Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 15
Adrien nigdy nie wyobrażał sobie,
że jeszcze kiedykolwiek w życiu będzie miał ochotę chodzić po ścianach. Przez
ostatnie kilka lat co wieczór zamykał się w pokoju i pisał te swoje kody, które
na przeciętnego człowieka były po prostu ciągiem bezsensownych literek, on zaś
oczami wyobraźni widział, w co te literki ostatecznie się przekształcą. Alya i
Nino nie przeszkadzali mu w takim spędzaniu czasu, zresztą woleli w tym czasie zajmować
się sobą… Ale tego sobotniego wieczora Adrien nie mógł się skupić na programowaniu.
Szalał za to z niepokoju.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 14 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 16
Już drugi raz w ciągu ostatnich dwudziestu
czterech godzin łapał mdlejącą Marinette. W samym łapaniu nie było nic
nieprzyjemnego, oczywiście. Jakby mu tylko pozwoliła, to nosiłby ją na rękach
bez przerwy. Bardziej martwiło go to, że ona padała praktycznie bez życia, po
czym zasypiała długim, niespokojnym snem, a jemu nie wypadało siedzieć przy
niej bez końca. Bo… No właśnie… Nie wypadało mu…
A poza tym… Poza tym wybiła ósma,
a on czuł przemożną potrzebę spędzenia z nią wieczoru. Jak to w ogóle było
możliwe, że po tygodniu takich spotkań nabrał już nawyku odwiedzania jej
codziennie?
- To nie nawyk, to nałóg… - skomentował
Plagg, żując swojego ukochanego camemberta.
- Jaki znów nałóg? – obruszył się
Adrien.
- Masz klasyczne objawy
odstawienia…
- Żadne tam objawy! Po prostu się
martwię o Marinette. Mdleje już drugi dzień z rzędu, znów jej wyskoczyła
gorączka. Może powinienem zadzwonić po lekarza? Przecież to wyglądało tylko na przeziębienie.
Zmoczył ją deszcz, nic wielkiego… Dlaczego ona wciąż traci przytomność?
- Może jest przemęczona. Wiesz…
Dużo na nią spadło ostatnio…
- To dlaczego o tym ze mną nie
porozmawia? Tylko wypytuje mnie o moje dziewczyny.
- O siebie pytała,
gamoniu.
- No przecież nie mogłem jej tego
tak powiedzieć od razu. Kiedy jest chora. Zgłupiałeś?
- Brakowało mi tego trochę,
dzieciaku… – zaśmiał się Plagg. – Tych twoich problemów sercowych…
- Radzę sobie – mruknął Adrien. –
I nie mam problemów. Wiem, co czuję. Wiem, czego chcę. Nawet wiem, jak to
zdobyć.
- Ech… – westchnęło rozczarowane
kwami. – Tęsknię za tą twoją ciapowatą wersją. Było zabawniej…
- Taa, jasne… Bo ci uwierzę.
Narzekałeś bez końca! A teraz kończ ten ser i lecimy!
- Gdzie, do licha?!
- Za ścianę. Zerknę, co tam u
niej…
- Przecież możesz iść jak
człowiek! – jęknął Plagg. – Po co te przebieranki?
- Ona nie wie, że ja to ja!
Jeszcze sobie pomyśli, że Czarny Kot zapomniał o niej w chorobie!
- Ty to jednak jesteś mocno
pokręcony, dzieciaku…
- Plagg, wysuwaj pazury! – Adrien
nie wdawał się w dalszą dyskusję, tylko przywołał zaklęcie transformacji.
Po chwili jako Czarny Kot
wślizgnął się do pokoju Marinette przez uchylone okno. Usiadł na parapecie i zagapił
się na nią. Spała, leżąc nieruchomo, z rękoma ułożonymi wzdłuż ciała, zupełnie
blada. Wyglądało to nieco upiornie i Czarny Kot zerwał się z parapetu, żeby
podejść bliżej i sprawdzić, czy oddychała. Z bliska mógł się przekonać, że oddech
miała nieco przyspieszony, a na czole krople potu. Sięgnął od razu po kompres,
który niedawno – jako Adrien – zostawił na nocnym stoliku. Przetarł jej czoło,
a potem delikatnie rozłożył na nim chłodny okład. Marinette zaczerpnęła głęboko
powietrza, po czym jej oddech się uspokoił.
Czarny Kot stanął niezdecydowany.
Nie był pewien, czy wypadało mu usiąść na brzegu łóżka, czy raczej powinien
wyjść. Już miał się odwrócić w stronę okna, kiedy usłyszał ciche:
- Kocie?
- Och, nie chciałem cię obudzić,
Księżniczko… - szepnął.
- Pewnie i tak zaraz znów
odpłynę…
- Coś ci się nie poprawia… -
mruknął zmartwiony.
- To tylko przeziębienie. Wyliżę
się.
- Ale… - zaczął, jednak w porę
ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć o jej omdleniach. Jako Czarny Kot nie
powinien o nich wiedzieć… - Ale tak dużo śpisz…
- Sen chyba pomaga w walce z
chorobą? – zachrypiała Marinette i zaczęła kaszleć.
- Może się napij? – poderwał się
i podał jej kubek z herbatą. Kot z Cheshire jeszcze uśmiechał się diabolicznie,
choć oczy już powoli mu znikały. Herbata nie była już gorąca, ale jeszcze
wystarczająco ciepła.
- Dzięki… - mruknęła i podniosła
się na łóżku.
Przez chwilę piła, a on przysiadł
w kącie jej łóżka i przyglądał jej się w milczeniu.
- Byłeś tu u mnie wczoraj w nocy?
– spytała nagle, odkładając kubek i zerkając na Czarnego Kota z ukosa.
- Eee… - zmieszał się.
- Wydawało mi się, że cię
słyszałam.
- Tak. – Kiwnął wreszcie głową. –
Byłem tu.
- Wiesz, myślałam, że ten kubek
jest od ciebie.
- Kubek? – podchwycił.
- Ten czarny. – Marinette wskazała
na szafkę nocną. – Jakoś od razu skojarzył mi się z tobą. Okazało się, że to
kubek Adriena.
- Podoba ci się?
- Bardzo.
- A kubek? – Mrugnął do niej.
- Zabiję cię, Kocie... – mruknęła
groźnie, a on się roześmiał głośno. – Cicho! Bo zaraz przyjdzie Adrien!
- Ni… - Już mu się wyrwało, ale w
porę się powstrzymał.
- Cały dzień się mną opiekował i
naprawdę może wejść w każdej chwili! – ostrzegła.
- Brzmi, jakby się troszczył o
ciebie.
- Bo się troszczy – przyznała
Marinette, nieświadomie przybierając obronny ton.
- Może się w tobie zakochał?
- Ty też, Kocie? – skrzywiła się,
co nie umknęło jego uwadze.
- C-co j-ja? – zająknął się.
- Też będziesz próbował swatać
mnie z Adrienem? – spytała, a on sam nie wiedział, jak ma zareagować na to
pytanie. Przez chwilę myślał, że pytała go, czy on też był w niej zakochany.
Jakby mógł nie być…
- Już ci mówiłem kiedyś,
Księżniczko, że twój programista jest niejako moim stałym rywalem… Jak mógłbym
cię z nim swatać? – mrugnął do niej. – Nie byłoby to w moim interesie…
Na twarz Marinette wróciły
kolory. Zarumieniła się zmieszana. A on nagle nabrał przekonania, że należy
zawalczyć o swoje szczęście. Tu i teraz. Nieważne, że była chora. Już miał
zrobić coś niemądrego, kiedy nagle zastrzygł uszami. Po chwili usłyszał klucz w
zamku drzwi wejściowych. Wymienił spanikowane spojrzenia z dziewczyną.
- Lecę, Księżniczko! – zerwał się
na równe nogi.
- Leć, Kocie! – powiedziała
Marinette w tym samym czasie.
- Wpadnę jutro.
- Jasne… Postaram się wyzdrowieć.
- Trzymam cię za słowo! – zaśmiał
się, wyskakując przez okno.
Chwilę później Marinette
usłyszała głos Alyi, wołającej Adriena. Resztkami świadomości załapała jakąś
odpowiedź chłopaka, ale nie walczyła ze snem. Jej organizm musiał się
zregenerować, a sen był tym, czego teraz najbardziej potrzebowała.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 14 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 16
Komentarze
Prześlij komentarz