Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 7

Wreszcie wydostali się na zewnątrz. Adrien zaciągnął się świeżym powietrzem, o ile powietrze w środku miasta można nazwać świeżym. Ale u Marinette na balkonie było tyle kwiatów, że można było zapomnieć, że jest się w centrum Paryża. Jakby tak zamknąć oczy, można by sobie wyobrazić piękny ogród poza miastem.
- Od razu lepiej, prawda? – spytała cicho Marinette, spoglądając na niego z ciekawością.
- Tak. – szepnął, uśmiechając się do niej.
- Siadaj, proszę. – wskazała mu drewnianą skrzynię, która wyłożona poduchami pełniła funkcję ławki. – I częstuj się. Moi rodzice są mistrzami w swojej dziedzinie.
- Dobrze, że nie ma tu ani Natalii, ani mojego ojca. Pewnie dostałbym zakaz spróbowania czegokolwiek.
- W takim razie dobrze, że ich tu nie ma. Ja sama wszystkiego nie zjem, bo inaczej nie zmieszczę się we własne spodnie. Musiałabym znowu latać po mieście w piżamie. – zażartowała, a on od razu się zarumienił.
Kiedy usiadła obok niego na ławeczce, jego rumieniec jeszcze się pogłębił, ale ona tego nie zauważyła, bo zatopiona była we własnych myślach. Przez chwilę zastanawiał się, co ją tak pochłonęło bez reszty, ale kiedy się odezwała, już nie musiał zgadywać. Myślała o tym samym, co on – o Tamtym Dniu.
- Nie mogę uwierzyć, że spędziłam z tobą pół dnia i to ubrana w piżamę. – szepnęła.
- Teraz to bardzo sławna piżama. – wymamrotał.
- No tak! – roześmiała się, a z niego momentalnie zeszło napięcie.
- Możesz teraz zaprojektować całą linię piżam. – zasugerował. – Stworzyłaś w modzie nowy trend.
- Myślę, że rozejdą się na pniu. – roześmiała się Marinette. – Nie masz pojęcia, ilu ludzi chce mnie teraz mieć w znajomych na portalach społecznościowych.
- Masz swoje pięć minut.
- Chyba sobie żartujesz? – spojrzała na niego dziwnie. – Przecież to jest okropne!
- Okropne?
- Chcą mnie mieć w swoich znajomych, bo znam ciebie. Czy raczej jestem twoją dziewczyną. Znaczy się, według nich, oczywiście!
Zarumieniła się przy tym i odwróciła wzrok. Ale tym razem Adrien nie czuł potrzeby zaoponowania, sprostowania, czy choćby przeproszenia jej za to. W sumie… W sumie nie miałby nic przeciwko, żeby Marinette jednak była jego dziewczyną. Właściwie to w obecnej sytuacji byłoby wręcz bardzo pożądanym rozwiązaniem.
- Rzecz jasna znaleźli się też jacyś zboczeńcy. – dodała Marinette po chwili.
- Że co proszę?! – aż poderwał się z ławki.
- No wiesz… Jacyś napaleńcy, którym zaczęły chodzić po głowie jakieś głupoty. – wyjaśniła zakłopotana. Adrien przysiągł sobie, że nigdy, przenigdy jej nie powie, co jemu samemu zaczęło chodzić po głowie przez tę jej piżamę. Usiadł obok niej z powrotem.
- Dlaczego od razu zakładasz, że to napaleńcy? – spytał cicho, znów z tą dziwną chrypką, która brała się nie wiadomo skąd. – Może po prostu im się spodobałaś?
- Jakbyś widział, co pisali, inaczej byś mówił. Zaraz ci pokażę te ich obleśne teksty, co by chcieli z tą moją piżamą zrobić. – mruknęła i sięgnęła po telefon.
- Nie. Lepiej nie. – odpowiedział szybko, chwytając ją za rękę.
Nie chciał widzieć tych komentarzy. Nie chciał wiedzieć, co inni chłopcy o niej pisali czy myśleli. W czym byli od niego gorsi? No może tylko w tym, że napisali jej wprost to, co im chodziło po głowie. Czy o nim też by tak pomyślała, gdyby jej powiedział szczerze, jakie emocje w nim obudziła? Jakie uczucia?

---
Tamten Dzień cz. 6  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->   Tamten Dzień cz. 8

Komentarze

Popularne:

Pan Gołąb po raz 72

Majowe opowiadanie MariChat

Ja, Marinette - cz.1

Miraculum FanFiction: Troublemaker cz. 6

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 11