Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 4
- Dobry wieczór, Księżniczko…
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 3 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 5
Marinette odwróciła się
przestraszona w stronę okna, a trzymana w dłoniach piżama, w którą właśnie
miała się przebrać, wypadła jej z rąk. Na parapecie w nonszalanckiej pozie siedział
Czarny Kot i uśmiechał się do niej zawadiacko. Od razu podziękowała sobie w
myślach, że nie zaczęła się przebierać dwie minuty temu, bo właśnie by ją
zastał w trakcie zdejmowania ubrania lub co gorsza – w negliżu. Jakby tego było
mało, natychmiast przypomniała sobie rozmowę przy kolacji o tym, jak miałby
wyglądać jej potajemny związek z superbohaterem, i potwornie się zaczerwieniła.
- Drugi raz mnie dzisiaj
odwiedzasz… - wyrwało jej się.
- Znów nie w porę? – uśmiechnął
się krzywo.
- Lepiej teraz niż za pięć minut.
Zamierzałam się przebrać… - mruknęła pod nosem.
- Mam nadzieję, że tym razem bez
tak wstrząsających okoliczności natury – zauważył, nie słysząc jej komentarza.
– Jeśli jednak i tym razem podłoga zatrzęsła się pod twoimi stopami, zacznę
podejrzewać, że może ja tak działam na ciebie.
- Kocie, Kocie… - westchnęła
teatralnie. – Tylko ty potrafisz zrujnować każdy moment.
- W jaki sposób?
- Już chciałam ci podziękować za
ratunek, a teraz myślę tylko o tym, żeby cię zrzucić z tego parapetu!
- Zrzucanie mnie z piątego piętra
ciężko by było uznać za wyrazy wdzięczności… - skomentował i na wszelki wypadek
przerzucił nogi do środka.
- To przestań podrywać wszystko,
co się rusza – mruknęła z irytacją. – Myślałam, że po latach wydoroślałeś choć
trochę.
- Owszem, Księżniczko –
przytaknął. – Wydoroślałem. Zamiast ulegać pokusom, grzecznie odprowadziłem cię
do przyjaciół… - mrugnął do niej porozumiewawczo.
Marinette nie wytrzymała i
parsknęła śmiechem. No tak, robił to po to, żeby ją rozbawić! Na moment
zapomniała o rozmowie przy kolacji i insynuacjach Alyi. Zapomniała też o tym,
co było przyczyną jej nagłej przeprowadzki. Przez chwilę poczuła się całkiem
beztroska, jakby znów mieli po kilkanaście lat i Czarny Kot odwiedzał ją na jej
balkonie.
- Wazeliniarz… Jeszcze trochę i
bym ci uwierzyła…
Czarny Kot roześmiał się i w dramatycznym
geście chwycił się za serce, jakby okrutnie go tymi słowami zraniła. Marinette przyglądała
mu się z rozbawieniem.
- Czyli Alya cię przygarnęła? –
zagadnął już poważniejszym tonem. – Tylko na dzisiaj, czy możesz zostać dłużej?
- W sumie nic nie ustalaliśmy. Na
razie chcą mnie zmusić do tego samego, co ty. Żeby tam wrócić z ekipą ekspertów
budowlanych. I chyba tak zrobię. Przynajmniej dowiem się czegoś pewnego.
- Czyli… W najbliższym czasie
znajdę cię pod tym adresem? – dopytywał się Czarny Kot.
- Na to wygląda…
- Może i mnie by przygarnęli? –
mrugnął do niej, a ona znów przypomniała sobie, co sugerowała jej przyjaciółka.
Żyć z Czarnym Kotem pod jednym
dachem? Wzrok niechcący zjechał jej na jego koci dzwoneczek, a gdy zauważyła,
że przyłapał ją na tym, zaczerwieniła się potwornie. Wyszczerzył się w
uśmiechu, jakby dokładnie wiedział, o czym pomyślała. Boże! Miała ochotę zapaść
się pod ziemię!
- Nie sądzę, żeby to był dobry
pomysł… - stwierdziła chłodno, byleby odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia.
- Jest was tyle, że nawet się nie
zorientują, że jest nas o jedną sztukę więcej.
- Cicho, Kocie! Bo jeszcze cię
Adrien usłyszy! Nasze pokoje dzieli tylko cienka ściana.
- Nie taka znów cienka, skoro
jeszcze tu nie przybiegł.
- A po cóż miałby tu przybiegać?
- Jeśli ta ściana jest naprawdę
taka cienka, to już dawno by usłyszał męski głos w twoim pokoju. Powinien
przybiec bronić twojej cnoty.
- Po pierwsze, nie jego sprawa,
co robię z moją cnotą! Po drugie, nie sądzę, żeby ta cnota była w
niebezpieczeństwie.
Czarny Kot rzucił jej
nieodgadnione spojrzenie, ale postanowił zignorować ten komentarz. Zamiast
roztrząsania kwestii jej cnoty, przyczepił się do Adriena:
- Dlaczego uważasz, że ten Adrien
nie powinien interesować się tym, co tu robimy?
- Nie robimy nic nieprzyzwoitego,
Kocie.
- Jeszcze. A poza tym, skąd on ma
to wiedzieć?
- Jak to „jeszcze”? – podchwyciła Marinette, zerkając na Czarnego Kota
zszokowana i odruchowo robiąc krok w tył.
- Nie widzieliśmy się jakiś czas,
Księżniczko. Jestem teraz dorosłym Kotem. Może się zmieniłem?
- Naprawdę coś mi grozi? –
spytała tak na wszelki wypadek.
- Nie zrobiłbym nic wbrew twojej
woli, Księżniczko! Chodziło mi raczej nie o to, co tu robimy, tylko co twój współlokator zza ściany może pomyśleć, że robimy.
- Nie wydaje mi się, żeby Adriena
interesowało moje życie uczuciowe. – Westchnęła.
- Ktoś tu brzmi, jakby miał
złamane serce… - Czarny Kot uśmiechnął się domyślnie.
- Było minęło. – Wzruszyła
ramionami. – Poza tym, nie rozumiem, dlaczego o tym rozmawiamy – dodała, nie
bardzo wiedząc, skąd brały się te wszystkie pytania Czarnego Kota o Adriena.
- Po prostu jestem ciekawy.
- A nie słyszałeś nigdy
powiedzenia, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Po prostu wydaje mi się, że
moglibyśmy sobie pomóc w leczeniu złamanych serc – zasugerował.
Zerknęła na niego zdumiona. Po
pierwsze nie wiedziała, że też miał złamane serce. Przecież przez te wszystkie
lata ich wspólnej walki z Władcą Ciem zauważyłaby, że Czarny Kot jest
nieszczęśliwy. Owszem, zwróciła uwagę na to, że przestał już flirtować z
Biedronką, ale tłumaczyła to sobie jego związkiem, do którego jej się przyznał
pewnego deszczowego wieczoru na dachu Katedry Notre Dame. Odtąd podczas walki
znacznie rzadziej żartował, ale nie powiązała tego z zawodem miłosnym. Może
powinna bardziej interesować się życiem swojego partnera?
- Masz na myśli grupę wsparcia? –
spytała nieśmiało.
- Coś w tym stylu. Myślę, że to
by pomogło.
- Ale w czym, Kocie? Kto złamał
ci serce?
- Biedronka. Wiele lat temu.
Marinette wstrzymała oddech na
moment. Biedronka? Biedronka?! Wciąż TO
go bolało? Minęło przecież tyle lat! Po drodze miał dziewczynę! Co najmniej
jedną!
- Ale… - zaczęła niepewnie. – Przecież
mówiłeś mi, że masz kogoś…
- Naprawdę? – zdziwił się. –
Kiedy?
Zaklęła w myślach. Zapomniała
się! Przecież Czarny Kot mówił to Biedronce,
nie Marinette…
- To było tak dawno temu! –
wymigała się od odpowiedzi. – Pewnie za którymś razem, kiedy odwiedziłeś mnie
na moim balkonie, mogłeś o tym wspomnieć…
- Niewykluczone, że to była
ostatnia moja wizyta na twoim balkonie. Potem przestałem tam bywać. Moja
dziewczyna była trochę… hmmm… Zaborcza – przyznał i skrzywił się nieznacznie.
Marinette od razu zauważyła ten grymas. Jej twarz przybierała podobny wyraz za
każdym razem, gdy przypominała sobie o Luce. – Twój chłopak też chyba patrzył nieprzychylnie
na te wizyty.
No i masz! Skrzywiła się. Nie
zauważyła, że Czarny Kot łypnął na nią okiem z lekkim błyskiem zainteresowania.
- Nie sądzę, żeby miał coś
przeciwko temu. Ufał mi bezgranicznie.
- To dlaczego się rozstaliście?
- Kocie, pytasz o bardzo osobiste
sprawy! – odpowiedziała z rezerwą Marinette.
- Przepraszam… - mruknął
skruszony.
- Po prostu… - zaczęła, a on
zerknął zdziwiony, że jednak zdecydowała się powiedzieć. – Chodziło o plan na
życie. Mnie zależało na stabilizacji. Życie przy boku muzyka to nie dla mnie…
- Bardziej odpowiada ci ułożony
programista zza ściany? – Uśmiechnął się domyślnie Czarny Kot.
- Bardziej niż muzyk czy bardziej
niż superbohater? – odbiła piłeczkę, uśmiechając się przy tym przekornie.
A on niespodziewanie się
zarumienił…
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 3 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 5
Komentarze
Prześlij komentarz