Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 23
Marinette szła na zajęcia z
Pierre’em de la Coste mocno zestresowana. Przez cały piątek rozgrzewało ją od
środka wspomnienie tej krótkiej nocnej rozmowy z Adrienem, ze szczególnym
uwzględnieniem samej jej końcówki, w której główną rolę odgrywał kubek z Kotem
z Cheshire. Jednak przed zajęciami z projektowania nawet ono nie potrafiło
stłumić lodowatego strachu przed nieobliczalnym nauczycielem.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 22 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 24
Gdy de la Coste pojawił się w
drzwiach, żołądek Marinette wykonał podwójne salto, a dłonie same zacisnęły się
w pięści. Całe szczęście, że swój projekt przezornie położyła wcześniej na
stole, bo gdyby trzymała go w ręce, właśnie by uległ zniszczeniu. Zerknęła
kontrolnie na swoją pracę i tym samym umknął jej moment, kiedy najbardziej
zawistny i znienawidzony wykładowca na uczelni zamienił się w najzwyklejszą
świnię! Zanim studenci zdążyli wyrazić ogólną radość z nowego wyglądu swojego
nauczyciela, do sali ćwiczeniowej wpadła cudaczna futrzana istota z okrzykiem:
- Masz za swoje, wieprzu! Może to
cię nauczy, jak należy traktować innych!
Studenci przyklasnęli tym słowom,
zaś Marinette poczuła się rozdarta między obowiązkiem a dziką satysfakcją z kary
wymierzonej swojemu prześladowcy. Była pewna, że stała przed nią ofiara akumy. I
choć nie wiedziała, czym Władca Ciem ją skusił ani jakie dał jej supermoce, zdawała
sobie sprawę z tego, że należy ją jak najszybciej pokonać. W tym celu musiała
się natychmiast i niezauważalnie ewakuować z sali.
- Cisza! – superzłoczyńca uciszył
rozbawionych studentów. – Sami nie jesteście lepsi! Jestem Futrzana Furia i
nauczę was wszystkich szacunku do zwierząt i do naszej planety!
Radość natychmiast zamieniła się
w strach. Parę dziewczyn zaczęło piszczeć z przerażenia, zaś superbohaterce
zaczął się palić grunt pod nogami. Musiała jakoś stamtąd uciec. I wydostać
swoich kolegów z roku. Na szczęście Pierre de la Coste – będący obecnie we
wcieleniu tłustego wieprza – robił tyle zamieszania i tak angażował uwagę
Futrzanej Furii, że wreszcie Marinette dostrzegła szansę dla siebie i
pozostałych.
Ukrywając się za ławkami,
przeprowadziła grupę studentów bezpiecznie do drzwi, a następnie wypuściła ich
kolejno na korytarz. Sama wychodziła ostatnia, jak przystało na superbohaterkę.
Już z ręką na klamce odwróciła się jeszcze, żeby zlustrować salę ćwiczeniową, czy
ktoś nie został w tyle, kiedy nagle dostrzegła Czarnego Kota na parapecie jednego
z okien. On też właśnie obrzucał uważnym spojrzeniem całe pomieszczenie. I
nagle spotkali się wzrokiem w pół drogi – zielone oczy Czarnego Kota i błękitne
Marinette. Przez jego twarz przebiegł cień, jakby przeraziła go myśl, jak
blisko niebezpieczeństwa znalazła się jego ukochana. Marinette kiwnęła mu głową
na znak, że wszystko było w porządku, po czym szybko opuściła salę. Nie
chciała, żeby jej obecność rozproszyła go w walce z superzłoczyńcą.
Na korytarzu bez wahania
skierowała się do najbliższej toalety, by przemienić się w Biedronkę i móc natychmiast
ruszyć na pomoc swojemu partnerowi. Kiedy wpadła do sali, Czarny Kot skakał po
meblach, a Futrzana Furia bezskutecznie próbowała dopaść go pociskiem. Wieprz
de la idiota kwiczał upokorzony i wił się przy katedrze, ale bynajmniej nie
pomagał w walce z superzłoczyńcą.
- Zamienię cię w mysz, dachowcu!
– wrzeszczała Furia.
- Co prawda jestem Czarnym Kotem,
ale nie jadam myszy! – zaśmiał się superbohater. – Właściwie to nie jadam za
dużo mięsa. Można by powiedzieć, że jestem prawie wegetarianinem.
Biedronka spojrzała na partnera
rozbawiona. Kilka dni temu wsuwał pizzę z salami. Ta potrawa nawet nie leżała
koło menu wegetariańskiego.
- Możesz kłamać do woli! –
zaśmiała się Furia. – Jak tylko cię trafię, to wyjdą na jaw wszystkie twoje
kłamstwa! Zaraz zmienisz się w zwierzę, które przed chwilą jadłeś.
- Ach, czyli jesteś z tych
nawiedzonych wegetarian… - wtrąciła ironicznie Biedronka tylko po to, żeby
wytrącić przeciwniczkę z równowagi.
- Ten świat zmierza ku zagładzie!
– wrzasnęła Furia, przypadkiem dotykając naszyjnika z pandą, symbolem WWF.
- A ty wybitnie pomagasz mu w tej
drodze! – odcięła się Biedronka, domyślając się od razu, gdzie może być ukryta
akuma.
- Nieprawda! Ja tylko chcę, żeby
ludzie się opamiętali. Żeby poczuli się jak te biedne zwierzęta, które przed
chwilą jedli!
- Szczęśliwy Traf! – Superbohaterka
przerwała pogawędkę i przeszła do działania.
Po chwili w jej dłoniach
wylądował talerz ze stekiem. Futrzana Furia rzuciła się z wściekłością na Biedronkę,
która zdążyła umknąć w ostatniej chwili. Krzyknęła krótko do Czarnego Kota:
„Naszyjnik!”, a on sekundę później zniszczył kryjówkę akumy swoim kotaklizmem.
W następnej chwili na podłodze siedziała zdezorientowana szczupła blondynka, w
której zarówno Biedronka jak i Czarny Kot rozpoznali supermodelkę – wszak oboje
znali branżę mody od lat.
- Co… Co się stało? – spytała
kobieta.
- Opętała panią akuma – wyjaśniła
Biedronka, przysiadając obok oszołomionej blondynki.
- A co tu robi ta świnia?
- Zamieniła pani jednego z
nauczycieli w wieprza. Nie mam pojęcia, czym panią uraził, ale znając tego
osobnika, z pewnością coś wymyślił …
- To prawda. Ostatnie, co
pamiętam, to zniewaga. Ale wcześniej byłam na rozmowie w sprawie sesji
zdjęciowej u jednego z bardziej cenionych projektantów mody w Paryżu. Nie wiem,
czy znacie Gabriela Agreste’a?
Czarny Kot natychmiast się
usztywnił, zaś Biedronka poczuła, jak zamiera w niej serce. Biedny Adrien! A
ona nie mogła nic zrobić!
- Słyszeliśmy o nim –
odpowiedziała w imieniu ich obojga.
- Kazał mi pozować w futrach. Naturalnych!
Tego się już nie robi. Poza tym wyraźnie określiłam moje warunki w kontrakcie! Ja
nawet nie pijam wody z butelek plastikowych! Tylko szklane opakowania. Wszyscy
w branży o tym wiedzą! Wyszłam zniesmaczona. Ale to jeszcze było nic. Potem
trafiłam na tego wieprza. Zaczął się wywyższać, udowadniać mi, że jestem nikim,
bo pochodzę z kraju, który nie ma osiągnięć w branży. Idiota! Sam nie wie, co
mówi! A ja nie jestem nikim! Miałam kontrakty ze światowymi potentatami, znam
niemal wszystkie wybiegi na świecie. Byłam na okładkach Vogue’a!
- Wiemy… - mruknęła Biedronka.
Czarny Kot poderwał głowę i zerknął na nią zdumiony. On wiedział, z kim
rozmawiali, ale skąd wiedziała o tym jego partnerka?
- Czuję się taka bezsilna –
kontynuowała modelka. – Ludzie są głupi. Nie wiedzą że niszczą naszą planetę.
Wiecie, że w Polsce ludzie palą najgorszym węglem albo nawet śmieciami? Nie
mają pojęcia, co robią z powietrzem. A potem sami to wdychają. Oddychają tym
ich dzieci. Co oni zostawią po sobie?
- Niech pani nie traci nadziei… -
Uśmiechnęła się Biedronka pocieszająco. – Nie można się poddawać. Przecież my
też po coś ratujemy Paryż raz po razie…
- Dziękuję.
- A co robimy z tym wieprzkiem? –
wtrącił Czarny Kot.
Jego partnerka spojrzała z
wahaniem na kropkowany talerz.
- Aż żal mi używać zaklęcia
naprawiającego szkody… - westchnęła. – Ten idiota wróci do siebie. Z pewnością
niczego się nie nauczył…
Czarny Kot zerknął na nią
niepewnie po raz kolejny. Czyżby reputacja Pierre’a de la Coste była aż tak
znana?
- Musimy wracać – mruknął w
stronę Biedronki, po czym zwrócił się do modelki: - Poradzi sobie pani?
- Jasne! Dzięki za przywrócenie
mi nadziei w młodych ludzi.
- Nie ma za co. Aha, i dziękuję
za sól z uzdrowiska… - szepnęła Biedronka. – Znam kogoś, komu bardzo ona
pomogła…
A potem użyła zaklęcia „Niezwykła
Biedronka!”, z żalem obserwując powrót Pierre’a de la Coste do swojej zwykłej, parszywej
postaci.
- Tej pani należą się
przeprosiny! – rzucił w jego stronę Czarny Kot na odchodnym, wskazując przy tym
supermodelkę. – Nie tylko tej, zresztą…
Biedronka spojrzała na swojego
partnera z wdzięcznością. Wyskoczyli razem na dach budynku. Właściwie każde z
nich powinno wracać do przerwanych obowiązków, jednak żadne nie potrafiło się
ruszyć z miejsca. Czarny Kot najwyraźniej zbierał się na odwagę, żeby coś
powiedzieć…
- Wszystko w porządku, Kocie? –
spytała wreszcie Biedronka, kładąc mu delikatnie dłoń na ramieniu.
- Nie bardzo…
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie spieszysz się? – zerknął na
nią zdziwiony.
- Zdążę – zapewniła go. – Nie mam
daleko… - dodała pod nosem, bardziej do siebie niż do niego.
- Ech… - zawahał się.
- Co cię gryzie?
- Umiesz naprawiać to, co zepsuła
akuma. Czy… Czy umiałabyś naprawić coś, co zepsuł ktoś, kto nie był pod wpływem
akumy?
Od razu wiedziała, co mógł mieć
na myśli. I jej serce boleśnie się ścisnęło. Przez chwilę wydawało jej się, że
może to był odpowiedni moment, by wyjaśnić sobie wszystko, ale szybko porzuciła
tę myśl. Stali na dachu uczelni, w biały dzień. W każdej chwili ktoś z dołu
mógł ich dostrzec. A ona wciąż nie była pewna, jak Czarny Kot zareaguje na rewelacje,
które musiała mu przekazać.
- Co się stało, Kocie? – spytała
miękko.
- Schrzaniłem… - szepnął i usiadł
nagle, jakby się nogi pod nim załamały.
- Nie dramatyzujesz za bardzo? –
próbowała zażartować, ale obrzucił ją spojrzeniem tak pełnym wyrzutu, że natychmiast
usiadła obok niego i objęła go ramieniem w geście pocieszenia. – Przepraszam…
- A ty jak byś się czuła, gdyby
twoje szczęście było na wyciągnięcie ręki, a ty zrobiłabyś błąd, po którym nie
byłoby odwrotu?
- Z pewnością można to jeszcze
naprawić! – zapewniła go Biedronka, winiąc się jednocześnie za opieszałość w
odpisywaniu Czarnemu Kotu na jego list.
- Zwierzyła mi się. Opowiedziała
mi wszystko. Wszystko, rozumiesz? A ja sobie poszedłem. Zostawiłem ją.
Wyobrażasz sobie, co mogła pomyśleć o mnie? – spytał z takim bólem, że zachciało
jej się płakać. Tym bardziej, że mogła mu przecież powiedzieć, że nie pomyślała
o nim nic złego. Przyczyna jej milczenia leżała nie w jego odejściu, tylko w
odkryciu jego tożsamości.
- Dlaczego z nią nie
porozmawiasz? – zaproponowała, z trudem znajdując słowa.
- Dałem jej wolną rękę, żeby
zdecydowała, czy w ogóle ma ochotę jeszcze mnie widzieć…
- Musisz z nią porozmawiać.
- Ona chyba nie chce mnie teraz
widzieć…
- Wca… - zaczęła, ale w porę
ugryzła się w język. – Kocie…
- Przepraszam, nie powinienem
zawracać ci głowy moimi problemami sercowymi…
- Nie zawracasz głowy, tylko…
- Wiem, to dziwne, że rozmawiam o
dziewczynie akurat z tobą, co?
- Już rozmawialiśmy kiedyś o twojej
dziewczynie, pamiętasz?
- To było wieki temu. I to była
pomyłka.
- Skąd ta pewność, Kocie? Może
nie byłbyś tym, kim jesteś dzisiaj, gdyby nie… ona? – zawahała się, bo prawie
jej się wymsknęło „Kagami”.
- Nie wiem… - Czarny Kot wzruszył
ramionami. – Na pewno byłbym szczęśliwszy…
- Tego nie dowiesz się nigdy.
Wiesz, moje kwami lubi mi powtarzać, że wszystko dzieje się po coś. Może nawet
ta dzisiejsza akuma po coś była…
- Na pewno przyprawiła mnie o
zawał serca. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem, kiedy zobaczyłem ją obok superzłoczyńcy.
- Akumę?
- Ma… Tę moją dziewczynę.
- Ach… - westchnęła i znów
zrobiło jej się gorąco. Jak ostatniej nocy, kiedy trzymali razem kubek. –
Porozmawiaj z nią – powtórzyła, ściskając znacząco jego ramię.
- Ale…
- Nie czekaj na wiadomość. Po
prostu idź do niej. Zaufaj mi!
Po tych słowach uciekła, bo
czuła, że jeszcze chwila i po prostu pocałuje go tu i teraz. A Czarny Kot
został na dachu sam. Z mocno zdetonowaną miną.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 22 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 24
Komentarze
Prześlij komentarz