Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 27
Adrien stał tuż za Marinette,
więc musiała się odwrócić do niego i lekko go odepchnąć, żeby móc się ruszyć.
Ale on ani drgnął. Zaczął ją za to całować.
---
- Czekaj, czekaj… Ja chyba miałam
się o coś z tobą pokłócić… - szepnęła między jednym pocałunkiem a drugim.
- To się pospiesz, bo przeszedłem
już do etapu godzenia się… - zażartował Adrien i zaczął całować ją po szyi.
- Ale… Jakoś nie mogę się skupić…
- wyznała, na co on zachichotał.
- I bardzo dobrze…
- Nie sądzisz, że powinniśmy
pójść najpierw chociaż na jedną randkę? – Westchnęła, ze zdziwieniem
stwierdzając przy okazji, że jakimś niepojętym cudem jej nogi oplotły biodra
Adriena.
- Nie.
- Nie?! – wykrzyknęła oburzona.
- Nie na jedną randkę,
Mari – doprecyzował. – Zamierzam cię wziąć na sto, na tysiąc, na milion randek.
Nie. Na n randek, gdzie n dąży do nieskończoności…
- Ależ z ciebie nerd, Agreste –
zaśmiała się.
- Twój nerd, Księżniczko.
- I naprawdę chcesz tyle czekać?
Aż milion randek?
- Na co?
- Na kontynuację tego, co
robimy... – zachichotała.
- Już dość się naczekałem...
- Au, niecierpliwy z ciebie
Kot... Dwa tygodnie to długo?
- Całe życie... – poprawił ją,
patrząc jej w oczy z takim ogniem, że aż zabrakło jej tchu.
A potem znów zaczął ją całować.
Oderwali się od ściany i Adrien, nie przerywając pocałunków, przeniósł ich z
powrotem na fotel. Marinette trochę się zakręciło w głowie. Zupełnie jakby była
lekko pijana.
- Uderzasz do głowy jak szampan… –
szepnęła nagle. – I chyba uzależniam się od twoich pocałunków...
Adrien roześmiał się w
odpowiedzi.
- Ja też, Moja Pani...
- Twoja, Kocie… A ty jesteś mój.
Nie oddam cię już żadnej.
- Wychodzi na to, że metoda
podsunięta przez Alyę rzeczywiście działa… - wymruczał Adrien i znów zaczął
całować Marinette po szyi.
- Jaka znów metoda? – zaśmiała
się, na co on podniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony:
- Klin klinem… - przypomniał jej.
- No, nie do końca klin klinem… -
stwierdziła z namysłem.
- To znaczy? – Zerknął na nią z zaciekawieniem.
- Właśnie sobie uświadomiłam, że
gdybym te kilka lat temu znała twoją tożsamość, nie potrzebowalibyśmy teraz tej
całej grupy wsparcia. Nie byłoby złamanych serc… Od lat bylibyśmy szczęśliwą
parą…
- No, ale sama mi powiedziałaś,
że gdyby nie… - zawahał się, ale po chwili zastanowienia dokończył
dyplomatycznie: - Gdyby nie nasze doświadczenia, nie bylibyśmy tacy, jacy
jesteśmy.
- Naprawdę coś tak mądrego
powiedziałam?
- Nawet dwa razy. Najpierw mnie
na dachu, a potem tutaj o sobie. I tak sobie myślę…
- No? – pospieszyła go, kiedy
zawiesił głos.
- Gdybym cię nie stracił, to
pewnie nie udałoby mi się zauważyć, jaka jesteś wspaniała. Jakim cudem ja tego
nie widziałem w szkole?
- Bo zachowywałam idiotycznie
przy tobie. Nie umiałam nawet sklecić pojedynczego zdania. Już nie pamiętasz?
- Myślałem, że jesteś po prostu
nieśmiała… I myślę, że to było urocze…
- Mówisz tak teraz, bo jesteś
zaślepiony.
- Źle ci z tym? – mrugnął do
niej.
- Nie.
- Mnie chyba jeszcze nigdy nie
było tak dobrze… - szepnął i przytulił się do niej, obejmując ją ciasno. – Nie wiem, jak ja dzisiaj od ciebie wyjdę.
- To nie wychodź… - wyrwało jej
się i dopiero kiedy podchwyciła jego zaskoczone spojrzenie, dotarło do niej,
jak mógł zrozumieć – i jak zapewne zrozumiał, jej słowa.
- Serio? – spytał z lekką
chrypką.
- Nie to miałam na myśli…
- mruknęła, czerwieniąc się okropnie. – Chodziło mi raczej o to, że nikt cię
jeszcze nie wygania.
- Czyli nie mogę zostać na noc?
- Kocie… – przewróciła oczami. – Nie
byliśmy nawet na jednej randce…
- A te wszystkie spotkania?
- To były spotkania grupy
wsparcia.
- Może na początku. Mniej więcej
od trzeciego zacząłem je traktować jak randki.
- Nie zauważyłam kwiatów ani
komplementów. Ani czułych gestów. Ani pocałunków… Jakim cudem to były randki
według ciebie?
- Co ja na to poradzę, że albo
Alya nam przerywała, albo byłaś tak strasznie chora, albo tobie przyszło do
głowy opowiadanie mi o byłym chłopaku… Jak niby miałem cię całować w takich
okolicznościach?
- W sumie dobrze, że mnie nie
całowałeś, kiedy byłam chora, bo teraz to ja musiałabym opiekować się tobą… A
nie wiem, czy dałabym radę. Mężczyźni ponoć od razu umierają na katar…
- Stereotypy! – zaśmiał się. – Mówisz,
jakbyś się nigdy nie opiekowała chorym facetem…
- Bo się nie opiekowałam…
- Luka nie chorował?
Marinette poczuła skurcz w
brzuchu na wspomnienie byłego chłopaka. Jego cień wciąż majaczył na horyzoncie…
Adrien od razu wyczuł zmianę jej nastroju i mimowolnie się skrzywił na myśl, że
właśnie zrujnował ten jakże mile zapowiadający się wieczór.
- Chorował… - przyznała Marinette
po chwili. – Ale… Jakby ci to powiedzieć… Nie byliśmy ze sobą aż tak blisko…
- Wy nie…? – zaczął Adrien, ale
urwał zakłopotany. Nie chciał tak obcesowo pytać o sprawy najbardziej intymne.
- Nie no, oczywiście, że tak… -
odpowiedziała spokojnie, obserwując ze zdumieniem reakcję Adriena, który nie
zapanował nad grymasem. Kiedyś musiało paść to pytanie i musiała paść na nie
odpowiedź. I przecież musiał się spodziewać, że będzie ona taka, a nie inna.
Tak samo, jak Marinette spodziewała się podobnej odpowiedzi od niego. Dlatego
wolała nie pytać. – Są różne rodzaje bliskości. I powiem ci, że jak byłam
chora, to uświadomiłam sobie, że tobie pierwszemu pozwoliłam się oglądać w tak
koszmarnym stanie. Nawet nie wiesz, jak bardzo… intymne… to było…
- Naprawdę? – zdziwił się. – Dla
mnie to było całkiem naturalne.
- Pewnie masz wprawę, co? Pielęgnowałeś
Kagami, ilekroć chorowała… - mruknęła, a Adrien nie mógł powstrzymać uśmiechu,
gdy usłyszał nutkę zazdrości w jej głosie.
- Kagami nigdy nie
chorowała. Była na to za twarda. Jeśli nawet chorowała, to nie przyznała mi się
do tego. To by było przyznanie się do słabości. A ona nie mogła być słaba…
Marinette spojrzała na niego
uważnie. Nagle uświadomiła sobie, że nie tylko Luka wciąż czaił się w cieniu.
Kagami też ciągle siedziała w głowie Adriena.
- To się nie uda – mruknęła.
- Co niby? – nie zrozumiał.
- Jak ma nam się udać, jeśli my
ciągle pamiętamy poprzednie związki? Ciebie będą prześladować słowa Luki, mnie
obraz Kagami… Jak ludzie układają sobie nowe związki, jeśli ciągną bagaż z tych
poprzednich? – spytała bezradnie.
Adrien zamyślił się. Miała rację.
Męczyła go świadomość tego wszystkiego, czym Luka zjednywał sobie serce
Marinette. Nie sądził jednak, że ona może podobnie myśleć o Kagami, która w
końcu przez kilka lat była osobą mu najbliższą. Była jego pierwszą dziewczyną.
Marinette musiała być zazdrosna o wszystkie pierwsze razy, tak samo jak on był
zazdrosny o jej pierwsze razy. Z innym. Z Luką. Z chłopakiem tak do niej pasującym.
- Sama powiedziałaś, że gdyby nie
oni, nie bylibyśmy tacy, jacy jesteśmy. Ale myślę, że musimy zostawić
przeszłość i skupić się na nas – powiedział wreszcie. – Na tym, co tu i teraz.
I na zawsze, Mari… A poza tym…
- A poza tym co? – podchwyciła,
gdy się zawahał.
- Nie musisz być zazdrosna o
Kagami – odkrył nagle. – Przecież to ty byłaś moją pierwszą miłością.
- Podobnie, jak ty moją… -
Roześmiała się z ulgą i pocałowała go.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 26 <-
Poprzednia część | Następna część ->
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 28
Komentarze
Prześlij komentarz