Miraculum Fanfiction: Róża - cz. 7
Sala kinowa powoli się wyludniała.
Alya i Nino sprawiali wrażenie, jakby chcieli się ulotnić, oboje jednak czuli
się zobowiązani wobec Marinette i Adriena, którzy zostaliby w ten sposób sami –
zdani na siebie, co prawdopodobnie doprowadziłoby do jakiejś towarzyskiej
katastrofy. I tak pewnie by było, gdyby Marinette zachowywała się przy Adrienie
po staremu.
- Alya, przecież widzę, że
chcecie iść gdzieś jeszcze. – szepnęła przyjaciółce Marinette. – Nie musisz się
o mnie martwić. Ja sobie poradzę.
- No, ale…
- Spokojnie. Dam sobie radę. Nie
chcę się czuć jak piąte koło u wozu.
- N-no dobra… - zgodziła się z
wahaniem Alya.
- Ja cię odprowadzę. – zaoferował
się Adrien, który przysłuchiwał się rozmowie dziewczyn.
- Naprawdę nie trzeba! –
zaoponowała Marinette.
- Żaden problem.
- Och, no to niech będzie… -
westchnęła Marinette, uparcie ignorując szeroki uśmiech na twarzy przyjaciółki,
która sprawiała wrażenie zadowolonej z siebie swatki.
Rozdzielili się. Alya i Nino w
objęciach skierowali się w stronę pobliskiej kawiarni, zaś Marinette i Adrien
ruszyli przed siebie. Nagle rozległ się huk i przez wielkie megafony odezwał
się zniekształcony głos obwieszczający przejęcie władzy nad miastem przez kogoś,
kto się nazwał „Jestem Coco”.
Marinette spojrzała z
przerażeniem na Adriena. Co teraz? Paryż potrzebował Biedronki, a ona właśnie
utknęła na spacerze z chłopakiem! Pomyślała szybko i powiedziała:
- Zapomniałam telefonu z kina!
- Wracamy?
- Dam sobie radę. Domyślam się,
gdzie został. – odpowiedziała szybko, modląc się w duchu, żeby jednak za nią
nie poszedł.
Adrien sprawiał jednak wrażenie,
jakby sam był rozdarty.
- Pójść z tobą? – spytał,
chwytając ją za rękę. Ścisnęła jego dłoń.
- Ukryj się gdzieś! – poleciła.
Nie zdawała sobie sprawy, że
powiedziała to po biedronkowemu. Ale nie miała głowy do tego, żeby się nad tym
teraz zastanawiać. Zerknęła tylko kątem oka czy jej posłuchał i pobiegła w
stronę kina. Obejrzała się jeszcze za siebie, czy nikt jej nie widzi, skręciła
w zaułek i szepnęła „Tikki, kropkuj!”. Po chwili była już Biedronką i biegła na
spotkanie ze złoczyńcą.
Spotkali się z Czarnym Kotem na
Wieży Eiffla.
- Dobry wieczór, Biedronsiu! –
przywitał się jej partner. – Mam nadzieję, że atak akumy nie popsuł ci wieczoru
tak jak mnie.
- Miałeś plany na wieczór? –
spytała Biedronka, ignorując podejrzane ciepło na swoich policzkach.
- W takich chwilach czuję się niewolnikiem
poczucia obowiązku.
- Taka praca, Kocie. – odparła
chłodno, zagłuszając dziwny ucisk w sercu niebezpiecznie przypominający
zazdrość. – Co my tu mamy? – zmieniła temat.
- Wygląda mi to na jakąś
niespełnioną modelkę?
- Modelkę? – zdziwiła się. – Jeśli
nazwała się „Coco”, to raczej projektantka…
- Masz rację. – przytaknął Czarny
Kot. – Czekaj! Przecież za niecały miesiąc zaczyna się Paryski Tydzień Mody!
- Skąd wiesz? – spytała Biedronka.
- Całe miasto obwieszone jest
plakatami. – odpowiedział po chwili namysłu.
Towarzyszył temu rumieniec, bo
jednak trochę skłamał. Doskonale wiedział o tym wydarzeniu od ojca. I miał
przeczucie, że to właśnie Gabriel Agreste mógł maczać palce w doprowadzeniu
jakiejś projektantki do stanu, który przyciągał akumy Władcy Ciem.
- No to przynajmniej coś wiemy. –
mruknęła Biedronka, ignorując rumieniec Czarnego Kota. – Chodźmy się z nią
zatem rozprawić!
I pobiegli.
To była kolejna ciężka walka.
Ostatecznie po raz kolejny udało się pokonać ambitną Coco i naprawić szkody
magicznym zaklęciem „Niezwykła Biedronka!”
I nagle było już po wszystkim.
Stanęli naprzeciwko siebie niezdecydowani. Biedronka wiedziała, że musi wracać
szybko do kina i jakoś wytłumaczyć się Adrienowi, że szukała telefonu dłużej,
niż planowała. Ale przed odejściem musiała zrobić coś jeszcze. Zrobiła krok w
jego stronę i szepnęła nieśmiało:
- Chciałam ci jeszcze
podziękować, Czarny Kocie.
- Podziękować? – powtórzył w
osłupieniu.
- Za ratunek ostatnim razem. Za
to, że odprowadziłeś mnie do… - prawie jej się wymsknęło „do domu”, ale
dokończyła szybko: - …do przyjaciółki.
- Tylko jej mogłem zaufać. Ona
jedna nie zdradziłaby nikomu naszych tożsamości.
Marinette coś wielkiego urosło w
sercu, gdy to usłyszała. Niby powiedział jej to ostatnio – no, może używając
nieco innych słów… Ale dzisiaj usłyszała, jak mówi to Biedronce, nie Marinette.
I aż zapłonęły jej policzki, kiedy usłyszała ton jego głosu. Było w nim coś
takiego… Takiego specjalnego.
- W każdym razie… Dziękuję. –
szepnęła zarumieniona.
Położyła mu dłoń na ramieniu i stanęła
na palcach, żeby pocałować go w policzek – tak, jak on pocałował ją, dając jej
różę. I nie wiadomo, czy to Czarny Kot odwrócił twarz, spoglądając zdziwiony na
jej dłoń na swoim ramieniu, czy może to ona zmieniła zamiar w ostatniej chwili
pod wpływem tego, co przed momentem powiedział… Ale ostatecznie Biedronka
pocałowała Czarnego Kota prosto w usta.
Spojrzał na nią zdumiony, ale
zaraz spłynęła na niego błogość, objął Biedronkę i zamknął oczy.
- Marinette… - szepnął po chwili,
nie otwierając oczu.
- Tak? – szepnęła w odpowiedzi.
I nagle uświadomiła sobie, że
jest Biedronką. Zarumieniła się i uciekła. Po prostu… uciekła.
---
---
Komentarze
Prześlij komentarz