Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 25

- To teraz się tłumacz. – Marinette uśmiechnęła się kokieteryjnie. – Dlaczego podrywałeś mnie w obu wcieleniach?
- Wcale nie miałem zamiaru podrywać cię w obu wcieleniach! – zapewnił Adrien. – To wyszło zupełnie niechcący. Po prostu nie umiałem trzymać się od ciebie z daleka… - dodał i przyciągnął ją z powrotem do siebie.
- Dobra, dobra… - przewróciła oczyma, nie dowierzając jego słowom. – Ale czemu w ogóle zacząłeś jako Czarny Kot? – spytała, znów oplatając ramionami jego szyję.
Nie przegapił tej okazji do pocałowania jej. Miał wrażenie, że jak już zaczął, nie będzie potrafił przestać. I było to dla niego zupełnie nowe odkrycie. Nigdy wcześniej tak nie czuł. Nawet… Nawet kiedy był z Kagami…
Nagle wspomnienie byłej dziewczyny zmroziło mu krew w żyłach. Przerwał pocałunek i oparł czoło o czoło Marinette. Przez chwilę stał tak z zamkniętymi oczami, a ona delikatnie gładziła jego kark, jakby zgadywała, co dzieje się w jego głowie.
- Opowiedz mi o Kagami – szepnęła.
- Teraz?! – poderwał głowę i spojrzał na nią zdumiony.
- W końcu nie opowiedziałeś… - uśmiechnęła się Marinette.
- Teraz to i tak już bez znaczenia. – Pokręcił głową. – Metoda klina zadziałała u mnie szybciej i skutecznej niż u ciebie…
- U mnie pewnie zadziałałaby szybciej, gdybyś mi tu nie mącił raz jako Adrien, raz jako Czarny Kot. Jak to się w ogóle stało, że po miesiącach siedzenia w swoim pokoju, zamiast pogadać z Nino, którego miałeś pod ręką, szukałeś wsparcia akurat u mnie? Przecież teoretycznie nie widzieliśmy się od kilku lat!
Adrien zerknął na nią niepewnie. Przez chwilę bił się z myślami, po czym usiadł w fotelu i pociągnął ją za sobą. Marinette usiadła mu na kolanach i przerzuciła nogi przez poręcz, zaś głowę oparła we wgłębieniu fotela. Obserwowała Adriena uważnie i czekała na jego wyjaśnienia.
- Tamtego dnia miałem już dość tego marazmu. Zdawałem sobie sprawę z tego, że uciekam w programowanie, żeby tylko nie myśleć o tym straconym czasie. Tym samym traciłem go jeszcze więcej. Nagle uświadomiłem sobie, że minęły chyba ze trzy lata…
- Czyli nie miesiące, a lata? – spytała szeptem Marinette i ostrożnie sięgnęła do jego włosów, które zaczęła delikatnie gładzić.
- Tak wychodzi… - zerknął na nią takim wzrokiem, że jej serce ścisnęło się boleśnie na widok tej udręki w jego oczach. – Wymykałem czasami jako Czarny Kot, szwendałem po mieście. No i wtedy, te dwa tygodnie temu, jakoś nogi same zaniosły mnie do ciebie. Kiedy zobaczyłem cię na balkonie, wydało mi się to takie naturalne, że to właśnie ty mogłabyś mi pomóc. Byliśmy przecież dobrymi przyjaciółmi…
Marinette bez słowa kiwnęła głową, choć wiedziała, że byli dla siebie kimś znacznie więcej – byli partnerami. A on dodatkowo był jej pierwszą miłością…
- Pomyślałem sobie wtedy, że może jak ci opowiem o moich problemach, to mi ulży i będę mógł pójść dalej ze swoim życiem. Nie przewidziałem tego, że twój dom zacznie się walić i że zamiast gadać o moim życiu, zajmę się ratowaniem twojego. Jak sobie przypomnę ten moment, kiedy powiedziałaś mi o tym, że kamienica może się zawalić w każdej chwili, to moje serce przestaje bić ze strachu, jak było blisko. Przecież mogłem cię stracić, nawet o tym nie wiedząc! Gdybym nie odwiedził cię tamtego wieczoru, mogłabyś… - urwał nagle, a oczy mu się niebezpiecznie zaszkliły.
Marinette uśmiechnęła się czule do niego i potargała mu włosy. Nie wiedział, że mogła się uratować sama. No i niebezpieczeństwo wcale nie okazało się takie ogromne, jak się jej pierwotnie wydawało… W końcu kamienica nadal stała…
- Ale wszystko dobrze się skończyło… - powiedziała ciepło. – Przyniosłeś mnie tutaj i zaopiekowaliście się mną… Choć w tamten pierwszy wieczór byłam taka skołowana…
- Dla mnie też to nie był łatwy wieczór. Musiałem się ciągle pilnować, żeby nie wygadać się, że ja to ja.
- Och… - Marinette nagle oblała się rumieńcem na wspomnienie tamtej kolacji. – Te żarty… O kociętach… To cię musiało zabijać…
- A nie zauważyłaś, że w którymś momencie przestałem jeść? – zaśmiał się Adrien.
- Alya była naprawdę nieznośna. Jak ona cię zmuszała do zajęcia stanowiska, czy powinnam się umawiać z Czarnym Kotem, czy nie! I to całe przesłuchanie.
- Przynajmniej przyznałem ci się do nazwiska przed ślubem… - zażartował, przypominając sobie, co powiedziała wtedy Marinette.
- Nie przypominam sobie, żebyś się oświadczał… - mruknęła.
- Wolisz życie na kocią łapę?
- Kocią? Poważnie?
- No tak się mówi, jak się żyje w związku bez ślubu, no nie? Ale szczerze mówiąc, nie chciałbym, żeby nasze kocięta były nieślubnymi dziećmi.
- Tak ci spieszno do tych dzieci? – zerknęła na niego podejrzliwie, po czym nagle ją olśniło: – Wszystko, żeby nie odpowiedzieć na moje pytanie, co?
- Które?
- O Kagami…
- Zapewniałaś mnie, że nie chcesz wiedzieć, co tam się wydarzyło – przypomniał z wyrzutem, na co ona przewróciła oczyma.
- Nie chcę znać szczegółów waszego związku. – Skrzywiła się. – Pewnie poszłabym skoczyć z okna…
- Znam to uczucie – mruknął, a kiedy spojrzała na niego pytająco, dodał: - Miałem ochotę skoczyć za każdym razem, kiedy mnie torturowałaś opowieściami o Luce.
- Sam pytałeś.
- Wiem. Masochista ze mnie. Nie wiem, po co chciałem to wiedzieć. Chyba żeby się dobić.
- Chciałeś mi pomóc. – Uśmiechnęła się ciepło do niego i zaczęła bawić się jego włosami. Jej wzrok podążał za dłonią, jakby obserwowanie światła tańczącego w jego włosach miało działanie terapeutyczne. – Tak sobie myślę, że pewnie nie byłabym tą samą osobą, gdyby w moim życiu nie było Luki.
- Nie mów, że powinienem mu jeszcze podziękować… - stwierdził kwaśno.
- Zazdrośnik! – zaśmiała się i zerknęła na niego. – Ale powinieneś mu podziękować. W sumie nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie on...
- A gdyby wrócił? – spytał Adrien, czując nagle ucisk w gardle.
- Pewnie by się ucieszył, że jestem szczęśliwa – szepnęła i znów zaczęła obserwować kosmyki jego włosów i światło tańczące na nich. – Chociaż sama nie wiem... Nie rozstaliśmy się w przyjaźni...
- A gdyby przyszedł błagać o przebaczenie i żebyś wróciła do niego?
- Nie, Adrien. To zamknięty rozdział. Wiesz... Z trudem, ale w końcu mu wybaczyłam. Nie chciałam nosić tej zadry w sercu. Ale nie wrócę do niego. Zresztą, zdradził mnie. Złamał mi serce...
- Ja też cię zdradziłem… Też złamałem ci serce – szepnął Adrien.
- Kiedy ? – zdziwiła się.
- Biedronka, Kagami…
Marinette stłumiła uśmiech na myśl o to, że Adrien traktował jej alter ego jako jej potencjalną rywalkę. Z drugiej strony poczuła presję – zupełnie jakby Tikki wysyłała jej telepatyczne sygnały – że nadszedł czas podzielenia się z nim tym wielkim sekretem. A to wywołało w niej skurcz bardzo podobny do stresu, jaki odczuwała choćby dzisiaj przed zajęciami z projektowania.
- Jak to mogła być zdrada, skoro nie byliśmy parą? Byliśmy przyjaciółmi. I nie złamałeś mi serca, bo przecież zrozumiałam, że twoje serce już wybrało. Mogłam cię tylko wesprzeć.
- Sam nie wiem, czy tak serce wybrało… Kagami była po prostu pierwszą dziewczyną, przy której czułem się swobodnie. Zresztą, dawała mi takie poczucie bezpieczeństwa. Widziałem, że jej zależy na mnie, na prawdziwym mnie. Nie na sławnym modelu, ale na zwykłym chłopaku. Zaprzyjaźniliśmy się. Niejako oswoiła mnie. Dopiero potem… - tu przerwał i skrzywił się. – Dopiero potem odkryłem, jak toksyczna była nasza więź. Dopiero kiedy wyjechałem na parę tygodni i spojrzałem na nasz związek z perspektywy kilku tysięcy kilometrów, zrozumiałem, jak bardzo zaborcza i zazdrosna była. Odcięła mnie od wszystkich przyjaciół. Miałem należeć tylko do niej. Tak samo jak ojciec... On też zawsze chciał trzymać mnie zamkniętego w domu, odizolowanego od świata. Pewnie dlatego tak popierał nasz związek. Byłem otoczony szczelną ochroną i kontrolą. No i kiedy to zrozumiałem, zerwałem z nią. Od razu po powrocie. Boże, jaka ona była na mnie wściekła!
- Ach… Pamiętam… - westchnęła Marinette. – Nie sądziłam, że to dlatego, że z nią zerwałeś. Boże, jaka to była ciężka walka. Już myślałam, że tym razem sobie z nią nie poradzimy.
- Przecież ciebie tam nie było? – zdziwił się. – Skąd…?
- Adrien… Myślę, że powinnam ci już dawno powiedzieć, że… Uch… Byłam tam. U twojego boku.
Zerknął na nią zaskoczony. Przez myśl przeleciało mu chyba z milion myśli i obrazów, w których raz po raz atakowały go wspomnienia, a w każdym z nich te dwie najbliższe mu osoby występowały odrębnie. Jakim cudem mogły się okazać jedną i tą samą – niezwykłą Marinette?
- Zaraz, zaraz… - zawahał się.
- Spokojnie, Adrien.
- Jak mam być spokojny?!
Jego reakcja zaskoczyła ją całkowicie. Nie okazał spodziewanej radości, ulgi czy choćby odrobiny niedowierzania. Niby nadal trzymał ją w objęciach, na swoich kolanach, ale patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami, jakby coś w nim dojrzewało i miało lada moment wybuchnąć. I owszem, wybuchło.
- Teraz już wszystko rozumiem! To twoje przepytywanie na dachu dzisiaj i te porady, żebym do ciebie przyszedł. Wiedziałaś, że mówiłem o tobie! I nic nie powiedziałaś! Nic dziwnego że mnie pocałowałaś, skoro praktycznie wyznałem ci uczucia, mimo że nie miałem pojęcia, że ty to ty i że przyznając się do nich Biedronce, wyznaję je tobie!
- Uprzejmie ci przypominam, że tydzień temu ja też wyznałam ci uczucia i też nie wiedziałam, że ty to ty… - wtrąciła cierpko Marinette.
- Więc postanowiłaś się odpłacić tym samym?
- Czy ty myślisz, że to tak łatwo było ci powiedzieć, że jestem Biedronką?
- No, mam nadzieję, że nie! Pewnie to dlatego od początku tak wypytywałaś mnie o Biedronkę? – spytał z wyrzutem.
- Po co niby?
- Żeby się dowiedzieć, czy chowam urazę.
- Teraz to wymyślasz! – zdenerwowała się. – To raczej ty ciągle mnie podpytywałeś o samego siebie, pod przykrywką Kota! Jak wytłumaczysz te ciągłe aluzje do programisty za ścianą? I jeszcze przylazłeś tu jako Kot, kiedy byłam chora, mimo że się mną opiekowałeś i mogłeś przyjść jak człowiek… Za to wypytywałeś o Adriena jak o obcego!
Poczucie winy wypełzło mu na twarz momentalnie. Zerknął na nią skruszony.
- Nie jestem z siebie dumny… - przyznał po chwili. – Ale… Po tym wszystkim trudno mi było uwierzyć, że ktoś mógłby… No wiesz… Tak bezinteresownie… I nie tak zaborczo… Po prostu mnie kochać… - wyznał, a jej od razu serce stopniało.
- Moje ty biedactwo… I jak ja się mam z tobą kłócić?
- Nie dasz rady. Jestem tak żałosny, że nawet się nie nadaję do porządnej kłótni.
Marinette zaczęła kojąco gładzić jego włosy, a on wtulił się w jej szyję, jakby właśnie tego ukojenia potrzebował. Przyciągnął ją bliżej do siebie, a potem podniósł głowę. Przez moment patrzyli sobie w oczy, a potem Adrien mruknął coś niezrozumiale i pocałował ją – nie jak do tej pory, ale z mocą, namiętnie, jakby nie umiał inaczej wyrazić tych wszystkich uczuć, które nagromadziły się w jego sercu. Byli tak pochłonięci sobą, że nawet nie zareagowali na krótkie pukanie do drzwi ani na energiczne otwarcie drzwi. Oderwali się od siebie dopiero na słowa Alyi:
- Nino, chyba mam zawał…

---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 24  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 26

Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Szalik dla Dwojga - Cz. 16

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 4

Ta Noc - cz.20

Pan Gołąb po raz 72