Miraculum FanFiction: Zagadka – Adrienette Cz. 10
Stanęli przy barierce. Adrien
uśmiechnął się do siebie. Już kilka razy stał tak z Marinette. Przy innej
barierce – jej balkonu. Ale zawsze był wtedy Czarnym Kotem. A ona była wtedy
swobodniejsza niż przy nim jako Adrienie.
Marinette zaplotła ramiona –
jakby w pozycji obronnej – i spojrzała na niego wyczekująco. Swoim milczeniem
nie pomagała mu. Ale wiedział, że nie zasługiwał na pomoc z jej strony.
Zachował się jak osioł i teraz musiał ponieść tego konsekwencje. W najgorszym
razie go odrzuci. I będzie musiał z tym żyć.
- Posłuchaj, Marinette. – zaczął.
– Chciałem cię przeprosić za… no wiesz… za tamten dzień.
- Nie rozumiem. Dlaczego mnie
przepraszasz? – zdziwiła się, opuszczając ręce.
- No… Powinienem wtedy od razu z
tobą porozmawiać.
- Nie było o czym. I nadal nie
ma.
- No właśnie jest. – upierał się.
- Adrien… - szepnęła, a on
poczuł, że serce zabiło mu jeszcze mocniej na dźwięk jego imienia tak miękko
wyszeptanego przez nią. To było jak tamto dotknięcie jego policzka. – Nie
powinieneś czuć się w żaden sposób zobowiązany. Albo winny. Albo nie wiem, co
tam jeszcze. Ja… Ja sobie z tym poradzę. W sumie już prawie sobie poradziłam.
Na swój sposób.
- Ale ja nie chcę, żebyś sobie z
tym poradziła! – wyrwało mu się, zanim zdążył pomyśleć.
- Nie chcesz? – spytała cicho.
- Nie chcę, Marinette. –
odpowiedział już spokojnie. – A już na pewno nie podobał mi się ten twój
sposób.
- Nie znałam innego. –
westchnęła, spuszczając wzrok.
- A gdyby tak… - zaczął, ale
urwał onieśmielony.
- Gdyby tak co? – podchwyciła i
spojrzała na niego poważnie.
- Gdyby tak… Spróbować innym
sposobem?
- Jakim? – spytała, obrzucając go
podejrzliwym spojrzeniem.
- Może gdybyś zgodziła umówić się
ze mną, to przekonałabyś się, że tak naprawdę jestem strasznie nudny…
- Kiepski pomysł. – skwitowała.
- Dlaczego? – spytał prawie bez
tchu. A tyle go kosztowało to niby-swobodne zaproszenie jej na randkę!
- Randka z tobą może mnie
utwierdzić w uczuciach. I plan się nie uda.
- Zależy czyj plan. – mruknął w
odpowiedzi.
- Nie rozumiem cię teraz.
- Strasznie tego nie ułatwiasz. –
westchnął. – Niech więc będzie. Powiem to wprost i proszę, nie bądź okrutna.
- Ja? Okrutna? – zdziwiła się,
ale spojrzała na jego pełną napięcia twarz i spoważniała: - Proszę, mów.
- Tylko to strasznie trudne.
- Gdybym wiedziała, co chcesz
powiedzieć, spróbowałabym ci to ułatwić. Naprawdę.
- Ko… Kocham cię, Marinette. –
wykrztusił wreszcie.
- Ooo… Tego się nie spodziewałam.
– szepnęła, a on spojrzał na nią zdumiony. Też się nie spodziewał takiej
reakcji.
- A czego się spodziewałaś?
- Że spróbujesz mnie przekonać,
żebyśmy nadal się przyjaźnili.
- W sumie na tym też by mi zależało.
– przyznał z uśmiechem.
- Ale co z Chloe?
- Nie rozumiem.
- No, z tymi całymi zaręczynami i
w ogóle…
- Chyba nie myślisz, że poważnie
się przejąłem listem mamy Chloe i jakimiś głupotami o kołyskach? – roześmiał
się.
- No, ale twoja mama chciała…
- Moja mama chciała, żebym był
szczęśliwy. I żeby ktoś mnie kochał. – dodał, dotykając jej policzka. – I powiedziała
mi to osobiście. Nie nad kołyską, tylko jak już byłem na tyle dużym chłopcem,
żeby zrozumieć, co do mnie mówi.
- Myślę, że znalazłoby się całkiem
sporo dziewczyn, które cię kochają. – uśmiechnęła się krzywo.
- One kochają wyobrażenie o mnie.
Albo pieniądze. Albo to, że jestem sławny.
- Ciężko to wszystko nazwać
zaletami.
- No, raczej.
- No to mogę ci wyznać, że kocham
cię pomimo tych wszystkich niepożądanych okoliczności. – odpowiedziała mu z
uśmiechem Marinette.
- I właśnie o to mi chodziło! –
roześmiał się szczęśliwy.
A potem pochylił się i ją
pocałował.
KONIEC :-)
---
---
Komentarze
Prześlij komentarz