Nie taki znów nieświadomy - cz.18

- Musimy iść do Mistrza Fu – oznajmiła nagle Marinette.
Adrien spojrzał na nią nieprzytomnie. Jak to możliwe, że on jeszcze bujał w obłokach, a ona już zeszła na ziemię?
- Zaczynam mieć poważne obawy, że nie odwzajemniasz nawet połowy moich uczuć – mruknął z urazą.
- No wiesz co?! – wykrzyknęła oburzona.
- Jak się nad tym zastanowić, to od wczoraj to ja zasypuję cię wyznaniami, pocałunkami i objęciami. Oczywiście nie opierasz się jakoś specjalnie… - dodał, a ona złożyła ramiona i spojrzała na niego ciężko, jak wielokrotnie już robiła jako Biedronka. – Ale zaczynam odnosić wrażenie, że w nasz związek wkradła się jakaś asymetria.
- Z-Związek? – zająknęła się.
- Jeśli za bardzo pędzę, to powstrzymaj mnie trochę – zreflektował się, a ukryte w kącie kwami tylko wymieniły rozbawione spojrzenia. Ten jutrzejszy ślub jednak wisiał w powietrzu. – Albo przynajmniej powiedz, gdzie robię błąd.
- Adrien… - szepnęła Marinette. – To nie jest takie proste. Zrozum. Od dwóch lat wzdycham do ciebie. Takie chwile jak ta wyobrażałam sobie niemal każdego wieczora, siadając tu na tym balkonie. Uwierz mi, że nie jest mi łatwo przyjąć to wszystko w takich ilościach i w takiej intensywności. Bo wciąż wydaje mi się to snem.
- Jak wczoraj? – Uśmiechnął się.
- Też… - zarumieniła się.
- Mnie się to nawet podobało, kiedy myślałaś, że to był sen.
- Naprawdę?
- Stałaś się jakaś taka swobodniejsza – wyjaśnił. – Odnoszę wrażenie, że muszę cię strasznie onieśmielać. Z kolei jako Biedronka zawsze jesteś skupiona na zadaniu. Co mam zrobić, żebyś była sobą?
- Skąd wiesz, jaka jestem, kiedy jestem sobą? – spytała podejrzliwie.
- Trochę cię ostatnio podglądałem… - przyznał się lekko zarumieniony. – Wiem, że mnie przyłapałaś raz czy dwa razy, więc starałem się być ostrożniejszy. No i zauważyłem, że jak nie ma mnie w pobliżu, to zachowujesz się zupełnie inaczej. Dużo swobodniej. Jak wczoraj w deszczu, kiedy myślałaś, że to tylko sen. Nie mogę liczyć na to, że będzie padać codziennie. Pytanie brzmi, co mogę jeszcze zrobić?
- Myślę, że świadomość, że jesteś Czarnym Kotem, może trochę pomóc… - mrugnęła do niego.
- O! Właśnie o coś takiego mi chodziło! – Uśmiechnął się szeroko, widząc, że wróciła do formy.
- Postaram się. Muszę cię tylko zepchnąć z piedestału. – Zachichotała. – Teraz, kiedy wiem o tobie trochę więcej, nie powinno to być już takie trudne.
- Coś czuję, że będę jeszcze prosił o to, żebyś przestała być sobą… - zażartował, obejmując ją mocniej.
- Za późno, Kotku! – Wspięła się na palce i go pocałowała szybko. – A teraz naprawdę musimy iść do Mistrza Fu!
- Wychodzi z ciebie Biedronka, Moja Pani – ostrzegł ją.
- Nic na to nie poradzę, Adrien. Gdzieś w tyle głowy tłucze mi się ta obawa, że naruszyliśmy jednak jakieś zasady. Będę spokojniejsza, kiedy dowiemy się, jakie to zasady i czy możemy o sobie wiedzieć. A raczej, co mamy zrobić w sytuacji, kiedy już o sobie wiemy.
- Według Plagga niebezpieczeństwo tkwi w hormonach.
- Że co, proszę?! – wybuchnęła śmiechem.
- Jako niestabilny emocjonalnie nastolatek z problemami sercowymi mogę wywołać ogólnoświatowy kataklizm.
- Nie ogólnoświatowy… - mruknął Plagg pod nosem, a Tikki rzuciła mu rozbawione spojrzenie. – Nie pokładałem aż tak dużych nadziei w tym dzieciaku… - dodał zmieszany, żeby zatuszować wzruszenie.
- Oby Mistrz Fu nie kazał nam oddać naszych miraculów – wyznała Marinette. – Chyba już wolałabym znów wszystko zapomnieć…
- Tak bardzo lubisz być Biedronką? – spytał przekornie Adrien.
- Tak bardzo kocham Tikki… Nie chciałabym jej stracić.
Po tych słowach przez balkon przeleciał czerwony pocisk i po chwili do policzka Marinette tuliło się czerwone kwami.
- Coś czuję, że to uczucie jest odwzajemnione… - mruknął Adrien, czując lekką zazdrość. Nie tylko o policzek Marinette, ale też o tę więź między dziewczyną a jej kwami. Bo choć wiedział, że Plagg jest do niego przywiązany, to takie czułości zostawiał tylko na ostateczność.
- Już tak nie narzekaj, dzieciaku… - mruknął Plagg, przylatując do chłopaka.
Nie przytulił się co prawda do jego policzka – miał jeszcze swoją godność! – ale zaparkował na jego głowie i trochę go potargał po włosach. Adrien uśmiechnął się pod nosem. Właściwie nie miał być o co zazdrosny.
- W porządku. Przekonałaś mnie – odezwał się wreszcie Adrien, przerywając te czułości. – Idziemy od razu czy po obiedzie?
- Właśnie nie wiem… - odparła Marinette. – Może zapytam mamę.
- Powiesz jej o Strażniku Miraculów?!
- Oczywiście, że nie, głuptasie! – Roześmiała się. – Zapytam ją tylko, czy możemy wyjść na chwilę przed obiadem. Nie będę mówiła, gdzie idziemy.
- A to tak można?
- A nie? – odpowiedziała pytaniem. – Ach, no tak. Ty pewnie musisz za każdym razem mówić, gdzie idziesz… Czy masz już pod skórą wszczepiony nadajnik GPS? – spytała, zerkając na niego z półuśmiechem.
- Nie wiem – odpowiedział całkiem serio. – Nie zdziwiłbym się. Tata zawsze wie, gdzie jestem. To znaczy, gdzie jest Adrien. Więc chyba nie mam nadajnika. Chyba że kostium Czarnego Kota zakłóca sygnał GPS… - zastanawiał się głośno, na co Marinette ze wszystkich sił przytuliła się do niego.
- To był żart! – powiedziała prosto w jego koszulkę. – Żart… To straszne, że wziąłeś go na poważnie!
- Ach, żart! Oczywiście… - westchnął, obejmując ją ciasno. Serce waliło mu jak młotem, po czym nagle zamarło, gdy usłyszał wymamrotane w jego podkoszulek „Kocham cię, Adrien…” Uśmiechnął się szeroko i szepnął: – To dobrze, Księżniczko! Bo już się martwiłem, że nie…
- Plagg, czy ty płaczesz? – spytała cicho Tikki, zerkając na swojego partnera.
- Ja nigdy nie płaczę – burknął Plagg. – Może byśmy już poszli? – spytał głośniej w stronę przytulającej się pary.
- Tak, powinniśmy – przytaknęła Marinette, odrywając się od Adriena. – Jeszcze chwila i nie zdążymy przed obiadem.
Zeszli na dół, trzymając się za ręce. Tym razem w pełni świadomie i naturalnie. Ich dłonie do siebie pasowały, jakby trzymali się za nie od lat. Jakby byli dla siebie stworzeni.
Marinette stanęła wreszcie przed drzwiami do piekarni i zanim nacisnęła na klamkę, zerknęła jeszcze na Adriena z ukosa. A potem uśmiechnęła się pod nosem i weszła do środka.
- Mamo? Chcielibyśmy… - pytanie zamarło na jej ustach.
Przy stole z Sabine Cheng nad filiżanką herbaty siedział Mistrz Fu.

---
Nie taki znów nieświadomy cz. 17  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Nie taki znów nieświadomy cz. 19

Komentarze

Popularne:

Rozdział 1 - "Na południe"

Ta Noc - cz.19

Ta Noc - cz.20

Ta Noc - cz.18

Ta Noc - cz.17