Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 28
W sobotni poranek Marinette obudziła się w cudownym nastroju, choć spała zaledwie kilka godzin. Nie mogli się rozstać ostatniej nocy, bo jak już jedno było zdecydowane na pójście spać, drugie właśnie nabierało ochoty na nowe pocałunki. Ostatecznie wystawiła Adriena za drzwi o trzeciej w nocy, informując go, żeby nie ważył się jej budzić przed dziewiątą. Roześmiał się tylko, pocałował ją w nos i uciekł do swojego pokoju, zanim dosięgnęły go jej ręce. Spojrzała na zegarek i ze zdumieniem stwierdziła, że jeszcze nie było dziewiątej – ledwie po ósmej, a ona już nie spała. Jakim cudem była tak wyspana? Przeciągnęła się i wtedy usłyszała ciche pukanie do drzwi. - Ekhm… proszę! – zawołała. - Dzień dobry, Księżniczko! – przywitał się z szerokim uśmiechem Adrien. - Siedziałeś pod drzwiami od świtu, czy jak? – zażartowała. - Tikki powiedziała mi, że się obudziłaś – wyjaśnił, przysiadając na rogu jej łóżka. - To straszne… Nasze kwami tak sobie będą fruwać teraz między pokojami i don...