Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 11

- Dzień dobry! – przywitała się rano Marinette, zdumiona widokiem Adriena w kuchni.
- Dzień dobry, Mari! – Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi. – Dobrze spałaś?
- Wyobraź sobie, że całkiem nieźle! – roześmiała się. – A ty co tu robisz?
- Śniadanie? – Mrugnął do niej. – Tylko nie mów, że jesteś zdziwiona tym, że umiem gotować…
- Nie no, skąd… - mruknęła, próbując ukryć zaskoczenie.
Adrien zerknął na nią lekko rozbawiony, ale zamiast skomentować jej oczywiste zdumienie, rzucił niedbałym tonem:
- Doszły mnie słuchy, że ostatnio serwowałaś śniadania. Pomyślałem sobie, że może przyszedł czas, żeby to tobie ktoś je przyrządził. Tym bardziej, że ostatnio dużo przeszłaś.
Marinette uśmiechnęła się wymijająco, wciąż zastanawiając się, skąd wzięła się zmiana w zachowaniu chłopaka. Pal licho jego gotowanie! Ale nagle się rozgadał zupełnie jak nie on. To znaczy, jak nie on z ostatnich dni, bo kiedyś… Właśnie! „Kiedyś”! To był klucz do rozwiązania zagadki. Adrien zaczął się zachowywać jak dawny on…
- To co tam pichcisz? – zagadnęła, przysiadając na wysokim stołku przy blacie.
- Naleśniki.
- To nie są naleśniki, Adrien… - zauważyła krytycznym tonem, zerkając na patelnię, gdzie piekły się małe placuszki.
- Amerykańskie naleśniki, nie nasze.
- Odważny jesteś, serwując coś takiego na śniadanie we Francji… - zażartowała.
- Jeszcze zmienisz zdanie, jak spróbujesz. Kiedy byłem w Nowym Jorku, straciłem dla nich głowę. Poszedłem od razu do szefa kuchni w hotelu i poprosiłem, żeby mnie nauczył je przyrządzać.
- Byłeś w Nowym Jorku? – spytała zdziwiona.
- Dwa lata temu bodajże. Po liceum ojciec wysłał mnie na jakiś tam kontrakt związany z jego planami podboju amerykańskiego rynku mody – wyznał Adrien, krzywiąc się nieświadomie, co nie uszło uwadze Marinette.
- Ale… - mruknęła, nie do końca rozumiejąc.
- Zaraz po powrocie ze Stanów rzuciłem to w diabły – wyjaśnił wpatrzony w patelnię. – Zresztą… Nie tylko modeling – dodał pod nosem, znów się krzywiąc.
Marinette nagle uświadomiła sobie, że zrobił dokładnie taką samą minę, jaką ona robiła, ilekroć ktoś wspominał Lukę. I jaką robił Czarny Kot, kiedy mówił o swojej byłej dziewczynie. Czyżby Adrien pomyślał teraz o Kagami? Czy to znaczyło, że zerwał z nią po powrocie z Nowego Jorku? Dlaczego?
- Nie sądzę, żeby twój tata był z tego powodu zadowolony.
- Był wściekły – przyznał Adrien, przewracając placuszki na patelni.
- Dlatego, że rzuciłeś modeling? Czy dlatego, że zacząłeś jadać amerykańskie naleśniki, zdradzając nasze francuskie crepes? – zażartowała, na co on parsknął śmiechem.
- Tak. Poszło nam o naleśniki… - mruknął z ironią.
Marinette roześmiała się i Adrien odwrócił wzrok od kuchenki, żeby na nią zerknąć. Przesłał jej ciepły uśmiech i z powrotem skupił się na gotowaniu. Po chwili postawił przed dziewczyną talerz z pachnącymi naleśnikami w wydaniu amerykańskim.
- Chcesz syrop klonowy? – spytał.
- Drażnisz moją francuską duszę… - mruknęła pod nosem, a on się roześmiał.
- Twoja francuska dusza będzie zachwycona – zapewnił. – Lub przynajmniej twoje francuskie podniebienie… Ale w porządku. Sauté też są przepyszne.
- Skromny to ty nie jesteś… - zauważyła.
- Po prostu wiem, co mówię. Spróbuj, a potem powiedz mi, gdzie się myliłem. – Spojrzał na nią zaczepnie, a ona uniosła brew ironicznie.
- Dobra. Przyjmuję wyzwanie – powiedziała, na co Adrien złożył ramiona na piersi i patrzył na nią wyczekująco, kiedy odkroiła sobie kawałek placuszka i spróbowała go.
Tymczasem Marinette żuła powoli pierwszy kęs, próbując zyskać na czasie, zanim będzie musiała przyznać mu rację. W końcu jednak nie wytrzymała jego spojrzenia i przełknąwszy, mruknęła:
- Rzeczywiście, są przepyszne...
- A nie mówiłem? – Uśmiechnął się zwycięsko, po czym odwrócił się w stronę patelni i nałożył kolejną porcję placuszków.
- Ale nie na tyle, żebym miała zdradzać nasze rodzime – dodała przekornie Marinette. – Od razu widać, że nigdy nie jadłeś moich crepes.
- Jak nie spróbuję, to nie uwierzę – podjął jej grę.
- Jeszcze będziesz błagał o litość...
Adrien roześmiał się.
- W takim razie jutro to ty robisz śniadanie – powiedział, zerkając na nią z ukosa.
- W porządku. Umowa stoi! – przytaknęła, kontynuując jedzenie.
Po chwili Adrien postawił przed nią kolejny talerz z naleśnikami, co ona przywitała protestem:
- Ale ty też coś zjedz. A nie tylko mnie tucz!
Zaśmiał się krótko i nachylił się nad blatem, oparłszy się na łokciach. Nabił sobie jeden z placuszków na widelec, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Ona jednak skupiona była na swoim talerzu, więc nie zauważyła lekkiego uśmiechu błąkającego się na jego twarzy. Tymczasem Adrien nogą przysunął sobie wysoki stołek i usiadł naprzeciwko Marinette.
Przez chwilę jedli w milczeniu i chyba tylko dzięki temu usłyszeli głuche tąpnięcie w pokoju Alyi i Nino. Oboje podnieśli wzrok i ich spojrzenia na moment się spotkały.
- Co to było? – spytała Marinette bez tchu, zdumiona, że byli tak blisko siebie.
- Obstawiam, że Alya nas podglądała, a Nino jej w tym przeszkodził… - odparł rozbawionym tonem, a w oczach na moment zabłysły mu iskierki. Zupełnie, jakby wrócił dawny Adrien. Ten, którego pamiętała jeszcze ze szkoły.
- Ona się robi wprost nieznośna… - mruknęła. – Chyba muszę z nią poważnie porozmawiać, bo inaczej zamieni moje życie w koszmar…
- Dlaczego?
- Strasznie się interesuje moim życiem. W dodatku zaczęła rozpowiadać niestworzone brednie na prawo i na lewo…
Adrien zerknął na nią z ukosa, po czym lekko zmieszany zapytał z dziwną chrypką w głosie:
- A właściwie to o co chodziło z tym Czarnym Kotem?
Tym razem to Marinette spłonęła rumieńcem.
- To dość głupia historia.
- Głupia? – podchwycił.
- Och, źle się wyraziłam. Ale naprawdę wyszło idiotycznie… I Alya wyciągnęła pochopne wnioski. Bo nie wiem, czy pamiętasz… - zawahała się. – Ech… Pierwszego wieczoru, kiedy przyprowadził mnie tu Czarny Kot, Alya żartowała w kółko o tym, że powinnam się zacząć z nim umawiać. I takie tam…
- No, pamiętam… - mruknął  Adrien, uśmiechając się mimowolnie na wspomnienie żartów o kociętach.
- No i tak się składa… - Marinette znów się zawahała i spojrzała na niego niepewnie. Ale co jej szkodziło mu powiedzieć? Nerwowo zerknęła w stronę drzwi do pokoju Alyi i Nino, po czym nachyliła się w stronę Adriena i ściszyła głos do szeptu: - Tak się składa, że Czarny Kot odwiedza mnie tutaj. Tylko błagam cię, nie mów tego nikomu, a w szczególności Alyi!
- Myślałem, że jest twoją najlepszą przyjaciółką i nie macie przed sobą tajemnic… - szepnął Adrien, próbując opanować rozszalałe serce, które biło tak mocno, że aż dudniło mu w skroniach.
- Bo nie mamy. Zazwyczaj…
- Dlaczego więc jej nie powiesz? – spytał zdawkowym tonem, umierając jednocześnie z ciekawości.
- Ona też mi nie powiedziała o Nino, zanim sprawa się nie wyklarowała! – rzuciła z irytacją.
Adrien zaczerwienił się gwałtownie i upuścił widelec. Patrzył na nią zszokowany zupełnie bez słowa, a ona natychmiast zorientowała się, jak można było zinterpretować to, co właśnie powiedziała.
- Nic z tych rzeczy! – syknęła.
- Skoro tak twierdzisz… - szepnął z uśmiechem, nad którym nie potrafił zapanować. Od dawna nie czuł się tak szczęśliwy, a zachowanie Marinette najwyraźniej wskazywało, że miał prawo do tej odrobiny nadziei na to, że czuła do niego coś więcej niż tylko sympatię. To znaczy do Czarnego Kota…
- Ty też zaczniesz? – spytała kwaśno i skomentowała sarkastycznie: – Cudownych, doprawdy, mam przyjaciół!
Zirytowana podniosła się z krzesła i mruknąwszy pod nosem „Dzięki za śniadanie!”, odwróciła się z zamiarem odejścia. Adrien złapał ją natychmiast za rękę, sam prawie zlatując ze swojego stołka.
- Przepraszam, Mari… - szepnął. – Możesz na mnie liczyć, jeśli tylko będziesz potrzebować… hm… wparcia… - dodał i uśmiechnął się do niej ciepło, a w oczach znów mu się zaświeciły te zielone iskierki.
Marinette spojrzała na niego z namysłem, nie wiedząc za bardzo jak zinterpretować te słowa, to zawahanie oraz uśmiech. Coś się w tym kryło, ale nie znała jeszcze odpowiedzi na tę zagadkę.
- Dzięki, Adrien. – Kiwnęła ostatecznie głową na znak, że przyjmuje przeprosiny. – Za śniadanie też. Jutro spróbujesz moich crepes i na zawsze porzucisz te swoje amerykańskie nawyki… A teraz wybacz, ale muszę lecieć na zajęcia…
Po tych słowach niemal uciekła do swojego pokoju. Nie odwróciła się za siebie, więc umknął jej widok uśmiechniętego Adrien odprowadzającego ją wzrokiem. Oparła się ciężko o drzwi i westchnęła sfrustrowana. Zerknęła nerwowo w stronę okna, jakby spodziewała się tam ujrzeć Czarnego Kota – on uwielbiał ją zaskakiwać w najgorszych momentach. Ale nie. Tym razem go nie było. Sama nie wiedziała, czy czuła ulgę, czy rozczarowanie…


---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 10  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 12

Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 4

Ta Noc - cz.20

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 13

Miraculum FanFiction: Długo i szczęśliwie - cz. 5