Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 13
Ciepła kąpiel nie pomogła.
Podobnie jak gorąca herbata podana przez Adriena, kiedy tylko Marinette wyszła
z łazienki. Zimny deszcz, przemęczenie i stres okazały się mieszanką wybuchową
i ostatecznie pokonały dziewczynę i to w trybie ekspresowym.
Czytaj opowiadanie od początku
Nie zdążyła nawet dopić herbaty,
kiedy poczuła, że zaczyna jej kapać z nosa. Zerwała się z krzesła, żeby pobiec
po jakieś chusteczki. Nie zrobiła nawet kroku, bo pokój nagle zawirował i Marinette
poczuła, że odpływa w nicość.
Ocknęła się w środku nocy, czując
nieznośne gorąco. Tak naprawdę obudziła ją czyjaś chłodna dłoń na jej czole.
Chłodna i delikatna. Uchyliła powieki, ale wszystko nadal było rozmyte, w
półmroku. Jedyna poświata dochodziła przez uchylone drzwi jej sypialni.
- Śpij spokojnie, Księżniczko… -
usłyszała szept tuż obok. Szept, który brzmiał niemal czule. Szept, któremu
towarzyszyło delikatne pogłaskanie jej policzka.
- Dziękuję, Kocie… - mruknęła,
uśmiechając się na wpół świadomie.
- Odpoczywaj…
I znów odpłynęła. Całą noc śniła
jej się pustynia. Upał straszliwy, suchość w ustach, żadnej wody w zasięgu
wzroku. Błąkała się po bezkresnych piaskach, szukając czegoś, ale nie potrafiła
nawet odpowiedzieć sobie na najprostsze pytanie – czego tak właściwie
poszukiwała. Nagle znalazła wejście do jakiejś piwnicy, w której było
przyjemnie chłodno. Z ulgą schroniła się przed palącym słońcem i zapadła w
głębszy sen, którego już nie pamiętała.
Kiedy obudziła się rano,
stwierdziła ze zdumieniem, że ma na czole jakąś wilgotną tkaninę. Zdjęła ją i już
miała odłożyć na szafkę przy łóżku, kiedy jej wzrok padł na kubek stojący tuż
przy jej głowie. Był cały czarny. Nie widziała wcześniej takiego kubka w szafce
kuchennej.
Świadomość wracała jej opornie, a
jawa mieszała jej się ze snem. Czy to możliwe, że w nocy obudził ją dotyk
Czarnego Kota? Ale to była dłoń nieosłonięta skórzaną rękawicą, która była
nieodłącznym elementem jego stroju. Z drugiej strony właściciel owej ręki
nazwał ją Księżniczką, a tego określenia używał tylko on. Z trzeciej strony ten
kubek… Tak czarny jak Czarny Kot…
- Jak się czujesz? – spytała
Alya, pojawiając się w drzwiach.
- Sama nie wiem… - mruknęła
Marinette. – Co się właściwie…?
- Złapał cię deszcz i najwyraźniej
się przeziębiłaś. Chyba miałaś mega gorączkę w nocy. Adrien coś mówił, że
majaczyłaś przez sen. Adrien?! – zawołała przez ramię i zanim Marinette zdążyła
sobie uświadomić, że prawdopodobnie wygląda jak siedem nieszczęść, w drzwiach
pojawiła się blond głowa.
- Dzień dobry, Mari! – przywitał
się Adrien. – Lepiej ci już?
- Nie jestem pewna… Pić mi się
chce…
- Już ci przyniosę! – odparł i
natychmiast zniknął.
Na twarzy Alyi pojawił się
szeroki uśmiech, ale Marinette zignorowała tę jawną insynuację. Jeszcze jej
tego brakowało, żeby przyjaciółka znów zaczęła te swoje żarciki. Albo żeby
zaczęła się bawić w swatkę. Marinette powstrzymała się od przewrócenia oczami.
Za bardzo bolała ją głowa na taką gimnastykę. Podniosła się do pozycji
półleżącej i okryła porządnie kołdrą. Skoro Adrien zamierzał tu wrócić, wolała
być w jako takim przyzwoitym stanie. Tymczasem Alya oderwała się od framugi i spojrzała
na nią lekko zaniepokojona i jakby… jakby nieco zmieszana.
- Strasznie jest mi głupio, Mari…
- zaczęła. – Tak się rozchorowałaś, a my z Nino akurat musimy wybyć na cały
dzień. Wiesz… Moi rodzice mają dzisiaj rocznicę ślubu i organizują rodzinny
obiad. Ale sama rozumiesz…
- Jasne… - wychrypiała Marinette.
- W porządku – wtrącił Adrien,
który wszedł do pokoju z dzbankiem. – Możecie iść. Ja się nią zaopiekuję.
- Wspaniale! – Alya wyszczerzyła
się w uśmiechu. – Zostawiam cię w takim razie w dobrych rękach!
- Najlepszych! – poprawił
blondyn, co zostało bezgłośnie skomentowane znaczącym uśmiechem przesłanym
Marinette przez jej najlepszą przyjaciółkę.
Nawet nie próbowała być subtelna!
Zażenowana Marinette poczuła napływające gorąco do policzków. Zerknęła
niepewnie na Adriena, a potem skupiła wzrok na dzbanku, który przyniósł.
- Co to? – spytała cicho.
- Herbata z imbirem, pomarańczą,
goździkami…
- Kolejny amerykański
eksperyment? – Uśmiechnęła się ironicznie.
- Tym razem orientalny – odparł z
półuśmiechem. – Działa cuda na przeziębienie.
Zaczął nalewać herbatę do
czarnego kubka i Marinette pod wpływem impulsu zapytała:
- Co to za kubek?
- To mój – odpowiedział tak po
prostu. – Nie miałem czasu szperać wczoraj za jakimś twoim, więc pożyczyłem ci
swój.
- Dzię-Dziękuję… - szepnęła,
obserwując go ukradkiem.
Adrien skończył nalewać herbatę i
odłożył dzbanek na szafkę. A potem spojrzał na nią ciepło i uśmiechnął się.
- Nie ma za co, Mari.
Zarumieniła się zmieszana i spojrzała
w bok. Jej wzrok padł na kubek, na którym pojawił się… Pisnęła przerażona na
widok wyłaniającego się z czerni demonicznego uśmiechu Kota z Cheshire. Po
chwili pojawiły się również oczy.
- O, nie uprzedziłem cię. Ten
kubek się zmienia pod wpływem ciepła. Uwielbiam go. Może wolisz…?
- Nie! – zaprotestowała szybko i
sięgnęła po herbatę.
- Napij się. Zaraz przyniosę ci
coś do zjedzenia – poinformował ją, odrywając niechętnie wzrok od dziewczyny,
która oburącz obejmowała czarny kubek.
- O rany… - wyrwało się
Marinette. – Przecież miałam dzisiaj robić naleśniki.
- Twoje słynne crepes muszą
poczekać. – Zaśmiał się Adrien. – Dzisiaj zostajesz w łóżku!
- Nie będę się kłócić – mruknęła
pod nosem. – Mam wrażenie, że nie utrzymałabym pionu przy kuchence.
- Dzisiaj odpoczywasz –
zarządził. – Ja się tobą zaopiekuję.
- Dziękuję.
- Od czego ma się przyjaciół? – Uśmiechnął
się, a potem wyszedł z pokoju.
Marinette utkwiła wzrok w miejscu,
w którym jeszcze przed chwilą stał. Popijała ciepłą herbatę, czując jak imbir i
goździki rozgrzewają jej obolałe gardło. I nie mogła wyjść ze zdumienia, jak
ogromna zmiana zaszła w zachowaniu Adriena w ciągu ostatnich dwóch dni.
Zupełnie jakby rewelacje Alyi o domniemanym romansie Marinette z Czarnym Kotem
wyciągnęły wreszcie tego chłopaka z jego skorupy…
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 12 <-
Poprzednia część | Następna część ->
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 14
Komentarze
Prześlij komentarz