Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 8

Marinette spojrzała na Adriena zdumiona. Kiedy usiedli tak blisko siebie, że właściwie mogła policzyć zielone rozbłyski w jego oczach? Na moment oboje przestali oddychać.
- Przemyślę to. – szepnęła.
- Co takiego? – spytał Adrien.
- Tę linię piżam. – uściśliła. – Nazwę je piżamami wyjściowymi.
- Świetna nazwa. Powinnaś dodać nazwisko.
- Mogę dodać twoje?
- Dla… Dlaczego moje? – zająknął się. W sumie, w przyszłości… Nie, otrząsnął się szybko z tych niemądrych myśli.
- No, był to trochę jakby twój pomysł. – wyjaśniła, po czym dotarła do niej ta sama myśl, która zaświtała Adrienowi, bo zaczerwieniła się aż po cebulki włosów. – Może jednak nie.
- Co: może jednak nie? – zapytał, zastanawiając się, co wywołało ten rumieniec na jej twarzy.
- Może lepiej dodam swoje nazwisko. Z twoim zaraz te wszystkie portale społecznościowe oszaleją. Zaraz pojawią się plotki, że wyszłam za ciebie za mąż, czy coś…
- Strasznie się tymi portalami społecznościowymi przejmujesz. – zauważył.
- Po prostu nie jestem przyzwyczajona do przykuwania aż takiej uwagi. – szepnęła. – Trochę mnie to przytłoczyło. Jak ty sobie z tym dajesz radę?
- Po prostu to ignoruję. – wzruszył ramionami. – Może był taki moment, kiedy googlowałem moje nazwisko. No, nie śmiej się! – wtrącił, gdy zaczęła chichotać. – Cóż poradzić, że się trochę zachłysnąłem sławą? Ale kiedy stałem się bardziej popularny, to zaczęło mnie to uwierać trochę. Wiesz… Pojawiły się też różne komentarze pod moim adresem. Nie wszystkim się podobałem. A niektórzy po prostu chcieli się wyżyć albo wylać swoje frustracje czy zazdrości. Więc przestałem się tym przejmować. Nie mogę zadowolić wszystkich, więc po co się tym martwić?
- Łatwo ci mówić. Twoja sytuacja jest inna. Ty zawsze pozostaniesz Adrienem Agrestem. A ja… Ja na razie jestem popularna, bo według tych portali jestem twoją dziewczyną. W końcu jednak prawda wyjdzie na jaw i zostanę porzuconą dziewczyną sławnego chłopaka.
- Nie, Marinette. – chwycił ją za rękę i spojrzał jej z bliska w oczy. – Pozostaniesz sobą. A zresztą, możliwe, że wkrótce to ja byłbym tylko byłym chłopakiem pewnej bardzo znanej projektantki.
- Linii piżam wyjściowych! – uzupełniła, wybuchając śmiechem.
Ale ręki nie cofnęła.
I gdy tak siedzieli wpatrzeni w siebie, ze splecionymi dłońmi na ławce, nagle zadzwonił telefon Marinette. Czy Adrienowi zdawało się tylko, czy westchnęła z irytacją? A może to było tylko pobożne życzenie?
- No, co tam, Alya? – zagadnęła do słuchawki. – … Jeszcze nie wybraliśmy. A wam jak idzie? … Alya, może jednak zajmijcie się lekcjami? – Marinette przewróciła oczami w stronę Adriena, a on się roześmiał. - … Dobra, dam znać. Pa. Pozdrów Nino.
Rozłączyła się.
- Jeszcze nawet nie zaczęli. – streściła Adrienowi. – Czyli nie jesteśmy tacy ostatni.
- To może odegramy tę scenę z umieraniem? – zaproponował Adrien.
- Nie wiem, czy wytrzymam leżenie bez ruchu, jeśli z pierwszej ławki będzie dobiegać co pięć sekund prychanie. – mruknęła Marinette, a Adrien wybuchnął śmiechem. – A poza tym, nie sądzę, żeby Panna Bustier doceniła leżenie jako bardzo wymagającą rolę.
- Jeśli będziesz leżeć bez ruchu mimo prychania Chloe, dostaniesz wyróżnienie. – zażartował. – No i jakąś rozpacz potem mogłabyś odegrać?
- Taa… Zamierzasz umrzeć w jakiś efektowny sposób? Bo nie wiem, czy się nie pobrudzę twoją keczupową krwią.
- To zależy, czy zamierzasz bardzo rzucać się po mnie. – zażartował i natychmiast się zaczerwienił. Znów przekraczał tę granicę!
- Mogę się rzucać umiarkowanie. Jak wolisz. – odpowiedziała z rezerwą, nie bardzo wiedząc, jak zinterpretować jego rumieniec. Ani propozycję.
- Trzeba przemyśleć w takim razie rekwizyty.
- Znając moją niezdarność, mogę naprawdę dziabnąć się sztyletem.
- Czyli sztylet odpada. – zareagował momentalnie Adrien. Marinette roześmiała się. Był taki rozkoszny, że miała ochotę potargać go po włosach. – Proponuję fiolkę z czerwonym płynem. Przyda się potem do efektów specjalnych. No i jeszcze stroje…
- Tym się nie martw. Coś wykombinuję.
- No tak… Zapomniałem, z kim pracuję!
- Nie wiem, czy się wyrobimy do następnej środy. Trzeba jeszcze przećwiczyć tekst.
- To umówmy się na próby w poniedziałek. – zaproponował Adrien. – Może tym razem u mnie?
- Stoi. – zgodziła się Marinette. – A teraz błagam cię, zjedz chociaż jednego croissanta!
- Ale tylko jednego i w wielkiej tajemnicy. – mrugnął do niej i sięgnął po rogalika.
To był wspaniały dzień!

---
Tamten Dzień cz. 7  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->   Tamten Dzień cz. 9

Komentarze

Popularne:

Pan Gołąb po raz 72

Majowe opowiadanie MariChat

Ja, Marinette - cz.1

Miraculum FanFiction: Troublemaker cz. 6

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 11