Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 8

Marinette niecierpliwie wyczekiwała końca zajęć na uczelni. Do ostatnich minut wykładu siedziała jak na szpilkach, zerkając niecierpliwie na zegarek. Wciąż nie miała pojęcia, jak zagadnąć Adriena, ale najpierw musiała go w ogóle dopaść, co od rana stanowiło misję niemożliwą.
Wykładowca wreszcie dał studentom sygnał do rozejścia się. Marinette zebrała szybko swoje rzeczy i wybiegła z sali, ignorując całkowicie swoją najlepszą – wręcz jedyną – koleżankę z grupy, Véronique Lumière, która zastygła w połowie gestu machania ręką.
Biegnąc do domu, Marinette układała w głowie hipotetyczne scenariusze, jak zacząć z Adrienem rozmowę o dołączeniu do grupy wsparcia. Ostatecznie doszła do wniosku, że na początek zaprosi go niezobowiązująco na wieczór, a dopiero po jakimś czasie razem z Czarnym Kotem wtajemniczą go, czemu te spotkania mają służyć. Plan był raczej mętny, ale i tak był lepszy od wszystkiego, co wymyśliła do tej pory.
Wpadła do mieszkania zdyszana, bo trudno było nie złapać zadyszki po takim biegu – szczególnie na czwarte piętro. I zastygła zdumiona na widok Adriena stojącego na środku salonu. On chyba też się jej nie spodziewał, bo natychmiast zbladł, a następnie gwałtownie się zaczerwienił.
- Cz-Cześć, Adrien! – przywitała się, starając się złapać oddech.
- O, cześć-cześć, Marin-nette… - wykrztusił z trudem w odpowiedzi.
- Słuchaj… - zagaiła. – Jest taka sprawa…
Adrien drgnął i wykonał nieznaczny ruch, jakby zamierzał wycofać się do swojego pokoju. Zauważyła to i tylko utwierdziła się w przekonaniu, że nie powinna naciskać. Niezobowiązujące zaproszenie, nic ponadto…
- Masz może jakieś plany na wieczór? – spytała delikatnie.
- Eee… T-Tak… Właściwie, to tak. Um-Umówiłem się. Niedługo będę się zbierał.
- Ach… Aha… W porządku. – Kiwnęła głową. – To… To miłego wieczoru!
- Myślę, że będzie miły. – Uśmiechnął się ciepło, nagle rozluźniony, a oczy zaświeciły mu się na chwilę.
- Baw się dobrze!
- Dzięki, K… - urwał nagle, zanim wyrwało mu się „Księżniczko”. Zbyt często tak ją nazywał. Kiedyś tylko sporadycznie, jak odwiedzał ją na jej balkonie jako Czarny Kot. Teraz widywali się codziennie i tak weszło mu to  w nawyk, że zdarzało mu się ją tak nazywać nawet w myślach.
Czym prędzej wycofał się do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Mógł odetchnąć z ulgą. Udało mu się wykręcić od spotkania i nie wymknęło mu się już ani jedno słowo, które mogło zdradzić jego drugą tożsamość…
Tymczasem Marinette zaniosła swoje rzeczy do pokoju i westchnąwszy nad swoją porażką, zabrała się za przygotowywanie jedzenia na spotkanie grupy wsparcia. Obiecała Czarnemu Kotu przekąski. Powinna dotrzymać słowa, zanim on zacznie się z niej nabijać, że pewnie nie zdążyła, bo za dużo czasu zajęta była lataniem za Adrienem… Zaśmiała się pod nosem. Jak to się stało, że żarty Czarnego Kota przestały jej działać na nerwy, a zaczęły bawić?
Kiedy po jakimś czasie Adrien wyszedł z pokoju, żeby udać się na domniemaną randkę, zastał Marinette krzątającą się po kuchni z takim uśmiechem, że miał ochotę wyznać jej prawdę tu i teraz. Ten uśmiech ogrzewał jego serce i leczył wszystkie rany, które zostawiła tam kiedyś Kagami.
- To ja będę leciał! – rzucił wbrew sobie.
- Miłego wieczoru, Adrien! – odparła z uśmiechem.
- Tobie również… - szepnął i wyszedł.
Zerknęła zdziwiona na drzwi, które dopiero co się zamknęły za nim. Nie wiedziała, co myśleć o tej dziwnej rozmowie. Wydawało jej się, że Adrien sprawiał wrażenie zainteresowanego zawartością talerza, na którym poukładała tartinki. Ale zamiast zapytać ją o jej plany na wieczór, po prostu odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Westchnęła i zaniosła talerz do pokoju. Na widok Czarnego Kota siedzącego na parapecie prawie wypuściła przekąski z rąk.
- Czarny Kocie! – wykrzyknęła z wyrzutem. – Przez ciebie dostanę zawału.
- Jest ósma – odpowiedział spokojnie.
- O, rzeczywiście… - zdziwiła się. – Dawno przyszedłeś?
- Dopiero co. Zdążyłem tylko zauważyć, że twój programista cię wystawił.
- Nie mnie, tylko nas, Kocie… - sprostowała.
- Ja tam go nie zapraszałem… - wzruszył ramionami. – To ty chciałaś go tu ściągnąć dzisiaj wieczorem.
- Już ci tłumaczyłam, Kocie, jakie miałam powody – przypomniała cierpkim tonem, kładąc talerz na niewielkim stoliku.
- Taa… Jakoś mętnie to tłumaczyłaś. Mam teorię, że chciałaś sobie ułatwić leczenie własnego złamanego serca.
- Że co, słucham?! – spytała oburzona. Co się dzisiaj działo z tym Kotem?!
- Tak mi się to widzi. Jesteś wolna, on jest do wzięcia… Pomyślałaś sobie, że zagniesz na niego parol.
- W życiu bym tego nie zrobiła! – wykrzyknęła poruszona, a w oczach błysnęły jej łzy. Jak on mógł myśleć o niej, że jest taka wyrachowana? Spojrzała na niego spod oka. Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl i zanim się ugryzła w język, spytała wprost: - Czy ty jesteś zazdrosny, Kocie?
- O co? O kogo? O niego?! – zaperzył się.
- Tak. O niego!
Zaskoczyła go. Dawniej pewnie by się zmieszała i półsłówkami wycofała z tej rozmowy. Ale Czarny Kot po raz kolejny odkrywał, że dorosła Marinette jest już inną osobą. Dużo pewniejszą siebie. I odważniejszą. Stała teraz naprzeciw niego, wpatrując się w niego wzrokiem, który ciskał iskry. A on nagle nie umiał skłamać i wyznał to, co od dawna leżało mu na sercu:
- Powiedziałaś mi dwa dni temu, że Chloe zawsze miała słabość do chłopców, którzy podobali się tobie. U mnie sprawa wygląda tak, że wszystkie dziewczyny, które ja lubię, wolą Adriena…
- Ja nie wolę Adriena – odpowiedziała cicho Marinette, po czym uświadomiła sobie, że Czarny Kot mówił o dziewczynach, które lubi, ale nie powiedział nic na temat tego, czy ona zaliczała się do tego grona. Zaczerwieniła się mocno i dodała szybko: - To znaczy, chciałam powiedzieć, że wcale nie uważam, że go wolę bardziej. To znaczy… To nie znaczy, że w ogóle miałam na myśli, że ty miałbyś mnie lubić. To znaczy na pewno mnie lubisz w jakiś sposób, skoro ciągle do mnie przychodzisz, ale nie w ten sposób, żebym miała ciebie woleć. Zresztą… Ugh! Ja to chyba strasznie pokręciłam.
- Uroczo to pokręciłaś, to fakt. Myślę, że nawet dość interesująco… - Czarny Kot wyszczerzył się w uśmiechu, co sprawiło, że zmieszała się jeszcze bardziej.
- Wcale mi nie chodziło o to, co teraz sugerujesz!
- Ja nic nie sugeruję. Ale tak czysto hipotetycznie…
- Nie… - jęknęła, zakrywając dłońmi twarz.
- Hipotetycznie, Księżniczko! – powtórzył, wciąż się szczerząc. – Gdybyś musiała wybierać między mną a Adrienem, to którego z nas byś wybrała?
- Kocie… - szepnęła, patrząc na niego z udręką w oczach. – To nie jest… To po prostu okrutne, że zadajesz mi takie pytanie.
- Załóżmy, że jesteśmy ostatnimi facetami na Ziemi. Którego byś wybrała?
- Jeśli mi jeszcze zaraz dodasz, że do ponownego zaludnienia Ziemi, to uduszę cię gołymi rękami!
- Bynajmniej nie miałem na myśli aż tak daleko idących konsekwencji twojego wyboru. Ale jeśli ci to tylko ułatwi decyzję, może być i do zaludnienia. Dodam na marginesie, że ten kostium się zdejmuje. – wymownym gestem sięgnął do kociego dzwonka na szyi.
- Kocie! – z zażenowania zasłoniła twarz dłońmi. Jakby to miało cokolwiek dać. On i tak bawił się wyśmienicie. I kiedy ona sobie to uświadomiła, pomogło jej to się otrząsnąć, a w głowie znów zawitała logika. Spojrzała na niego uważnie: - Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji – powiedziała chłodno, na co on zerknął na nią zdumiony. Nie spodziewał się, że tak szybko opanuje zmieszanie. – Jeśli przyznam, że wybrałabym ciebie, zaraz włączysz swój tryb flirtowania i uwodzenia. Jeśli przyznam, że wybrałabym Adriena, zrobisz się smutny i zamkniesz się w sobie.
- Trudny wybór… - mruknął.
- Tym trudniejszy, że wcale nie przyszło ci do głowy, że zmuszanie mnie do wybrania któregokolwiek z was w sytuacji, kiedy dopiero co zakończyłam kilkuletni związek z chłopakiem, jest mało przyjacielskim gestem z twojej strony! – zakończyła reprymendą.
Czarny Kot spuścił uszy po sobie. Miała rację. Chciał ją zmusić do wyznania uczuć do niego lub do jego cywilnej wersji. Tymczasem nie wziął pod uwagę, że jeszcze nie przeszła żałoby po poprzednim związku.
- Przepraszam – mruknął skruszony.
- Dziękuję… - szepnęła.
Stali przez chwilę naprzeciwko siebie, nie bardzo wiedząc, jak się teraz zachować. W ciągu tej krótkiej kłótni o Adriena przekroczyli kilka granic, do których nawet się nie zbliżali do tej pory. Nagle Czarny Kot poruszył się niespokojnie i jakby chcąc wyprzedzić nieuniknione, szepnął błagalnym tonem:
- Nie wyrzucaj mnie, Księżniczko…
Marinette spojrzała na niego zdumiona.
- Dlaczego miałabym cię wyrzucać?
- Bo zachowałem się jak dupek…
- W dodatku jak zazdrosny dupek – dodała z przekornym uśmiechem.
Zgrzytnął zębami, ale po chwili uśmiechnął się pod nosem.
- Masz rację – przyznał.
- Ta scena zazdrości była całkowicie niepotrzebna, Kocie – wyznała nagle, siadając na kanapie. – Adrien umówił się na wieczór. I to chyba coś poważnego.
- Tak myślisz? – spytał ciekawie i przysiadł na oparciu kanapy, starając się utrzymywać niewielki dystans, bo nie bardzo ufał sobie, jeśli mieliby usiąść na kanapie obok siebie. – Jak…?
- Kiedy go zapytałam o plany na wieczór, to aż mu oczy rozbłysły.
- Serio? Ty zauważasz takie rzeczy?
- Trudno byłoby tego nie zauważyć… Nawet nie wiesz, jak mnie to ucieszyło!
- Ty naprawdę mu dobrze życzysz… - odkrył ze zdziwieniem.
- No wiesz co?! Skąd ci przyszło do głowy, ale może być inaczej?
- Czasami zapominam, że jesteś takim dobrym człowiekiem.
- Widocznie otaczasz się niewłaściwymi ludźmi, skoro ja ci się wydaję taka wyjątkowo dobra. Mam swoje wady. Nie jestem kryształowa.
- Chyba nikt nie jest. Ale poza Biedronką, nie spotkałem chyba drugiej takiej osoby, jak ty.
Marinette zaczerwieniła się niespodziewanie. I usztywniła, bo nagle znaleźli się zbyt blisko odkrycia jej tożsamości.
- Nie masz zbyt wielu przyjaciół, co? – mruknęła.
- Poza Biedronką i tobą… Może będzie ich parę… - wyznał, dodając w myślach: „Jest ich dosłownie para”.
- Ze mną jest podobnie. Poza Adrienem, Alyą i Nino, mam tylko ciebie. No i jedną koleżankę na studiach. Dosłownie jedną.
- Przecież byłaś uwielbiana w szkole!
- Naprawdę? Skąd taki pomysł? – zdziwiła się, a przez twarz Czarnego Kota przebiegł grymas.
- Kręciliśmy się z Biedronką w okolicy waszej szkoły przez cały czas. Coś niecoś widzieliśmy.
- W sumie masz trochę racji. W szkole miałam znacznie więcej przyjaciół… Nie wiem, co się stało, że te znajomości nie przetrwały próby czasu.
Po tych słowach zamyśliła się. Wróciły do niej te ponure refleksje z dzisiejszego poranka. Gdzieś pod skórą czuła, że miała rację, podejrzewając, że oddalenie się od przyjaciół było powiązane z faktem chodzenia z Luką…
Czarny Kot patrzył na nią bez słowa. Obserwowanie jej twarzy było fascynujące. Zupełnie, jakby była w swoim świecie. Świecie, do którego tylko ona miała wstęp. Nic dziwnego, że tak dobrze dogadywała się z Luką Couffaine’em – chłopakiem, który lepiej wyrażał się muzyką niż słowami i który zawsze potrafił zagrać melodię pasującą do nastroju Marinette.
Skrzywił się nieświadomie na to wspomnienie.
- Luka… - szepnęła nagle Marinette, a Czarny Kot aż się wzdrygnął. Czyżby zgadywała jego myśli?
- Co? – wyrwało mu się.
- To przez niego odwróciłam się od moich przyjaciół… - wyznała cicho, po czym zamilkła na dobre.

---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 7  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 9

Komentarze

Popularne:

Wybieram okładkę opowiadań!

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 20

Ta Noc - cz.20

Powiedziała TAK - cz. 1

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1