Miraculum FanFiction: Pocałunek prawdziwej miłości - cz. 11

Adrien zerknął nerwowo na zegarek zanim wsiadł do samochodu. Było za dziesięć dziesiąta. Powinien zdążyć na czas. Powinien zdążyć idealnie na czas. Po tym wczorajszym żarcie Marinette miał ochotę zadzwonić do jej drzwi równo z wybiciem godziny dziesiątej.
Nie, żeby odebrał ten żart jako złośliwość. Albo żeby się nim jakoś bardzo przejął. Po prostu pomyślał, że będzie to żartobliwa odpowiedź na jej żart, która pomoże przełamać pierwsze lody. Bo w sumie nie znał jej zbyt dobrze, poza tym, że parę razy pomogli sobie nawzajem. Zawsze miał wrażenie, że Marinette nie jest swobodna w jego obecności, choć jednocześnie okazywała mu sympatię. To było dziwne. Czuł, że ona go raczej lubi, ale nie umiał do niej dotrzeć. Najlepiej rozmawiało im się, kiedy przebywali w grupie. Właściwie wczoraj wieczorem po raz pierwszy zamienili ze sobą parę zdań, będąc tylko we dwoje…
Westchnął. To będzie ciężka sobota.
Zajechali pod piekarnię w pięć minut. Adrien wysiadł z szerokim uśmiechem na twarzy. Miał czas, żeby spokojnie dojść do drzwi i zadzwonić do nich dokładniutko o dziesiątej. Mógłby nawet iść tyłem. Jednego nie przewidział. Nagle na jego ramieniu wylądowała czyjaś wielka dłoń i nie był to jego szofer, ale… tata Marinette?
- Dzień dobry, młody człowieku! – przywitał się serdecznie Tom Dupain.
- Dzień dobry, panie Dupain. – odpowiedział automatycznie Adrien, a uśmiech na jego twarzy nieco przygasł.
- Marinette wspominała, że przyjdziesz dzisiaj przygotowywać z nią referat z chemii. – Tom poprowadził Adriena w stronę schodów na piętro. Idealny plan zadzwonienia do drzwi dokładnie o dziesiątej rano właśnie wziął w łeb. – Nie będziesz miał nic przeciwko szybkiemu doładowaniu się energią zanim weźmiecie się do pracy? Moje dziewczyny trochę… tak jakby trochę je poniosło…
Adrien spojrzał zdumiony na tatę Marinette. Co też on miał na myśli, mówiąc „moje dziewczyny” i „trochę je poniosło”. Ale gdy Tom otworzył drzwi wejściowe do mieszkania, Adrien już nie miał żadnych pytań.
Kuchnia tonęła w mące, która walała się na wszystkich blatach, podłodze i wręcz unosiła się w powietrzu. W tym bałaganie uwijała się Marinette ze swoją mamą. Obie chichotały jak szalone, jednocześnie gotując i próbując sprzątnąć mąkę. Wyglądało to tak uroczo, że Adrien wręcz poczuł szarpnięcie zazdrości. I tęsknotę za swoją mamą. Mimo że był z mamą tak mocno związany, jakoś nie potrafił sobie wyobrazić podobnej zażyłości, jaka łączyła Marinette i jej mamę.
Cokolwiek zaś gotowały, pachniało nieziemsko. Od razu poczuł ogromną ochotę na zjedzenie czegoś słodkiego.
- Marinette, masz gościa! – zaanonsował go Tom, po czym zniknął w drzwiach.
Marinette zastygła w pół gestu. Patrzyła na Adriena zdumionym wzrokiem, zupełnie nieświadoma, że nawet na twarzy ma ślady zabawy z mamą. Zerknęła ukradkiem na zegar, co nie umknęło uwadze Adriena. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Czy jemu się wydawało, że ona do niego mrugnęła?
Po raz kolejny zaskakiwała go swobodą i poczuciem humoru.
- Głodny? – uśmiechnęła się do niego.
- W sumie… - odwzajemnił uśmiech.
- To siadaj. – wskazała mu krzesło. – Musimy naładować akumulatory, bo czeka nas mnóstwo roboty.
- Włączając sprzątanie? – zażartował.
- N-no… Te gofry wymknęły nam się spod kontroli. – uśmiechnęła się przepraszająco.
- Ach, więc to gofry tak pachną.
- Najlepsze pod słońcem. – postawiła przed nim talerz z goframi.
Spojrzał na porcję. Natalia dostałaby zawału, gdyby zobaczyła, ile kalorii leżało na talerzu. Ale nie mógł się powstrzymać przed zjedzeniem wszystkiego. Nie tylko pachniało nieziemsko. Smakowało… bosko.
- Widzę, że ci smakują. – uśmiechnęła się do niego mama Marinette.
- Muszę chyba od pani wziąć przepis. – odpowiedział uprzejmie.
- Och, to nie mój przepis! – zaśmiała się Sabine. – Musisz dogadać się z Marinette. Może się nim z tobą podzieli.
- Mamo… - szepnęła przerażona Marinette.
- O, to Marinette robiła te gofry? – zdziwił się Adrien i zaraz skarcił się w myślach za to zdziwienie.
- Inaczej skąd byłby tu taki bałagan! – stwierdziła Sabine, zamiatając ostrożnie mąkę. – Ale cóż… Jak to się mówi: przez żołądek do serca…
- Mamo! – Marinette jęknęła i przewróciła oczami.
„Przepraszam za to.” Powiedziała bezgłośnie.
A on… Zaczerwienił się.

---
Pocałunek cz. 10  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Pocałunek cz. 12 (we wtorek)


Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Ta Noc - cz.20

Ta Noc - cz.19

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 4

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 13