Miraculum Fanfiction: Róża - cz. 9
- Dzisiaj był kolejny atak akumy
w Paryżu. – oznajmił tata Marinette. – Proponuję wam jednak wejść do środka.
- Dobry wieczór, panu. –
przywitał się zaraz Adrien. – Ja będę chyba leciał…
- Nic z tego, drogi chłopcze. – Tom
położył mu na ramieniu dłoń i wprowadził go do środka. – Zostaniesz
przynajmniej na kolacji. A potem zadzwonimy po jakiś transport dla ciebie. Nie
jest zbyt bezpiecznie łazić dzisiaj po nocy ulicami Paryża.
Marinette uśmiechnęła się
nieznacznie. Oj, gdyby jej rodzice tylko wiedzieli! Westchnęła i weszła do
środka za Adrienem.
- Dobry wieczór, Adrien! –
przywitała się z uśmiechem Sabine.
- Dobry wieczór, pani Cheng. –
odpowiedział jej uprzejmie Adrien.
- Marinette, zaprowadzisz gościa
na górę? – zaproponowała mama. – Zaraz wam przyniosę coś do przekąszenia.
Marinette nie miała wyboru.
Rodzice trochę ją wmanewrowali w zaproszenie Adriena do siebie. Westchnęła i ruszyła
po schodach. Po chwili oboje byli w jej pokoju. Sam na sam.
Zapadła niezręczna cisza.
- Trochę się tu zmieniło od
czasu, kiedy ćwiczyliśmy do turnieju. – zagadnął, rozglądając się po pokoju.
- Och, ostatnio wpadłam w szał
projektowania. No wiesz… Cały ten Paryski Tydzień Mody… – pospieszyła z
wyjaśnieniem.
- To dlatego… - zaczął i urwał
zmieszany. Prawie się wygadał, że to dlatego była taka przytłoczona wszystkim w
swoim życiu. Przecież dowiedział się tego jako Czarny Kot. Ile jeszcze wyniknie
nieporozumień czy niedomówień, czy krępujących sytuacji.
- Ten bałagan. Tak. –
zaczerwieniła się. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
- Nie, skądże! – machnął ręką. –
Wiesz, chciałbym, żeby u mnie w domu było mniej sterylnie. Zdecydowanie
bardziej podoba mi się twój sposób projektowania niż mojego taty.
- On tak nie bałagani?
- Zawału by chyba dostał, gdyby
tak wyglądała jego pracownia. – zażartował.
Nagle zauważył ususzoną różę
wiszącą w kącie nad lustrem. Na moment serce przestało mu bić. Jakie są szanse,
że to ta sama róża, którą dał Biedronce? Czy to tylko myślenie życzeniowe? Ale
przecież Biedronka nie wiedziała o Paryskim Tygodniu Mody. A Marinette
najwyraźniej żyła tym wydarzeniem!
- Masz wielbiciela? – spytał i
zaraz się zaczerwienił. Miał ochotę zdzielić się po głowie za gadanie takich
głupot! Cóż za bezpośrednie pytanie!
- Niezupełnie. – odpowiedziała, a
na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
Spojrzała na ususzonego kwiatka,
jakby wiązała się z nim jakaś romantyczna historia. A Adrien pierwszy raz w
życiu poczuł ukłucie zazdrości. Chyba że to jednak jest ta róża, a wtedy ten uśmiech by oznaczał, że myśli teraz o Czarnym
Kocie, czyli o nim. Co nie byłoby wcale takie złe. Wręcz przeciwnie, byłoby
cudowne!
Nie umiał powstrzymać gonitwy
myśli, które układały się w całość. Były gnane nadzieją, ale przecież to by
wyjaśniało cały ciąg zbiegów okoliczności! Marinette i Biedronka miały te same
problemy związane z natłokiem zdarzeń w ich życiu, kwami Biedronki było
przekonane, że Czarny Kot odkrył tożsamość swojej partnerki, bo odprowadził ją
na balkon Marinette, a kiedy Biedronka go pocałowała, a on przez pomyłkę
wyszeptał imię Marinette… to ona odpowiedziała… A teraz… teraz wisi tu ususzona
róża – tak podobna do tej, którą dał kiedyś Biedronce.
- Adrien? – spytała cicho
Marinette. – Wszystko w porządku?
- Tak… - odpowiedział z wahaniem.
- Jesteś pewien? – podeszła
bliżej.
- Kto dał ci tę różę? – spytał
wprost, odwracając się do niej. Z napięciem czekał na jej odpowiedź.
- Dostałam ją od przyjaciela. –
odpowiedziała powoli, próbując zgadnąć, co mogą znaczyć te jego pytania. – Od
super-przyjaciela… - uśmiechnęła się.
- Super-przyjaciela? – powtórzył,
a serce biło mu tak mocno, że aż szumiało mu w uszach.
- Pewnie mi nie uwierzysz, ale
mam ją od Czarnego Kota. – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Był pewien, że na moment jego
serce przestało bić. Kolejny raz wszystko wskazywało na to, że jego podejrzenia
wydają się być słuszne. Musiał zaryzykować, żeby zdobyć ostateczny dowód.
Musiał wiedzieć!
- Biedronka? – szepnął.
- Słucham? – wykrztusiła i zaczerwieniła
się po cebulki włosów. – Dlaczego nazwałeś mnie Biedronką?
- Musisz nią być, skoro dostałaś
tę różę od Czarnego Kota. – odpowiedział spokojnie.
- Nie rozumiem… - cofnęła się o
krok.
- Chyba że nie mówisz mi prawdy…
Ale ty nigdy nie kłamiesz, prawda?
- A skąd ta pewność, że nie
dostałam tej róży od Czarnego Kota? – Marinette skrzyżowała ramiona i spojrzała
na niego groźnie.
- Nie powiedziałem, że jej nie
dostałaś od Czarnego Kota. – uśmiechnął się. Marinette jeszcze nigdy tak na
niego nie patrzyła. Biedronka – i owszem. Kiedy był Czarnym Kotem i ją czymś zirytował.
- Nie? – zdziwiła się. –
Powiedziałeś, że…
- Że musisz być Biedronką, skoro
twierdzisz, że masz tę różę od Czarnego Kota. – powtórzył.
- Nie widzę związku!
- A ja jestem pewny, że dawałem
taką różę tylko Biedronce i nikomu innemu. – odpowiedział powoli, obserwując wyraz
twarzy Marinette. Ukrywanie tożsamości nie miało sensu, skoro właśnie odkrył,
że to ona jest Biedronką.
- Co? – spytała zamierającym
głosem.
Uśmiechnął się zakłopotany w
odpowiedzi i potargał swoje włosy, bo nie wiedział nagle, co zrobić z rękami.
Stało się. Powiedział jej, że jest Czarnym Kotem. I co teraz?
---
---
Komentarze
Prześlij komentarz