Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 6
- Zupełnie nie mam pomysłu jak
się do tego zabrać. – westchnęła Marinette, patrząc na Adriena bezradnie.
---
Tamten Dzień cz. 5 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 7
Było sobotnie popołudnie i
siedzieli właśnie w pokoju Marinette, próbując zmierzyć się z zadaniem
postawionym im przez Pannę Bustier. Wczoraj na lekcji nauczycielka podzieliła
ich na pary i każdej z nich wylosowała temat inscenizacji, którą mieli
przygotować na przyszły tydzień. Marinette i Adrien wylosowali „Romea i Julię”
Szekspira, co oczywiście wywołało powszechną wesołość w klasie. No, może poza
prychnięciem pełnym irytacji wydanym przez Chloe, która nie tylko była zła o
wirtualny związek Adriena i Marinette, ale jeszcze w dodatku dostał jej się do
pary Nathaniel Kurtzberg, którego ona wprost nie znosiła. I chyba z
wzajemnością.
- Trzeba wybrać jakąś scenę. –
mruknął Adrien.
Nie czuł się zbyt komfortowo w
pokoju Marinette. Było tu tak jakoś intymnie. Był otoczony jej drobiazgami, jej
ubraniami, jej zapachami… Od tamtego feralnego snu minęły trzy dni, a on przez
te trzy dni odchodził od zmysłów, bo nagle okazało się, że Marinette po prostu
zawróciła mu w głowie. W dodatku nic nie robiąc, nie dając mu żadnej zachęty,
wręcz przeciwnie – zachowując się przy nim zupełnie swobodnie!
- Pewnie wszyscy będą się
spodziewali sceny balkonowej. – wzruszyła ramionami Marinette. – To chyba
najsłynniejsza scena.
- Widzę, że nie jesteś co do niej
przekonana. – uśmiechnął się dzielnie, przezwyciężając skrępowanie.
- No wiesz… Nie obraź się, ale
nie przejdzie mi przez gardło wyznawanie ci uczuć przed całą klasą. – szepnęła,
czerwieniąc się okropnie.
On też natychmiast się
zarumienił. Mimo że minęły trzy dni, nie wrócili do rozmowy o tym, co mu się
wymsknęło przed lekcjami w środę. „Freudowska pomyłka” – powiedziała Alya
wtedy. I Adrien musiał jej przyznać rację. Bał się, że Marinette poruszy ten
temat kiedyś, ale do tej pory sprawiała wrażenie, jakby sprawa po prostu nie istniała.
Nie wiedział, czy zignorowała to jego potknięcie, bo nie miało dla niej
znaczenia, czy też może po prostu dawała mu czas, żeby sam wyjaśnił tę kwestię.
- Może byście coś przekąsili? –
odezwała się mama Marinette, która pojawiła się znienacka w klapie w podłodze.
– Coś wam chyba nie idzie, kochanie? – zwróciła się do córki.
- Przepalone obwody, mamo… -
mruknęła Marinette i podeszła do mamy po talerz z przekąskami.
- Na pewno wam się uda.
Doładujcie baterie i do roboty.
- Dzięki, mamo.
- Dziękuję, pani Cheng. – wtrącił
Adrien.
Marinette wzięła talerz od mamy i
powoli odwróciła się do Adriena. Nagle wpadła na pomysł.
- A gdybyśmy tak zmienili
otoczenie? – zaproponowała. – Może i nie odegramy sceny balkonowej, ale wiesz…
ja tu mam balkon na górze. Przewietrzymy się, to może wpadniemy na lepsze
pomysły.
- Balkon? – powtórzył zakłopotany.
No pewnie, że miała tu balkon! Osobiście na nim już był parę razy! Jako Czarny
Kot, oczywiście.
- No, chodź! – podeszła do niego
i wzięła go za rękę.
Adrienowi krew zaczęła pulsować w
skroniach. Weszli na antresolę. Adrien starał się nie widzieć ani jej łóżka…
Ani tym bardziej złożonej w kostkę piżamy. Cholerna piżama! Prześladowała go od
trzech dni i już miał nadzieję, że wspomnienia zbledną, a tu powróciły jak
żywe! Nie patrzeć, nie patrzeć, nie patrzeć! Tylko gdzie on miał patrzeć, skoro
właśnie wchodziła przed nim po drabinie? Zaraz, zaraz… Czy ona miała poduszkę w
kształcie kota?! Zerknął szybko przez ramię. Miała. Zrobiło mu się gorąco.
---
Tamten Dzień cz. 5 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 7
Komentarze
Prześlij komentarz