Nie taki znów nieświadomy - cz.19
Marinette wpatrywała się w
Mistrza Fu szeroko otwartymi oczami, nie mogąc sformułować nawet jednego zdania,
które miałoby sens. Choćby tak prozaicznego i naturalnego jak wypowiedziane
przez Adriena:
---
Nie taki znów nieświadomy cz. 18 <- Poprzednia część | Następna część -> Nie taki znów nieświadomy - EPILOG
- Dzień dobry, właśnie się do
pana wybieraliśmy.
- To dobrze się składa, że
przyszedłem. – Mistrz Fu uśmiechnął się do nastolatków. – Zaoszczędziliśmy
nieco czasu.
- Ykhm… - wtrąciła nieśmiało
Marinette, która już doszła do siebie na tyle, by zauważyć główną komplikację.
– Mamo?
- Tak, kochanie? – Sabine
zerknęła na córkę z domyślnym uśmiechem.
- Skąd znasz Mi… Pana Chen? –
zająknęła się Marinette, nie bardzo wiedząc, jak dużo może powiedzieć, więc na
wszelki wypadek użyła fałszywego nazwiska Strażnika Miraculów.
- Och, to długa historia… -
zaśmiała się mama. – Może do nas dołączycie?
- Do-Dołączycie? – powtórzyła
osłupiała córka.
Adrien pociągnął ją delikatnie za
rękę i posadził przy stole obok Mistrza Fu. Sam zajął miejsce tuż obok niej i
pokrzepiająco uścisnął jej dłoń. Nie bardzo wiedział, co tu się wyprawiało, ale
zdawał sobie sprawę z tego, że Marinette miała prawo być bardziej zszokowana od
niego.
- Zaparzę więcej herbaty… -
zaproponowała pani Cheng i już się podnosiła z krzesła, kiedy Mistrz Fu
przytrzymał jej dłoń i powiedział:
- Herbata może poczekać, Sabine.
Mamy ważniejsze sprawy do omówienia.
Marinette wymieniła zdumione
spojrzenie z Adrienem. Zażyłość między jej mamą a Strażnikiem Miraculów była zaskakująca
i intrygująca. Jednak wszystko wskazywało na to, że zostaną dopuszczeni do tej
tajemnicy.
- Tak, Biedronko. Znam twoją mamę
– zaczął Mistrz Fu, a Marinette zachłysnęła się, słysząc, jak ją nazwał. To co?
Teraz jest to powszechnie znany fakt? – Sabine była jedną z moich najlepszych
uczennic.
Uczennicą?! Marinette wyglądała
tak, jakby zaraz miała zemdleć. Adrien zerknął na nią z ukosa i zrobiło mu się
jej strasznie żal. Dużo dzisiaj na nią spadło: dowiedziała się, że on jest
Czarnym Kotem, że dzień z Oblivio był bardziej szalony niż im się wydawało.
Potem jeszcze sam dolał oliwy do ognia, zasypując ją wyznaniami i jeszcze mając
pretensje, że nie odpowiada co najmniej połową swoich. Powiedział jej przed
chwilą, że ją kocha. Całkiem sporo, jak na dwie-trzy godziny… A teraz jeszcze
dowiedziała się, że jej mama zna się z Mistrzem Fu i najwyraźniej zna sekretną
tożsamość swojej córki…
Puścił jej dłoń tylko po to, żeby
objąć ją w pasie. Odruchowo przytuliła się do niego i chwyciła go za drugą
rękę. Jakby w obawie, że załamie się pod ciężarem nowin, które na nią spadały
jak deszcz meteorytów.
- Bylibyśmy wdzięczni za nieco
szczegółów… - powiedział Adrien, zerkając nieśmiało na Mistrza Fu. – Może w
jakiejś logicznej kolejności. Bo nie ukrywam, że dla mnie obecna sytuacja jest
nieco zaskakująca, a Marinette chyba potrzebuje trochę czasu. I więcej
informacji.
Pani Cheng uśmiechnęła się ze
zrozumieniem. Zbyt dobrze znała swoją córkę, żeby nie domyślać się, co się
dzieje w jej głowie. Serce zaś ścisnęło jej się ze wzruszenia, gdy obserwowała,
jak czułą opieką otoczył ją Adrien. Czy mogła życzyć sobie lepszego chłopca dla
swojego dziecka?
- Dlaczego nazwałeś mnie Biedronką,
Mistrzu? – spytała cicho Marinette, której wreszcie udało się opanować. – To
już nie jest sekret?
- To wciąż jest sekret, ale nie
dla wszystkich.
- Dlaczego teraz?
- Mówiłem ci kiedyś Marinette, że
wszystko zależy od właściwej pory. Pamiętasz? – Mistrz Fu uśmiechnął się
znacząco, przypominając jej dzień, w którym prosiła go o dopuszczenie Czarnego
Kota do tajemnicy.
- Gotowanie makaronu? – Uśmiechnęła
się w odpowiedzi.
- Dokładnie! – Wang Fu roześmiał
się z ulgą. – I właśnie nadeszła właściwa pora na kolejną porcję makaronu. Albo
jak kto woli – filiżankę wyśmienitej herbaty. A nikt nie przyrządza jej lepiej
od twojej mamy.
- A skąd wy się w ogóle znacie? –
spytała Marinette podejrzliwym tonem, zerkając to na Strażnika Miraculów, to na
mamę.
- Cóż… Kiedy byłam w twoim wieku,
to… hmmm… - pani Cheng zawahała się i zerknęła niepewnie na Mistrza Fu. Kiedy
ten kiwnął głową z uśmiechem, podjęła opowieść: - Byłam posiadaczką pewnego
miraculum.
- Byłaś superbohaterką?! –
wykrzyknęła jej córka ze zdumieniem.
- No… Byłam… - Sabine zarumieniła
się zmieszana. – Moim kwami był Longg, powiązany z Miraculum Smoka. To taki
zbieg okoliczności, bo jak wiesz doskonale, urodziłam się w roku Smoka. To
wielkie szczęście być urodzonym w takim czasie… Nazwano mnie Smocza Pani.
Potrafiłam zrobić cuda z ognia… Och, często brak mi Longga. Mieliśmy taką fantastyczną
więź…
- To nie był zbieg okoliczności,
Sabine – wtrącił Mistrz Fu. – Jeśli ktoś rodzi się pod znakiem Smoka, jest
zawsze osobą szczególnie związaną z tym właśnie miraculum. Longg sam cię
wybrał.
- Co się stało, że już nie jesteś
posiadaczką miraculum? – chciała wiedzieć Marinette.
- Przyszedł czas na inne
wyzwania, kochanie – odparła mama. – Założyłam rodzinę. Stałam się
odpowiedzialna za tatę i za ciebie. Nie mogłam ryzykować swoim życiem. Zresztą…
Trudne czasy się skończyły. Nie byłam już potrzebna. Mogłam się wycofać po
cichu. Wtedy było inaczej, nie było tego wszechobecnego Internetu. Nie byłam
znana. Po kilku miesiącach nikt już nie pamiętał o Smoczej Pani.
- To straszne, mamo! Dlaczego
zapomnieli? Z pewnością wiele ci zawdzięczali. To niesprawiedliwe!
- Niekoniecznie, kochanie. Nie
zależało mi na sławie. Miałam za zadanie chronić mieszkańców Paryża przed różnymi
zagrożeniami, które trudno było wykryć tradycyjnymi sposobami. Czy koniecznie
mieliśmy uświadamiać ludzi, że coś im grozi? Po co wzbudzać w nich panikę czy
lęk? Czy nie lepiej, żeby sobie żyli spokojnie? – spytała retorycznie Sabine i
dodała po chwili: - Tak sobie myślę, że wtedy było łatwiej. Nikt nie śledził
każdego mojego kroku, nie nagrywał smartfonem, nie wrzucał filmików czy zdjęć
do Internetu… Wam jest dużo trudniej.
- Wam? – podchwyciła Marinette. – To o nim też wiesz?! – wykrzyknęła, wskazując na Adriena.
- No jasne, skarbie! – mama tylko
roześmiała się. – A jakżeby inaczej?
- To od jak dawna wiesz, mamo?
- To zależy o czym. O miraculach
wiem od bardzo dawna, podobnie jak o ich Strażniku. Wiedziałam też o tym, że
Mistrz Fu zna tożsamości Biedronki i Czarnego Kota, bo musiał im wręczyć miracula.
Co do ciebie, kochanie, miałam pewne podejrzenia już od jakiegoś czasu, ale
pewności nabrałam tamtego dnia, kiedy przyjechaliście tu oboje w tych łachmanach.
Od razu się domyśliłam, że to były jakieś przebrania, w których uciekliście z
Wieży Montparnasse. Musiał być jakiś powód, dla którego ich użyliście. Było też
dla mnie oczywiste, że nic nie pamiętaliście i staraliście się za wszelką cenę
trzymać mnie i Toma z daleka od wydarzeń. Tak postąpiliby prawdziwi
superbohaterowie. A kiedy poszliście ładować telefony… - tu Sabine nie umiała
zapanować na znaczącym uśmieszkiem, a Marinette i Adrien zarumienili się pod
wpływem tonu, jakim to powiedziała. – Zadzwonił do mnie Mistrz Fu, który był
zaniepokojony brakiem kontaktu z Biedronką i Czarnym Kotem i szukał pomocy.
Uspokoiłam go wtedy, że jego podopieczni dotarli do mnie i wkrótce powinni się
z nim skontaktować. I to cała historia.
- To dlatego wybrałeś mnie na
Biedronkę? – Marinette zwróciła się do Strażnika Miraculów. – Bo jestem córką
mojej mamy?
- Nie, Marinette! – odparł szybko
Mistrz Fu. – Pokrewieństwo nigdy nie powinno mieć wpływu na wybór posiadacza
miraculum. Owszem, przyznaję, że tamtego dnia szedłem do Sabine, żeby poprosić
ją o pomoc z znalezieniu odpowiednich kandydatów na Biedronkę i Czarnego Kota.
Sam trochę straciłem kontakt z młodzieżą i nie wiedziałem, komu mogę zaufać.
Wtedy przypadkiem trafiłem na ciebie i natychmiast wiedziałem, że będziesz
idealną posiadaczką Miraculum Biedronki. Dopiero potem odkryłem, czyją jesteś córką.
- I co teraz? – spytała
Marinette, patrząc na Strażnika Miraculów niepewnie.
- Przede wszystkim nie możemy
dopuścić do tego, żeby dopadła cię akuma, Sabine – odezwał się Mistrz Fu
poważnym tonem. – Zbyt dużo wiesz o mnie, o Biedronce i Czarnym Kocie. Myślę…
Myślę, że nadszedł czas, żebyś odnowiła starą przyjaźń…
I to powiedziawszy, postawił na
stole sześciokątne drewniane pudełeczko.
---
Nie taki znów nieświadomy cz. 18 <- Poprzednia część | Następna część -> Nie taki znów nieświadomy - EPILOG
Komentarze
Prześlij komentarz