – dostałam za swoje…
Rok 2015 był dość trudny dla mojej rodziny. Ja kończyłam gimnazjum, zaś moja najstarsza siostra, Kasia zdawała maturę. Dobrze chociaż, że moja młodsza siostra, Jadzia, nie poszła do szkoły ze swoim rocznikiem, tylko z następnym, bo do tego wszystkiego doszedłby jeszcze jej egzamin po szóstej klasie. Kiedyś mama powiedziała do taty, że wykazali się jakąś wyjątkową intuicją, kiedy decydowali się wysłać z Jadzię do szkoły z rocznikiem 2004, bo teraz byłby rodzinny koniec świata.
O ile mój egzamin był już kolejnym takim doświadczeniem dla moich rodziców – trzy lata temu przechodziła przez to Kasia, a rok temu mój starszy brat, Łukasz – o tyle matura była wydarzeniem o zupełnie nowym ciężarze gatunkowym. Nawet nie wiem, kto się bardziej przejmował – Kasia czy nasi rodzice…
I tak jakoś w okolicach końcówki kwietnia, kiedy późnym wieczorem przemykałam z łazienki do pokoju, który zajmowałam z Kasią i Jadzią, usłyszałam zmartwiony głos mamy:
– Nie wiem, jak to powiedzieć dzieciom…
Zamarłam.
Wiedziałam, że nie powinnam podsłuchiwać rodziców, ale nagle poczułam całą sobą, że właśnie wydarzyło się coś bardzo ważnego. Nie bardzo umiałam określić, co to było, ale czasami – bardzo rzadko, ale kilka razy już w moim życiu się to zdarzyło – miewałam takie wszechogarniające przeczucie, że dzieje się coś niezwykłego. Nie potrafiłam tego inaczej nazwać jak przeczucie przez duże „p” – tak nadzwyczajne to było przeżycie.
Wstrzymałam oddech i przytuliłam się do ściany.
– Wszystko się ułoży, Alu… – szepnął tata i oczami wyobraźni widziałam go obejmującego mamę ramieniem i gładzącego ją uspokajającym ruchem.
– Ale… Trzeba będzie wszystko na nowo zorganizować. Wszystko się zmieni…
Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Mama zawsze jest pogodna, dzielna. Ona zawsze wie, co należy zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Musiało wydarzyć się coś potwornego, skoro była taka załamana.
– Poradzimy sobie. Pamiętaj, ja zawsze jestem przy tobie… – powiedział tata.
Przez chwilę w pokoju rodziców panowała cisza. I już-już miałam się oderwać od ściany i wracać do siebie, kiedy znów usłyszałam mamę:
– Poczekajmy z tymi nowinami… Kasia jest tuż przed maturą… Po co ją stresować? Elka…
– Kasia jest bardziej odporna, niż ci się wydaje – odezwał się tata. – A Elka już miała swoje egzaminy. Poza tym dobrze by było z odpowiednim wyprzedzeniem rozejrzeć się za szkołą dla dzieci. No i trzeba poszukać jakiegoś mieszkania, żebyś miała blisko…
Jakie znowu mieszkanie? Gdzie mama ma mieć blisko? Czy ona… Czy ona była chora? Czy mamy się przeprowadzić do jakiegoś Krakowa? Żeby miała blisko do szpitala? Aż mi się zrobiło zimno w środku na samą myśl o tym, że mama… I wtedy nagle ze zdumieniem znów poczułam to moje dziwne Przeczucie. Takie, które rozlewało w moim sercu jednak nadzieję, a nie rozpacz. Jakby walczyło ono z falą smutku. Jakby chciało mi podpowiedzieć, że z mamą wszystko w porządku.
Zdziwiłam się. Do tej pory te Przeczucia zdarzyły mi się może z dziesięć razy w życiu. A tu proszę – w ciągu kilku minut poczułam je dwa razy!
Przez chwilę miałam ochotę wejść do pokoju rodziców, przyznać się do podsłuchiwania i zapytać mamę, czy wszystko w porządku. Ale znów coś w środku powstrzymywało mnie przed ujawnieniem swojej obecności. Wycofałam się więc bezszelestnie i wróciłam do swojego pokoju.
– Stało się coś? – spytała mnie półgłosem Kasia ze swojego tapczanu.
Siedziała z nosem w książkach, zakuwając do matury przy lampce nocnej. Jadzia spała już snem sprawiedliwego, rozwalona na dolnym łóżku naszej „piętrówki”.
– Nie, a co?
– Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Jest północ, to wychodzi to badziewie… – zażartowałam, żeby ukryć, jak bardzo jestem poruszona.
– Yhm… – mruknęła Kasia i wróciła do swoich notatek.
Wiedziałam, że ona też czuje napięcie w powietrzu. Możliwe, że jej również zdarzały się takie Przeczucia, jak i mnie. Postanowiłam ją kiedyś o to zapytać. Przy okazji, oczywiście… Wdrapałam się na swoje łóżko z mocnym postanowieniem zaśnięcia. Jednak te urywki rozmowy rodziców nie układały się w żadną całość. Nie mogłam znaleźć innego wyjaśnienia mamowych zmartwień jak jej choroba. Poważna choroba, która wymagała przeprowadzki bliżej szpitala…
– No, co tam, Misiu? – usłyszałam szept Kasi przy moim uchu.
No tak, stała na palcach przy moim łóżku i patrzyła na mnie z niepokojem. Moja starsza siostra zwracała się do mnie w chwilach kryzysu per „Misiu” albo per „Młoda”. O ile „Młoda” przypadała na momenty, kiedy sama komplikowałam sobie życie i należało mnie przywołać do porządku, o tyle „Misiu” było zarezerwowane dla sytuacji poważnych.
Odwróciłam się w jej stronę i przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy.
– Podsłyszałam rozmowę rodziców… – szepnęłam wreszcie.
– Co mama mówiła o podsłuchiwaniu? – Kasia uśmiechnęła się domyślnie.
– Że nie wolno. I że podsłuchujący zawsze dostaje po łapach.
– Lub po uszach…
– Też.
– No i co takiego dramatycznego mówili, że spać nie możesz?
– O przeprowadzce mówili. Z powodu mamy. Czy to możliwe, że mama jest chora? – spytałam, zanim ugryzłam się w język.
– Nic mi o tym nie wiadomo… – odparła szybko Kasia, marszcząc nieznacznie brwi. – Jestem pewna, że powód jest zupełnie przyziemny – dodała po chwili.
– Ale mama mówiła, że wszystko się zmieni. I że nie wie, jak nam to powiedzieć.
– Może dostała nową pracę? A może uczelnia ją gdzieś wysyła?
– Naprawdę? – podchwyciłam, zdumiona dziwnym szarpnięciem w okolicach serca, jakby znów Przeczucie. A może po prostu chwytałam się nadziei, jak tonący chwyta się brzytwy?
– Przekonamy się rano. Śpij już, Uszatku. I następnym razem nie podsłuchuj!
– A ty nie siedź długo – odparłam. – Już i tak zbyt wiele się nie nauczysz…
– Dzięki. – Uśmiechnęła się do mnie krzywo. – Wiedziałam, że ktoś wreszcie zabije te ostatnie podrygi nadziei, że moja mózgownica jeszcze przyswoi jakąś wiedzę…
– A po co ma przyswajać, jak ty już to wszystko wiesz?
– Dzięki, Młoda. A teraz już śpij. Ja sobie szybko looknę w notatki z międzywojnia i też idę spać.
– Branoc.
– Branoc.
Rozmowa z Kasią zawsze miała na mnie dziwnie kojący wpływ. Jak zrzucałam problem z wątroby, od razu było mi lżej. Tamtego wieczoru też od razu zasnęłam, mimo że chwilę wcześniej nie mogłam opanować niepokoju o mamę.
Cóż z tego, skoro wszystkie obawy wróciły następnego ranka. Choć była to sobota i mogłabym pospać dłużej, obudziłam się o świcie i żołądek od razu skręcił się w supeł. Nie wiem, co bardziej mnie stresowało – tajemnica mamy, czy konieczność przyznania się do podsłuchiwania…
Zerknęłam z mojego łóżka na śpiące w dole siostry. Jadzia jak zwykle rozkopana, z rękami rozrzuconymi na boki, zaś Kasia spała nieruchomo jak mumia. Aż dziwne, że wszystkie miałyśmy w sobie mieszankę tych samych genów… Ciekawe, jak ja wyglądam, kiedy śpię.
Zebrałam się po cichu, żeby nie obudzić sióstr, i wymknęłam się z pokoju. Zazwyczaj, jeśli zdarzyło mi się obudzić wcześnie w wolny dzień, to czytałam książkę u siebie w łóżku, dopóki nie usłyszałam krzątaniny w mieszkaniu. Ale dzisiaj niepokój wygonił mnie z legowiska, mimo że nie miałam żadnego planu na to, co ze sobą zrobić. Przemknęłam do kuchni z myślą o herbacie. Ponoć herbata jest dobra na wszelkie smutki.
Ku mojemu ogromnemu zdumieniu w kuchni zastałam mamę. Siedziała przy stole z kubkiem kawy w jednej dłoni, z książką w drugiej. Podniosła wzrok znad lektury i na mój widok zsunęła z nosa swoje okulary do czytania.
– Nie możesz spać? – spytała z lekkim uśmiechem.
Moja mama ma taki ciepły uśmiech, który rozgrzewa serce. Właściwie wszystkie troski idą precz – wystarczy, żeby się uśmiechnęła.
– Jakoś wybiłam się ze snu… – mruknęłam niewyraźnie, odwracając wzrok. – Ty też nie możesz spać, mamo?
– Ja zawsze wstaję tak wcześnie, kochanie… – Mama znów uśmiechnęła się do mnie. – Mam wtedy czas spokojnie wypić kawę i poczytać…
Natychmiast poczułam się jak intruz w naszej maleńkiej kuchni. Tym bardziej, że mama właśnie odłożyła książkę i zaczęła się podnosić.
– Co zjesz na śniadanie? – spytała.
– Siedź, mamo! – zaprotestowałam od razu, a moje serce zalały wyrzuty sumienia. – Przecież mam ręce. Poradzę sobie!
– Jestem tego pewna – odpowiedziała mi mama i znów sięgnęła po książkę.
Teraz już nie miałam wyjścia – musiałam sobie zrobić coś do jedzenia. W przeciwnym wypadku mama gotowa była porzucić czytanie i przygotować mi śniadanie. Starałam się zachowywać jak najciszej, żeby nie przeszkadzać mamie w lekturze, ale nawet gdybym stała się zupełnie niesłyszalna, ona i tak przestała czytać i zaczęła mi się przyglądać. Czułam jej wzrok na swoich plecach.
– No, co tam? – spytała wreszcie.
– Gdzie? – spytałam, zerkając na nią niepewnie.
– Co cię gryzie?
Przez myśl przemknęło mi, jak bardzo Kasia była podobna do mamy. I poczułam takie malutkie ukłucie zazdrości. Też bym chciała być do nich podobna!Przysiadłam się do mamy. Już i tak odłożyła książkę. Objęła swój kubek obiema dłońmi i patrzyła na mnie wyczekująco. Czułam się trochę jak na przesłuchaniu, choć przecież mama nie powiedziała ani słowa. Po prostu czekała, aż ja zacznę mówić. No i zanim się spostrzegłam, wypaliłam:
– Dlaczego musimy się przeprowadzić?
W oczach mamy pojawiło się zdumienie, zaś na jej policzkach wykwitł rumieniec. Było to dość zaskakujące, bo nigdy nie widziałam jej tak zmieszanej.
– Skąd…? – zaczęła, ale urwała, nadal próbując przezwyciężyć szok.
– Naprawdę nie chciałam podsłuchiwać, mamo! – zapewniłam. – Usłyszałam czystym przypadkiem! Wiem, że powinnam od razu do was wejść i się przyznać, ale było mi tak strasznie głupio. No i pomyślałam, że będziesz zła. Ale naprawdę nie wiem sama, co to może znaczyć. Czy ty jesteś chora?
Wyrzucałam z siebie wszystkie niepokoje, zupełnie nad tym nie panując. Mniej więcej w połowie mojego rachunku sumienia, mama uśmiechnęła się uspokajająco i wyciągnęła do mnie rękę. Pogłaskała mnie po mojej zaciśniętej na talerzu dłoni.
– Wszystko jest w porządku, kochanie. Jestem całkowicie zdrowa, a przynajmniej nic nie wiem o żadnej chorobie…
– No to… – zająknęłam się.
– Uczelnia zgodziła się na mój projekt, o który zabiegałam już od paru lat – wyznała mama, a w oczach zaświeciły jej się takie małe iskierki, jakby była małą dziewczynką, która właśnie dostała wymarzony zestaw zabawek.
– To wspaniale, mamo! – ucieszyłam się, po czym dodałam niepewnie: – Prawda?
– Oczywiście, że wspaniale! Tylko… Wiesz… Zamek jest w zupełnie innej miejscowości. To ponad sto kilometrów stąd. Nie mogłabym dojeżdżać codziennie do pracy. Musiałabym coś wynająć na miejscu. Ale wtedy musiałabym was zostawiać samych.
– Przecież możemy przeprowadzić się wszyscy! – zaproponowałam entuzjastycznie.
– A nie żal ci będzie przyjaciół?
– Znajdziemy sposób, żeby dalej być w kontakcie, mamo. Przecież nie możesz… Nie możesz nas zostawić…
– Mogłabym nie przyjąć projektu.
– O który starałaś się parę lat? – spytałam z powątpiewaniem. – Myślisz, że ci na to pozwolimy?
– Mówisz jak tata! – roześmiała się mama.
No i masz! Byłam podobna do taty! Choć tak bardzo chciałam być podobna do mamy… Musiałam mieć rozczarowanie wypisane na twarzy, bo mama spoważniała i spytała:
– To źle?
– Co: źle?
– Że mówisz jak tata?
– Nooo… Sama nie wiem… – wzruszyłam ramionami.
– Twój tata jest najrozsądniejszym człowiekiem, jakiego znam – powiedziała mama, wstając z taboretu. Podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. – Jest moim wsparciem od wielu, wielu lat. To dzięki niemu mogę spełniać moje marzenia. To bardzo dobrze być kimś takim jak on. I cieszę się, że jesteś do niego podobna… No, a teraz jedz już śniadanie. Czeka nas pracowity dzień. I narada rodzinna…
Uśmiechnęłam się do mamy w odpowiedzi i uspokojona już zabrałam się do jedzenia. Znów gdzieś na dnie duszy poczułam to moje dziwne Przeczucie – że zaczyna się zupełnie nowy rozdział w moim życiu. Rozdział, który przyniesie duże zmiany.
Komentarze
Prześlij komentarz