Miraculum FanFiction: Pocałunek prawdziwej miłości - cz. 7
Marinette nagle poczuła na
ramieniu czyjąś dłoń. Założyła, że musi to być Alya, która zawsze pocieszała ją
po porażkach życiowych, szczególnie tych związanych z kompromitacją
ogólnoklasową. Tymczasem tuż obok niej odezwał się głos Adriena:
- Nic się nie martw. Mamy tydzień.
Spokojnie coś przygotujemy.
Podniosła głowę i spojrzała na
niego nieprzytomnie.
- A, tak. Jasne. – odpowiedziała
nieobecnym tonem.
- Coś się stało? – spytał.
- Co? Nie nic. Wszystko w
porządku. – odpowiedziała spokojnie.
- Wyglądałaś… - zaczął i urwał
zakłopotany.
- Nie przejmuj się. – westchnęła.
Przyglądał jej się nieprzekonany.
Ale nie dopytywał. Widocznie musiał być jakiś powód tych wymijających odpowiedzi.
- To jak się umawiamy? – zapytał
zamiast tego.
- Umawiamy? – spojrzała na niego
z takim zdziwieniem, że aż się zarumienił.
- No… Na przygotowanie tego
referatu. – doprecyzował.
- To zależy, kiedy masz czas. –
odpowiedziała cicho. – Z nas dwojga ty chyba jesteś bardziej zajęty.
Adrien spojrzał na nią zdumiony,
choć przecież miała rację. To jego grafik zawsze pękał w szwach – niby oczywiste.
A mimo to zrobiło mu się miło na sercu, że Marinette pomyślała o nim w
pierwszej kolejności. Wciąż jeszcze się przyzwyczajał do tego, że są ludzie,
którzy nie myślą przede wszystkim o sobie.
- Wydaje mi się, że jutro po
szkole mam czas. Masz jakieś plany na piątkowe popołudnie?
- Piątek brzmi dobrze. – zgodziła
się od razu.
- To może w szkolnej bibliotece?
– zaproponował.
- W porządku. – kiwnęła głową. –
Chociaż… Ja mieszkam tuż obok. Możemy siąść do referatu u mnie. Przynajmniej
będziemy mieć co jeść. – dodała z uśmiechem.
- Dobrze. – przystał na to z
uśmiechem. Przypomniał sobie, że przecież rodzice Marinette prowadzili
piekarnię, a to oznaczało, że może uda się spróbować trochę specjałów państwa
Dupain-Cheng.
- No to jesteśmy umówieni. –
podsumowała Marinette i zebrała swoje rzeczy.
Sama była zdumiona swobodą, z
jaką udało jej się rozmawiać z Adrienem. Chyba po raz pierwszy od tego
pamiętnego deszczowego popołudnia, kiedy pożyczył jej parasol, zachowywała się
przy nim naturalnie. Zupełnie jakby magia pocałunków Czarnego Kota podziałała
znieczulająco na urok Adriena. Dziwne… Konsekwencje wczorajszych szaleństw były
bardzo daleko idące. Koniecznie musiała się nad tym zastanowić!
---
Pocałunek cz. 6 <- Poprzednia część | Następna część -> Pocałunek cz. 8
Komentarze
Prześlij komentarz