Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 21
- Teraz myślę, że te kwiaty to
był głupi pomysł! – szepnęła Emilie Agreste i nerwowym ruchem poprawiła włosy.
---
Tamten Dzień cz. 20 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 22
- Nie przejmuj się tak mamo.
Rodzice Marinette są naprawdę przemili. – uspokoił ją Adrien, ściskając jej
dłoń i prowadząc do drzwi mieszkania Marinette.
- Trzeba było kupić czekoladki.
- Sama powiedziałaś, że to byłoby
przywożenie drzewa do lasu.
- Ach, no tak! Masz rację,
kochanie! – mama się roześmiała wreszcie. – Ale może to ty powinieneś wręczyć
te kwiaty?
- Wystarczy mi jedna. – mruknął
Adrien, zarumieniwszy się lekko. Wyciągnął z bukietu mamy jedną stokrotkę. Mama
obrzuciła go szybkim spojrzeniem pełnym czułości.
Zadzwonili do drzwi. Usłyszeli szybkie
kroki i z pewnością czyjeś potknięcie, bo coś upadło. Adrien uśmiechnął się do
siebie i nastawił na widok Marinette. Nikt nie upadał tyle razy, co ona.
Otworzyła drzwi sekundę później,
rozcierając biodro.
- Dzień dobry, pani! – przywitała
się z tym swoim uśmiechem, od którego topniało serce.
- Już ci mówiłam, żebyś mówiła mi
po imieniu. – odwzajemniła uśmiech Emilie.
- Za dnia pewne rzeczy wyglądają
zupełnie inaczej niż wydawały się wieczorem. – mruknęła cicho Marinette,
zerkając szybko na Adriena. I zaczerwieniła się okropnie.
Adrien schował w dłoni tę
stokrotkę, którą dla niej wyciągnął z bukietu mamy. Udzieliło mu się jej
skrępowanie.
- Zapraszam do środka. – szepnęła
Marinette, odsuwając się nieco, żeby ich przepuścić.
Emilie Agreste weszła do
przytulnego salonu z aneksem kuchennym, z którego wysunęła się mama Marinette,
prześliczna drobna Chinka w pięknej sukience. Kiedy uśmiechnęła się do Emilie,
ta już nie miała wątpliwości, po kim Marinette odziedziczyła swój czarujący
uśmiech.
- Dzień dobry! Jak to cudownie,
że zgodziła się pani zjeść z nami śniadanie! – przywitała się Sabine, prowadząc
gościa do środka w stronę nakrywającego do stołu męża.
Tymczasem Adrien wszedł z
wahaniem, zamykając za sobą drzwi. Marinette wciąż stała w tym samym miejscu,
przyglądając się ich mamom. Skorzystał z okazji i musnął palcami jej dłoń.
Oderwała wzrok od rodziców i spojrzała na niego. Na moment zatopili w sobie
spojrzenia, a dłonie instynktownie splotły się, jakby robili to od lat. Adrien
uśmiechnął się, kiedy poczuł znajome ciepło jej dłoni.
- Zdobyłem coś dla ciebie, Moja
Pani. – mruknął i wręczył jej stokrotkę.
- Nie musiałeś… - szepnęła,
odrywając od niego zafascynowany wzrok, żeby przyjrzeć się drobnemu
kwiatuszkowi. Zbliżyła go do twarzy, obracając łodyżkę między palcami, żeby
stokrotka zakręciła się wokół własnej osi. – Skąd stokrotki? – spytała i
zerknęła na niego z ciekawością.
- Mama zawsze lubiła stokrotki. –
odpowiedział, obserwując ją z zainteresowaniem.
- Ja też je lubię. – szepnęła i
przesłała mu ten swój uśmiech, od którego wyłączało mu się logiczne myślenie. –
Chociaż w przypadku kwiatków od ciebie, lubiłabym pewnie nawet pokrzywy.
Roześmiał się. Miał taką wielką
ochotę ją teraz przytulić i pocałować. Gdyby tylko nie mieli publiczności w
postaci rodziców! Marinette miała rację, za dnia pewne rzeczy wyglądały
zupełnie inaczej niż wydawały się wieczorem… Wczoraj wieczorem obecność mamy
zupełnie im nie przeszkadzała. No, prawie zupełnie…
- Dobrze wiedzieć. – wykrztusił.
– Jak mnie nie będzie stać na kwiaty, przyjdę z pokrzywami.
- Nie musisz przynosić mi
kwiatów. – sprostowała. – Wystarczy, że przyjdziesz.
- Nie mów tak… - szepnął jej do
ucha, wykorzystując fakt, że rodzice Marinette prowadzili teraz dość głośną
rozmowę z jego mamą.
- Dlaczego? – odszepnęła, a jemu
przebiegł dreszcz po plecach.
- Bo trzymam się ostatkiem sił,
żeby cię nie pocałować na oczach naszych rodziców. – wyznał cicho, żeby tylko
ona usłyszała. – A ty strasznie te moje wysiłki rujnujesz.
- Wstydzisz się mnie? – spytała,
patrząc mu prosto w oczy.
- Raczej się boję. Szczególnie
twojego taty.
- A niesłusznie. – uśmiechnęła się
Marinette. – Jest łagodny jak baranek. A poza tym uświadomiłam już moich
rodziców co do charakteru naszej znajomości.
- To nasza znajomość ma jakiś
charakter? – zdziwił się, pochylając się w jej stronę.
- A jak ci się wydaje? – przewróciła
oczami. – Jest niedzielny poranek. Naprawdę myślisz, że zaprosiłabym każdego
zwykłego kolegę z mamą na niedzielne śniadanie?
- Mam wielką nadzieję, że nie.
Ale jeśli chodzi o ciebie, to wystarczyłoby, żeby ten kolega miał za sobą
ciężki dzień. Przygarnęłabyś nawet kulawego psa.
- Albo bezdomnego kota. –
uzupełniła z tym swoim uśmiechem, burząc ostatecznie mocne postanowienie
Adriena, żeby jednak nie całować jej przy rodzicach.
Poddał się. Musiał już ją
pocałować. Zaszumiało mu w głowie ze szczęścia, kiedy poczuł, że wspięła się na
palce i przytuliła do niego mocniej. Nawet nie usłyszeli cichego westchnienia
ulgi Emilie Agreste ani komentarza Sabine:
- No, nareszcie…
Tom Dupain tylko uśmiechnął się
pod wąsem i spokojnie kontynuował nakrywanie do stołu.
---
Tamten Dzień cz. 20 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 22
Komentarze
Prześlij komentarz