Ta Noc - cz.20
(20) – Nowy dzień
Uporczywy dzwonek telefonu wdarł się do uszu śpiącego Adriena, wyrywając go z mocnego snu. Mruknął niezadowolony i zaspany sięgnął po smartfona. Dzwoniła mama. Dlaczego nie przyszła normalnie go obudzić?
Zanim do końca sformułował to głupie pytanie, jego wzrok spoczął na Marinette śpiącej obok na brzuchu z twarzą wtuloną w poduszkę. Na ten widok natychmiast wróciły wszystkie wspomnienia minionej nocy, a na myśl o jej finale zrobiło mu się gorąco.
Telefon znów zaczął dzwonić.
– Jeszcze chwilkę… – wymamrotała niewyraźnie dziewczyna i nakryła się kołdrą.
Adrien uśmiechnął się z rozczuleniem i wreszcie odebrał połączenie.
– Halo? – szepnął.
– Jeszcze śpicie? – zaśmiała się Emilie. – Powiedziałabym, że nie chciałam was budzić, ale to by było jawne kłamstwo. Najwyższy czas wstawać…
– Która godzina…? – mruknął bardziej do siebie niż do mamy.
– Zbliża się dziesiąta. Obawiam się, że możecie mieć dzisiaj dużo pracy, więc powinniście doprowadzić się do względnego porządku. A potem zapraszamy z Nathalie na śniadanie.
Przez głowę Adriena przeszła niejasna myśl, że powinien z mamą porozmawiać o jej relacji z Nathalie. Ale nie dzisiaj… Dzisiaj należało skupić się na swoim związku. Obudzić śpiącą królewnę i nauczyć się żyć w świecie, w którym byli parą sypiającą już ze sobą. Znów zrobiło mu się gorąco, a krew zaczęła szybciej krążyć w jego żyłach. Ten widok Marinette, gdy zatraciła się w rozkoszy i to on jej tę rozkosz dał, zostanie w jego pamięci na zawsze.
Zerknął na swoją dziewczynę i odsunął jedno pasemko włosów z jej twarzy. Nachylił się i szepnął:
– Mmmm-marinette…
– Mmmm… – wymruczała i uśmiechnęła się na wpół sennie, jakby jej pamięć przywołała szczególnie miłe wspomnienie.
– Budzimy się… – dodał i pocałował ją w nos.
– Mmmm…
– Budzimy się… – powtórzył i pogładził jej policzek. – Już późno, kochanie…
– Słyszałam telefon… – wymamrotała, otwierając wreszcie oczy. – Ale jestem taka zmęczona… Daj pospać…
– Chciałbym, ale mama już się do nas dobija, więc lepiej wstać – wyjaśnił, a potem spytał z troską: – Jak się czujesz?
Poruszyła się niemrawo pod kołdrą i zastanowiła chwilę. Przewróciła się na bok i przyciągnęła do siebie Adriena.
– Trochę mi dziwnie. Jakiś taki dyskomfort mam… Ale jest w porządku.
– Czyli dobrze? – upewnił się, a ona mruknęła potwierdzająco.
– Myślę, że powinnam się wykąpać – oznajmiła i usiadła już całkowicie obudzona. Skrzywiła się nieznacznie. – Na siedząco jest gorzej… Chyba jednak będę potrzebowała chwili, żeby dojść do siebie.
– A więc wspólna kąpiel odpada? – spytał nieco rozczarowany.
– O ile myślisz o czymś więcej niż o kąpieli – odparła żartobliwie. – Ale wspólny prysznic byłby miłym rozpoczęciem dnia.
– Jak sobie życzysz, Moja Pani… – Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją szybko.
– Zanim się zaczniecie migdalić od nowa, sugerowałbym jakieś śniadanko dla waszych cierpliwych i wyrozumiałych kwami! – wtrącił zgryźliwie Plagg, który nadleciał z dołu i zaczął krążyć wokół Adriena. – Znieśliśmy dzielnie wasze poranne ekscesy, więc chyba zasługujemy na jakąś nagrodę?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo mi brakowało twojego narzekania… – Zaśmiał się Adrien zbyt szczęśliwy, żeby czuć się zażenowanym insynuacjami kwami.
– Bardzo się cieszę… – mruknął sarkastycznie Plagg. – A teraz dawaj ser!
– Jest tam, gdzie zawsze. Możesz się sam obsłużyć.
– Nie chciałem być niegrzeczny. Nieładnie grzebać ludziom po szafkach czy sejfach bez wyraźnego zezwolenia właściciela…
Adrien wymienił spojrzenia z Marinette i oboje jak na komendę wybuchnęli śmiechem. Wkrótce dołączyła do nich Tikki, dla której tocząca się na antresoli rozmowa stanowiła sygnał, że można zakłócić już spokój parze ich właścicieli.
– Zdaje się, że wciąż mam jakiś zapas ciasteczek w torebce… – przyznała dziewczyna na widok swojego kwami. – Chyba że już jadłaś?
– Nie chciałam się obżerać, skoro Plagg był głodny – odparła Tikki. – Chociaż… Jak się nad tym zastanowić, to on zawsze jest głodny.
– Potwierdzam! – wtrącił mały kocurek.
– Możesz się poczęstować serem – zezwolił Adrien. – Jest w sejfie. I jest świeży! – dodał szybko, zanim jego kwami miało okazję do rozpoczęcia wykładu o tym, w jakim terminie należy spożywać camembert.
– Już mnie nie ma! – wykrzyknął Plagg i pofrunął w doskonale mu znaną stronę.
– Też coś zjem – stwierdziła Tikki, po czym dodała: – A wy się pospieszcie! Czeka was ciężki dzień…
– Mama też coś podobnego powiedziała… – skomentował chłopak z namysłem. – O co chodzi? Czy ty o czymś wiesz? – rzucił w stronę kwami Biedronki, ale w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą było, widniała tylko czerwona poświata. – Nic nie rozumiem…
– Ja też… – zgodziła się Marinette. – Ale może faktycznie się pospieszmy…
– Pośpiech i wspólny prysznic brzmią dla mnie jak oksymoron… – mruknął Adrien. – To znaczy, że się wzajemnie wykluczają! – wyjaśnił szybko, kiedy napotkał ciężkie spojrzenie swojej dziewczyny.
– Nie marudź już i chodź! – odparła i wstała energicznie z łóżka, zapominając o zmęczeniu. Na samą myśl, że coś się dzieje, adrenalina zaczynała krążyć w jej żyłach, a instynkt Biedronki nakazywał działanie.
– Tak jest, Moja Pani! – zasalutował jej chłopak, na co Marinette przewróciła wymownie oczami.
Zaśmiał się pod nosem i podążył za nią w kierunku łazienki. Minęli swoje kwami zajęte pałaszowaniem smakołyków i udające, że nie wiedzą, co się święci. Dopiero kiedy zamknęły się drzwi za zakochaną parą, Tikki rzuciła okiem na wiszący na ścianie zegar, a Plagg zarechotał:
– Będziesz im liczyć czas?
– No skądże! Zresztą słyszałeś, że na razie nic z tego.
– Jakbyś nigdy nie słyszała o sposobach na obejście tej komplikacji życiowej, która zazwyczaj następuje po inicjacji…
– Problem w tym, Plagg, że za długo przebywamy w świecie ludzi i zbyt wielu mieliśmy już właścicieli. I może dla nas pewne sprawy są oczywiste, ale oni nie przeżyli tylu żyć, co my. Dla nich to nowe doświadczenie i może pozwólmy im je odkrywać po swojemu.
– Ja tam nic nie zamierzam podpowiadać Adrienowi! Nie będę mu się wtrącał, byleby mnie zamęczał, jak kiedyś, tymi swoimi rozterkami sercowymi…
– Myślę, że oboje dojrzeli. Całkiem nieźle sobie radzili bez nas przez te trzy lata. No i teraz mają siebie, nie potrzebują już nam się zwierzać…
– Do pierwszej kłótni…
– Myślisz, że do tej pory się nie kłócili? – zaśmiała się Tikki. – Bo ja nie wierzę, że im się nie zdarzyło. Ale są dorośli. Odkryli zapewne sposoby na radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Moim zdaniem teraz będzie inaczej niż kiedyś.
– Przynajmniej zeszło z nich to hormonalne napięcie… – skomentował Plagg i wziął do pyszczka kolejny kawałek camemberta. – O ile nie będą się obściskiwać przy nas albo, co gorsza, po przemianie, to jest to do przeżycia.
– Jesteśmy zupełnie sami, więc możesz przestać udawać!
– Udawać?
– Że cieszysz się ich szczęściem!
– Jestem niezdolny do cieszenia się czyimkolwiek szczęściem! Odczuwanie tak irracjonalnej radości prawdopodobnie by mnie zabiło na miejscu.
– Trzymasz fason.
– Zawsze!
– Ja też się cieszę ich szczęściem, Plagg… – szepnęła Tikki, podkreślając słowo „też” jako wyraźny sygnał, co sądzi o głośnym wypieraniu się swojego partnera w kwestii radości.
– To… Ile im damy czasu na ten „prysznic”? – odpowiedział jej czarny kocurek, uśmiechając się diabolicznie.
---
Ta Noc – cz.19 <- Poprzednia część | Następna część -> Ta Noc – cz.21 (w następną sobotę)
Komentarze
Prześlij komentarz