Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 24

Marinette ledwie wysiedziała na zajęciach. Na szczęście Pierre de la Idiota był tak przejęty spotkaniem z superzłoczyńcą, że zapomniał być złośliwy. Wykrztusił z siebie nawet pochwałę pod adresem Marinette i jej najnowszego projektu, wprawiając ją w totalne zdumienie. Zresztą, cała grupa zachowywała się dość nietypowo, jakby wszyscy byli jeszcze pod wpływem szoku, jaki wywołała Futrzana Furia. Być może dla niektórych było to pierwsze zetknięcie z superzłoczyńcą, choć biorąc pod uwagę lata działalności Władcy Ciem, było to raczej mało prawdopodobne…
Wreszcie zajęcia dobiegły końca i wszyscy byli wolni. Pierre uciekł z sali w pośpiechu, jakby się bał komentarzy pod adresem jego krótkiego epizodu bycia wieprzem. Marinette zaś wykorzystała tę okazję do tego, żeby pozbierać swoje rzeczy i jak najszybciej biec do domu. Spodziewała się dzisiaj odwiedzin Czarnego Kota. Postanowiła zostawić notkę na parapecie, na wypadek gdyby nie posłuchał jej rady i czekał na list. Trzeba było się pospieszyć, więc lekko zirytowało ją pytanie Véronique:
- Lecisz już?
„Nie widać?!” miała ochotę odpowiedzieć Marinette, zamiast tego jednak mruknęła:
- Spieszę się trochę…
- Rozmawiałaś już z Adrienem?
- Mam zamiar zrobić to dzisiaj…
- Ach, rozumiem… To już cię nie zatrzymuję. Powodzenia!
- Dzięki…
Po tych słowach Marinette wybiegła z sali. Z jednej strony słowa Véronique dodały jej nieco odwagi przed czekającą ją rozmową. Z drugiej – zabrały jej kilka minut bezcennego czasu. Chciała dotrzeć do domu jak najwcześniej, żeby zdążyć przed Czarnym Kotem, zanim on sprawdzi, czy na parapecie czeka na niego list. Jeśli nie znajdzie koperty, może zamknąć się w sobie na zawsze. Lub przynajmniej do jutra! A Marinette nagle poczuła, że nie jest w stanie czekać ani jednego dnia dłużej. Nie po tym, co stało się w kuchni ostatniej nocy. I nie po tym, co powiedział jej Czarny Kot dzisiaj na dachu.
Miała pokusę skorzystać z mocy Biedronki, żeby szybciej znaleźć się w mieszkaniu, jednak Tikki szybko wybiła jej ten pomysł z głowy:
- Nigdy nie wiesz, kto może obserwować cię z ukrycia. Przypomnę ci tylko, że masz ostatnio pewnego superbohaterskiego wielbiciela, który może patrolować twoją drogę powrotną z uczelni.
- Masz rację! – opamiętała się dziewczyna. – Tydzień temu przyszedł przecież po mnie po zajęciach. Kiedy padało. Ale po tym, co mi powiedział dzisiaj po walce, możemy być spokojne, że nie przyjdzie mnie odprowadzić do domu.
- Co nie wyklucza możliwości, że obserwuje cię z jakiegoś dachu… - zauważyło kwami. – Proponuję nie kusić losu i wrócić normalnie.
- Ech… Przekonałaś mnie. To idziemy… - westchnęła Marinette i ruszyła przed siebie.
Z dachu sąsiedniego budynku odprowadzało ją uważne spojrzenie pary zielonych oczu. Czarny Kot dyskretnie śledził dziewczynę, aż do drzwi wejściowych do ich kamienicy. Odczekał kilka minut i na widok zapalającego się światła w jej pokoju, odetchnął głęboko – ni to z ulgą, ni to ze zdenerwowania. Zamierzał ją odwiedzić mimo braku wiadomości z jej strony, a to napawało go strachem, bo nie miał pojęcia, jak zostanie przyjęty. Miał jednak w pamięci ich ostatnią rozmowę w kuchni dzisiejszej nocy. Prawie ją tam pocałował! A ona nie sprawiała wrażenia, jakby zamierzała mu w tym przeszkodzić.
Tyle że… Był wtedy Adrienem. Nie Czarnym Kotem…
Pokręcił głową zrezygnowany. Namieszał. Sam zmusił ją do wybierania między dwoma jego wcieleniami. Ależ z niego skończony baran! Wreszcie otrząsnął się z tych myśli. Trzeba było działać! Tym bardziej, że Marinette właśnie uchyliła okno w swoim pokoju – zupełnie jakby chciała wysłać mu sygnał, że będzie tam mile widziany.
Zeskoczył z dachu i odbiwszy się na kocim kiju, wylądował na parapecie z właściwym sobie wdziękiem.
- Dobry wieczór, Księżniczko! – przywitał się z nieśmiałym uśmiechem.
- Och, dobry wieczór… - odpowiedziała miękko, odwracając się w stronę okna.
- Gotowa na spotkanie grupy wsparcia? – spytał, udając beztroskę.
- Nie – pokręciła głową, patrząc na niego poważnie. – Dzisiaj postanowiłam wreszcie rozwiązać problem złamanego serca raz na zawsze.
- Jak? – wykrztusił z trudem, a przez głowę przemknęła mu myśl, że ona zaraz wyrzuci go przez okno i powie, żeby już nigdy do niej nie przychodził. Zerknął na nią niepewnie i wszelki wypadek zeskoczył z parapetu. Zaryzykował: – Wypierasz się miłości po wsze czasy?
- Nie. Wybrałam opcję klin klinem – odpowiedziała, po czym podeszła do niego, bezceremonialnie objęła go za szyję i pocałowała.
W pierwszej chwili był zbyt zaskoczony, by zareagować właściwie. To było tak nierealne, że wszystko się tak cudownie ułożyło. A jednocześnie tak bardzo prawdziwe – dotyk ust Marinette na jego wargach, jej ręce oplecione na jego karku. W tym pocałunku było coś dziwnie znajomego, a może po prostu byli dla siebie stworzeni i to dlatego czuł się tak komfortowo?
Tyle że tak skupił się na wewnętrznym przeżywaniu tej chwili, że Marinette odebrała jego bierność zupełnie na opak. Nagle zabrakło jej determinacji i przerwała pocałunek. Jej ręce zsunęły się z jego szyi i ramion, ale zdążyła się odsunąć jedynie o centymetry od Czarnego Kota, kiedy on – mruknąwszy ledwie zrozumiałe „Nie!” – podążył za nią i pocałował ją, przelewając w tym pocałunku całą tęsknotę, jaka nazbierała się w nim przez ostatnie dni, o ile nie lata…
Objął ją mocno, a ona natychmiast przylgnęła do niego. Mogliby się tak całować całą wieczność i jeszcze by im było mało. Kiedy oderwali się od siebie na chwilę, spojrzeli sobie w oczy z bliska, stykając się nosami, jakby już tęsknili za dotykiem swoich ust.
- Więc tak to jest… - szepnęła Marinette i pogładziła Czarnego Kota po policzku. – Kiedy spełniają się twoje marzenia.
- Marzyłaś o tym, żeby mnie pocałować, Księżniczko? – uśmiechnął się triumfalnie.
- Ciebie też. Was obu.
- Czekaj, ty mnie teraz do kogoś porównujesz? – Odsunął się nieco od niej i spojrzał na nią uważnie. – Jakiś ranking prowadzisz, czy co?
- Głuptas z ciebie, Adrien! – parsknęła. – Ciebie mam na myśli. I ciebie – dodała, wskazując jego i ścianę łączącą jej pokój z pokojem Adriena.
- Ty wiesz? – wykrztusił osłupiały.
- W końcu się domyśliłam. Jako Adrien znikałeś tuż przed pojawieniem się u mnie jako Czarny Kot. Wracałeś do mieszkania zaraz po tym, jak Czarny Kot wychodził ode mnie. No, a potem ten kubek. I nocne odwiedziny, kiedy byłam chora. W sumie, nie było to trudne do wymyślenia. Raczej trudne do uwierzenia.
- To dlatego mnie pocałowałaś, tak? Bo wiesz, że jestem nim, tak? – rzucił rozczarowany.
Marinette spojrzała na niego ciężko i skrzyżowała ramiona na piersi:
- Ty się Kocie prosisz, żeby wylecieć z tego piątego piętra! Co za różnica, czy całuję ciebie czy Adriena? O ile tylko nie masz schizofrenii, jesteś tą samą osobą! – nagle przerwała i dodała już lżejszym tonem, lekko się uśmiechając: – Choć nie ukrywam, że ulżyło mi, że nie będę musiała wybierać między wami…
I pod wpływem nagłego impulsu przytuliła się do niego ze wszystkich sił, żeby jej przypadkiem nie uciekł albo żeby jej nie odepchnął. Ale on od razu objął ją ramionami i zamruczał zadowolony.
- Ale tak czysto hipotetycznie… - mruknął z uśmiechem, a ona westchnęła przesadnie. Ech, ten Kot! – To którego byś wybrała?
- Do ponownego zaludniania ziemi? – podchwyciła, a on zaśmiał się cicho w jej włosy, bo przecież przypomnieli sobie tę samą rozmowę. – To zależy. Z Adrienem będę miała na pewno ładniejsze dzieci. Z tobą wiąże się ryzyko, że kocięta będą miały czarne uszy lub ogonki…
- Myślę, że będę rozczarowany, jeśli urodzą się bez ogonków – mruknął, a ona się roześmiała.
Przez moment chichotali objęci ciasno. I obojgu było po prostu błogo. Nagle jednak Marinette spoważniała i szepnęła:
- Boże, to straszne…
- Co?
- Właśnie przyszedł mi do głowy genialny pomysł na dziecięce piżamki. Muszę to narysować! – Oderwała się od niego, ale Czarny Kot szybko chwycił ją za rękę, mówiąc stanowczym tonem:
- Nie! Zrobisz to później.
- Ale…
- Nie – powtórzył. – Teraz jest czas przytulania. Zbyt wiele razy widziałem, jak mój ojciec ucieka w pracę. Nie pozwolę ci na to!
- Ale ten pomysł mi ucieknie – upierała się Marinette.
- Nie ucieknie – zapewnił. – Pamiętam, czym cię zainspirowałem – dodał, a ona zachichotała i przytuliła się mocniej do niego.
- Wiesz, Kocie? – odezwała się po chwili. – Tak sobie pomyślałam…
- Hm? – mruknął zadowolony, wciąż myślami wśród dzieci w kocich piżamkach.
- Dobrze by było, żebyś się przemienił… - szepnęła.
- Czyli jednak Adrien? – skrzywił się.
- Raczej pragmatyzm.
- Już ci mówiłem, że to się ściąga. – Mrugnął do niej znacząco, sięgając do kociego dzwoneczka.
- Kocie, tobie tylko jedno w głowie! – Przewróciła oczami. – Pomyśl przez chwilę o konsekwencjach.
- Biorąc pod uwagę te dzieci z ogonkami, można powiedzieć, że myślę o konsekwencjach…
- Kooocie… - mruknęła. – Mówię poważnie. Już raz Alya nakryła cię u mnie w pokoju. Jeśli weszłaby teraz lub pięć minut temu, kiedy się całowaliśmy, to oficjalnie jako Adrien byłbyś dla mnie skreślony. A chciałam zauważyć, że więcej czasu spędzam z twoim cywilnym „ja” – wyjaśniła, a on po chwili zastanowienia przyznał:
- Jesteś bardzo praktyczną osobą. Lubię to. No dobra… Plagg, chowaj pazury!
Sekundę później stał przed nią Adrien i uśmiechał się nieśmiało.

---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 23  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 25

Komentarze

Popularne:

Wybieram okładkę opowiadań!

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 20

Ta Noc - cz.20

Powiedziała TAK - cz. 1

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1