Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 9

- Ostatnio dziwnie się zachowujesz – zauważyła Véronique następnego dnia podczas przerwy na lunch.
- Słucham? – odparła Marinette nieuważnym tonem.
- Właśnie o tym mówię – pokiwała głową koleżanka. – Czy to ma jakiś związek z Luką? Wrócił z podkulonym ogonem?
- Ogonem? – podchwyciła Marinette, a przed oczami stanął jej właściciel pewnego ogona.
- Oj, uczepiłaś się! – zirytowała się Véronique.
- To raczej ty się przyczepiłaś. Nic się nie dzieje. No może poza tym, że kilka dni temu musiałam się przeprowadzić, mam na głowie generalny przegląd naszej kamienicy, być może remont do fundamentów, a rodzice utknęli na dobre w Chinach…
- Trudno to nazwać „niczym”… - zaśmiała się Véronique.
- Sama widzisz… - Marinette uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Wiesz… Naprawdę myślałam, że po prostu Luka do ciebie wrócił.
- Skąd taki pomysł?
- Bo… - Véronique zawahała się. – Masz taki… ech… jakby specyficzny wyraz twarzy.
- Specyficzny wyraz twarzy? – Marinette wybuchnęła śmiechem.
- No… Jakbyś była zakochana. Dlatego skojarzyłam to z powrotem Luki.
- Ver… Przecież to ja zostawiłam jego. Naprawdę myślisz, że gdyby teraz wrócił, to zaczęłabym się zachowywać jak zakochana nastolatka? Skąd w ogóle pomysł, że mam „specyficzny” wyraz twarzy. Jestem po prostu zmęczona. Dużo się dzieje w moim życiu. Przez dwa dni nie wiedziałam, czy będę miała gdzie się podziać…
- Zawsze znalazłoby się miejsce u nas w akademiku.
- Tak wiem… Ale ja potrzebuję przestrzeni. – przyznała Marinette, nie precyzując, dlaczego zależało jej na swobodzie, której akademik na pewno nie stwarzał. – Poza tym jestem bałaganiarą. Wyrzuciłabyś mnie po tygodniu.
- To gdzie się zatrzymałaś?
- U mojej przyjaciółki, którą znam od szkoły podstawowej. Mieszka z chłopakiem i miała wolny pokój.
- Wiesz, że gdybyś czegoś potrzebowała, to wal jak w dym.
- Jasne, Ver. Dzięki!
Marinette poczuła się podbudowana tą rozmową z Véronique. Dało jej to poczucie, że wciąż są wokół niej ludzie jej życzliwi. W dużo lepszym nastroju udała się na popołudniowe zajęcia na uczelni, na dobre porzucając smutne myśli, które nawiedziły ją wczorajszego dnia.
A przynajmniej tak jej się wydawało. Wszystkie wróciły do niej, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania wieczorem po zajęciach. Czy miało na to wpływ otoczenie – bo znów znalazła się w tych samych czterech ścianach, w których oddawała się tym niewesołym refleksjom? Czy może powodem było minięcie się w salonie z Adrienem, który właśnie wychodził – prawdopodobnie znów na randkę z tą tajemniczą dziewczyną, na wspomnienie której świeciły mu się oczy? Czy wreszcie – wspomnienie wczorajszej sceny zazdrości, którą urządził jej tutaj Czarny Kot? Który, nawiasem mówiąc, zniknął potem bez słowa…
Nie wiedziała, dlaczego się ulotnił w połowie spotkania ich grupy wsparcia – i to akurat w momencie, gdy zbierała się w sobie, żeby wyrzucić z siebie opowieść o swoim złamanym sercu.
Tyle tylko, że sama nie była pewna, na ile to było złamane serce, a na ile zawiedzione nadzieje. Nie, żeby miała jakieś parcie na ślub i dzieci. Ale przez te kilka lat chodzenia z Luką wydawało jej się, że to jej bratnia dusza. Druga połówka jabłka. Wszak rozumieli się bez słów, a on zawsze umiał zagrać jej właściwą melodię. Czytał w jej sercu jak w otwartej księdze. I ona naprawdę otworzyła serce na niego. Po to tylko, żeby przeżyć to ogromne rozczarowanie, jakim było odkrycie, że…
Westchnęła ciężko, zamykając drogę bolesnym wspomnieniom.
- Ciężki dzień? – zapytał Czarny Kot, który właśnie przysiadł na parapecie.
Odwróciła się zaskoczona w stronę okna.
- Och, nie wiedziałam, czy przyjdziesz… - szepnęła.
- Dlaczego? Przecież odwiedzam cię codziennie.
- No tak… - przyznała z wahaniem. – Ale… Wczoraj wyszedłeś tak bez pożegnania. Już zaczęłam się zastanawiać, czy się nie obraziłeś.
- Bynajmniej. Wręcz przeciwnie. Pomyślałem, że dzisiaj dokończymy to wczorajsze spotkanie – odparł, przerzucając nogi do środka.
- Dlaczego wyszedłeś bez słowa? – zapytała wprost, jakby słowa uleciały z niej bezwiednie po tym, jak przez pół dnia myślała o powodach, dla których Czarny Kot ulotnił się wczoraj.
Spojrzał na nią badawczo, ale ona szybko umknęła wzrokiem. Czarny Kot uśmiechnął się nieznacznie na widok rumieńca na jej twarzy, ale zamiast skomentować jej zakłopotanie, odpowiedział na jej pytanie krótko i treściwie:
- Zapadłaś w letarg. Pomyślałem, że może powinienem pójść.
- Przepraszam. Nie chciałam, żebyś poczuł się nieswojo.
- Nie poczułem się nieswojo – odparł, podchodząc do niej i wykonał nawet gest, jakby chciał ją chwycić za rękę, ale w ostatniej chwili się zreflektował.
- To dlaczego wyszedłeś? – spytała, podnosząc wzrok na niego.
- Myślałem, że chcesz zostać sama.
- Ja tylko chciałam… - zaczęła z wahaniem.
- Tak? – podchwycił.
- Po prostu dojrzewałam do tego, żeby ci opowiedzieć tę historię.
- To znaczy?
- O Luce.
- Och… - wyrwało mu się i zrobił taki ruch, jakby zamierzał wrócić do okna.
- No bo… Czy nie o to chodziło z tymi naszymi spotkaniami? Żeby zrzucić żółć z wątroby? Ja naprawdę muszę z kimś o tym porozmawiać. Z kimś, kto mnie zrozumie. Alya nawet nie chce słyszeć o Luce. Zaraz zaczyna wykład na temat tego, że to był niewłaściwy chłopak, a przez to jak się ze mną obszedł, to w ogóle jest skreślony na zawsze. Z kolei Véronique, wiesz, ta moja koleżanka z roku, tak mocno przejęła się naszym rozstaniem, że na każdym kroku doszukuje się szans na powrót Luki. Nawet dzisiaj mnie zagadnęła, czy przypadkiem nie wrócił do mnie, bo zachowuję się jak… - tu urwała nagle zażenowana. Przecież mu nie może powiedzieć, że zachowuje się jak zakochana. Jeszcze by pomyślał, że jest zakochana w nim! Niedoczekanie!
- Jak kto? – spytał bez tchu, a ona odkryła ze zdumieniem, że stoi jeszcze bliżej niej. Właściwie bez trudu mógłby ją teraz objąć. I to sprawiło, że jej też nagle zabrakło tchu.
- Chodzę nieprzytomna. Mam tyle nauki i pracy, w dodatku katastrofę budowlaną na głowie… I zamiast się wyspać jak człowiek, co wieczór siedzę z tobą do późna i topię smutki w mleku.
- W jakim mleku? – zaśmiał się Czarny Kot.
- No przecież nie w alkoholu. A jako kocur, pewnie pijesz mleko. Taki żarcik to miał być, ale jak widzisz, ja nawet nie potrafię żartować…
- Nie przejmuj się, Księżniczko. Może być i mleko. – Uśmiechnął się do niej ciepło i dodał pod nosem: -Byle bez laktozy…
- Jestem beznadziejna… - zasłoniła twarz.
- Nie mów tak, Mari – szepnął, kładąc jej dłonie na ramionach.
Podniosła głowę i na moment zatopili spojrzenia w swoich oczach. Marinette wstrzymała nagle oddech, a w jej głowie zakiełkowała niepokojąca myśl o… O pocałowaniu Czarnego Kota! To było niedorzeczne! A jednocześnie tak bardzo realne i proste do zrealizowania.
- A co się tutaj wyprawia?! – rozległo się nagle od drzwi.
Marinette i Czarny Kot oderwali zafascynowany wzrok od siebie i spojrzeli w stronę drzwi. Stała w nich Alya ze złożonymi rękami i wpatrywała się w nich z uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego.

---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 8  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 10 

Komentarze

  1. O matko wiem, ze opowiadanie bylo wieki temu pisane, ale z okazji 4 sezonu może wena wróci? Przyszłam z wattpada i to co tutaj zastałam a na co tam byłam skazana to jak niebo i ziemia!
    Historia jest wciągająca i myślę, że na pewno moglaby się ciekawie rozwinąć 😊
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ są następne rozdziały, tylko najwyraźniej umknęło mi podlinkowanie... Zaraz poprawię link i zapraszam do dalszej lektury (rozdziałów jest 32... 😎)
      A na Wattpadzie też jestem... Publikuję jako Arolla_Pine.

      Cieszę się, że opowiadanie się podoba... 🥰

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne:

Wybieram okładkę opowiadań!

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 20

Ta Noc - cz.20

Powiedziała TAK - cz. 1

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1