Miraculum FanFiction: Pocałunek prawdziwej miłości - cz. 27
Marinette patrzyła na niego
zdumiona, nie potrafiąc złożyć najprostszych słów w jakiekolwiek logiczne
zdanie. Wreszcie po chwili przemówiła:
- Ale… skąd… wiedziałeś?
- Zacząłem się zastanawiać po
walentynkach. Powiedziałaś wtedy coś takiego, co mnie nakierowało na koleżankę
z klasy. A potem zacząłem cię lepiej poznawać i zauważyłem coraz więcej
podobieństw. A potem... Potem poznałem twoje pismo z wa... – tu urwał, bo
prawie się wygadał o walentynce i wspólnym referacie z chemii. A z drugiej
strony co złego w tym, żeby się dowiedziała? On już wiedział. A jednak...
Zależało mu, żeby sama się domyśliła. Tak jak on domyślił się jej tożsamości.
- Moje pismo? Skąd ty wiesz, jaki
mam charakter pis… ma… - zająknęła się.
Jej myśli gnały jak szalone.
Koleżanka z klasy? Zatem on chodził z nią do klasy. Wybór był mocno zawężony. Właściwie
każdy z nich mógłby znać jej charakter pisma. Ale Czarny Kot powiedział, że
poznał jej pismo z czegoś. Czegoś na „wa…” I jakim cudem on ją lepiej zaczął
poznawać? Przecież nie przebywała z Czarnym Kotem jako Marinette. Jedyny
chłopak, z którym spędzała ostatnio więcej czasu to był… Adrien. Adrien,
któremu kiedyś wysłała walentynkę. Która zaczyna się na „wa…” A potem Adrien
zobaczył, jak kaligrafowała napisy na plakacie do referatu z chemii. I teraz
sobie przypomniała, że wtedy zachował się dość dziwacznie. Właściwie od tamtej
pory zachowywał się dziwnie w jej towarzystwie. Wszystko do siebie pasowało.
- Nie. Ty nie możesz być… -
szepnęła wpatrzona w niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
- Dlaczego?
- Bo to by była najbardziej
pokręcona historia na świecie! – zezłościła się nagle, a on zerwał się z
krzesła zaskoczony. Nie takiej reakcji oczekiwał.
- Ale, dlaczego?
- Och, ty naprawdę tego nie
łapiesz?! Powiedz, że nim nie jesteś! Bo inaczej cię rozszarpię na kawałki!
- Marinette… Ale ja nie rozumiem.
- Och, to ja ci wyjaśnię! –
zbliżyła twarz do jego twarzy, mrużąc oczy. – Wiesz, przez co musiałam przejść,
żeby się w tobie odkochać i zakochać w tobie? Rany, to zdanie nawet nie ma
sensu! – wykrzyknęła, chwytając się za głowę. – Powiedz, że nim nie jesteś!
- Ale kim mam nie być? – spytał,
walcząc ze śmiechem. Z drugiej strony jej wzrok nie wróżył nic dobrego, jeśliby
nie zapanował nad wesołością.
- Adrienem Agreste… - wycedziła
powoli, nie spuszczając z niego wzroku.
- I co mam teraz zrobić?
- Zaprzeczyć.
- Nie… - urwał, a ona wstrzymała
oddech. – Nie mogę…
I zanim zdołała cokolwiek
powiedzieć lub zrobić, objął ją mocno i pocałował. Wiedział, że jego pocałunki
działały cuda, więc nawet jeśli miała ochotę go zatłuc, to odroczy wykonanie
tego wyroku o dobrą chwilę.
- To jest niesprawiedliwe… -
wymruczała po chwili Marinette.
- Hmm?
- Wykorzystujesz te swoje
magiczne pocałunki przeciwko mnie!
- One nie są magiczne dlatego, że
są moje. Już ci to tłumaczyłem, Marinette. Magiczne są tylko pocałunki
prawdziwej miłości.
- Oooo… - wyrwało jej się i nagle
zaczęła się śmiać.
- Teraz to się zgubiłem.
- Och, Kocie! – wykrztusiła,
wciąż się śmiejąc. – Chyba rozwikłałam twoją walentynkową zagadkę!
- A była jakaś?
- No, już wiem, dlaczego
zadziałał tamten pocałunek! Przecież faktycznie byłam w tobie zakochana.
- Ale przecież nie wiedziałaś, że
ja to ja.
- Prawdę mówiąc, wciąż tego nie
jestem pewna… - mruknęła.
- Narażasz się na nieprzyjemny
kontakt z moim kwami. – odpowiedział Czarny Kot. – Plagg nie należy do
najbardziej czarujących…
- Ja tam go lubię! – wtrąciła się
Tikki.
- Tikki! – wykrzyknęła Marinette
w oburzeniu.
- No co? I tak mleko się wylało.
– odpowiedziała jej Tikki.
- Niech wam będzie. – westchnął
Czarny Kot. – Plagg, chowaj pazury.
Po chwili przed Marinette stał Adrien
we własnej osobie, zaś Plagg z kwaśną miną podfrunął do jego głowy i mruknął:
- Sam powinienem cię teraz
rozszarpać za te miłe słowa. Ja nie należę do najbardziej czarujących? Jak ty
mnie, dzieciaku, nie znasz w ogóle…
Ale ani Marinette, ani Adrien nie
zwrócili na niego najmniejszej uwagi. Stali twarzą w twarz, tuż obok siebie,
nie odrywając do siebie wzroku.
- No i jak? Bardzo mi się
oberwie? – spytał w końcu Adrien z lekkim uśmiechem.
- Zastanawiam się właśnie. –
mruknęła. – Kurczę, to rzeczywiście ty…
- Nie da się ukryć.
- Nie mogłeś powiedzieć? –
westchnęła, przewracając oczami. – Sporo by się uprościło i to dawno temu.
- Nie pozwalałaś.
- A fakt. Rzeczywiście. Głupia
byłam. Trzeba było pozwolić.
- To… już mnie nie kochasz? –
spytał z wahaniem.
- Teraz to już sama nie wiem.
Miałam taki bałagan w sercu… Wydawało mi się, że nie kocham już ciebie tylko
Czarnego Kota, a potem robiłeś coś takiego, że znów mi wracało. W ogóle nie
mogłam sobie dać z tym rady.
- Już nie musisz wybierać. –
uśmiechnął się szeroko.
- W sumie masz rację… -
odwzajemniła uśmiech. – Nie wiem tylko, czy jako Adrien też władasz magicznymi
pocałunkami.
- Powtórzę raz jeszcze. One nie
są magiczne dlatego, że są moje. Magiczne są…
- …tylko pocałunki prawdziwej
miłości. – dokończyli razem i roześmiali się głośno.
A potem Adrien dotknął policzka
Marinette, pochylił się i westchnął:
- Kurczę, mam tremę.
- Ależ z ciebie tchórzofretka… -
szepnęła i pocałowała go.
Jej pocałunki też były magiczne…
KONIEC!
Mam nadzieję, że się podobało ;-)
---
Komentarze
Prześlij komentarz