Miraculum FanFiction: Zagadka – Adrienette Cz. 3
Sobotnia sesja zdjęciowa okazała
się katastrofą. Adrien nawet nie próbował przekonywać fotografa, żeby
spróbowali powtórzyć zdjęcia. Obawiał się, że jak tylko Gabriel Agreste dowie się
o niesubordynacji syna, to skończy się to kategorycznym szlabanem na wszystkie
wyjścia towarzyskie. Tak, jakby pozwalał mu w ogóle wychodzić na jakieś…
Adrien rzucił się na łóżko,
zamknął oczy i zasłonił twarz dłońmi. Nie pomogło mu to jednak odciąć się od
swojego kwami, które jak już zaspokoiło pierwszy serowy głód, przystąpiło do
dalszego wiercenia dziur w brzuchu swojego pana.
- Co jeszcze musisz zepsuć, żebyś
wreszcie zrozumiał? – spytał sarkastycznie Plagg.
- Plagg, radzę ci się odczepić. –
wycedził Adrien, doprowadzony już do granic wytrzymałości.
- Ja ci tylko mówię, że
powinieneś się czym prędzej ogarnąć, bo za chwilę popsujesz już wszystko w
swoim życiu i latami będziesz to naprawiał.
- No, ale co ja mam zrobić?! –
zirytował się Adrien. – Marinette nawet nie chce ze mną rozmawiać!
- Jakbyś nie miał sposobów, żeby
z nią porozmawiać… - mruknął Plagg.
Adrien wreszcie złapał aluzję.
- Masz rację! Wysuwaj pazury!
- I po co ja się wtrącałem?! –
jęknął Plagg, wskakując do pierścienia.
W kilka minut był na balkonie
niedaleko domu Marinette. Na tym samym balkonie, na którym Biedronka wyznała mu
szczerze swoje uczucia. I na którym Marinette łatała jego złamane serce.
Dzisiaj nie było już śladu po tamtych świeczkach i kwiatach. Ale w jego sercu
był smutek jeszcze większy niż wtedy, kiedy odkrył, że Biedronka nie przyjdzie.
Zerknął na balkon Marinette. Tak
jak wtedy. I tak jak wtedy, stała tam oparta o barierkę. Serce zabiło mu
mocniej i po chwili już tam był.
Odwróciła się przestraszona i
podobnie jak wtedy, odetchnęła z ulgą, widząc, że to tylko on.
- Witaj, Czarny Kocie. –
uśmiechnęła się smutno. – Co tam u ciebie?
- Jakoś leci. Władca Ciem był w
tym tygodniu bardzo łaskawy i dał nam spokój.
- Nie mów, że tęsknisz do
pojedynków z jego super-złoczyńcami?
- Nie, do pojedynków nie tęsknię.
– westchnął, przysiadając jak ostatnio na barierce obok niej.
- Och, no tak… Biedronki też
dawno nie widziałeś, co?
- Tak. To znaczy nie. To znaczy
tak. – zmieszał się. – A co u ciebie? – zmienił temat, żeby ukryć zakłopotanie.
- Nawet nie pytaj. Miałam
straszny tydzień.
- No, słyszałem… - mruknął.
- Ty też wiesz? – skrzywiła się.
– No jasne, że wiesz. Przecież wszyscy wiedzą.
- A ten twój chłopak… - zagaił.
- To nie jest mój chłopak. –
poprawiła go natychmiast. – I nigdy nim nie będzie.
- Dlaczego? – spytał. Całkiem
głupio, bo przecież dobrze wiedział, że nie będzie.
- Och, Czarny Kocie… To przecież
oczywiste, że on mnie nie kocha. Nie musiał tego nawet mówić. W sumie dobrze,
że tak się stało. On się dowiedział. Podobnie zresztą jak wszyscy inni.
Pozamiatane. Ja się w końcu pewnie jakoś odkocham.
- Jak chcesz to zrobić? – spytał
zaciekawiony.
- Nie wiem jeszcze. Przydałoby
się, żeby miał jakieś wady.
- Na pewno ma jakieś!
- Nie znalazłam ani jednej, a
wierz mi, próbowałam się doszukać…
- No to kiepsko.
- Dam sobie radę. – powiedziała
dzielnie. – Jemu pewnie też nie jest lekko.
- Skąd wiesz? – spytał, a serce w
nim zamarło. Nawet w takiej chwili ona myśli o nim? O tym, żeby on czuł się
lepiej?
- No wiesz… Był moim
przyjacielem. A teraz wie, że się w nim zakochałam. I nie umie sobie z tym
poradzić.
- Dla… dlaczego mówisz, że był? –
zająknął się. – Już nie jest?
- Oj, Kocie… Nie sądzę, żeby
dalsze przyjaźnienie się z Adrienem miało jakikolwiek sens. Nigdy nie byłam przy
nim jakoś szczególnie swobodna, a teraz na pewno już nie będę w ogóle. Nie. To
nie ma sensu. Muszę ponieść konsekwencje moich głupich decyzji.
- Dlaczego jesteś dla siebie taka
surowa? – spytał Czarny Kot, wciąż trawiąc te straszne słowa, które właśnie
powiedziała.
- Przestałam być romantyczką.
Zaczynam być realistką. On zawsze był poza zasięgiem. Teraz już przynajmniej
nie muszę się karmić nieuzasadnioną nadzieją. Pozamiatane.
Znów użyła tego określenia „pozamiatane”.
Czuł się z tym nieswojo. Zupełnie jakby to było coś ostatecznego, a on nie do
końca chyba umiał się pogodzić z tą nieodwracalnością decyzji, które
podejmowała teraz Marinette.
- A jak twoje sprawy z Biedronką?
– spytała z uśmiechem, zmieniając temat.
Zarumienił się. Sama miała
złamane serce – przez niego zresztą – a martwiła się o jego sprawy sercowe? Jak
on poradzi sobie bez przyjaźni Marinette?
- Ach, Biedronka! – zaśmiał się.
– Nie kocha mnie. Kocha kogoś innego.
- Może jej przejdzie? – pocieszyła
go Marinette.
- Nie wygląda na dziewczynę,
która łatwo zmienia uczucia. – ocenił, nieświadomie używając określenia,
którego użył Plagg w odniesieniu do Marinette.
- Nie trać nadziei, Kocie. –
szepnęła i pogłaskała go po policzku. – Dobranoc.
I poszła do swojego pokoju. A on
zastygł na barierce z zarumienionymi policzkami. Szczególnie zaś płonęła mu
skóra w miejscu, którego dotknęła swoją dłonią.
---
Komentarze
Prześlij komentarz