Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 31
Marinette wygładziła nerwowo
sukienkę, przeglądając się ostatni raz w lustrze. Zbliżała się siódma, co
oznaczało, że za moment powinni schodzić się goście na przyjęcie niespodziankę
dla Alyi i Nino. Zgodnie z ustaleniami poczynionymi na wieży Eiffla w drodze
powrotnej od Juleki i Rose, Adrien miał przetrzymać narzeczonych na mieście co
najmniej do wpół do ósmej, zaś Marinette miała w tym czasie zebrać przyjaciół w
salonie i przygotować niespodziankę.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 30 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 32
Aż westchnęła na wspomnienie tego
krótkiego przystanku na szczycie wieży Eiffla. Po wyjściu od dziewczyn postanowili
wrócić na skróty, czyli w superbohaterskich wcieleniach. Przemienili się w
najbliższej ciemnej alejce i było w tym coś wyjątkowo intymnego. Już kilka razy
zdarzało im się dokonywać transformacji vis-à-vis, ale zawsze do tej pory
mieli zamknięte oczy, żeby nie zdradzić sekretu swoich tożsamości. Tym razem mogli
wypowiedzieć swoje formuły, patrząc sobie prosto w oczy.
- Przydałby nam się plan na
wieczór… - mruknęła Biedronka.
- Na ten wczesny wieczór, czy na
ten późny wieczór? – spytał Czarny Kot, uśmiechając się uwodzicielsko.
Przewróciła oczami, jak za każdym
razem, kiedy flirtował. Ale nie zapanowała ani nad uśmiechem, ani nad
rumieńcem, co nie pozostało bez reakcji. Czarny Kot roześmiał się szczęśliwy i
już-już miał ją pocałować, kiedy w ruch poszło yo-yo i Biedronka umknęła mu
sprzed samego nosa.
- Widzimy się na wieży! –
zawołała i zniknęła nad dachami paryskich domów.
Nie trzeba mu było dwa razy
powtarzać. Dopadł ją na szczycie wieży Eiffla i objął tak mocno, że ledwie
mogła oddychać.
- No więc? – spytał cicho. – Co z
tym wieczorem?
- Wszyscy są umówieni na siódmą.
Ja będę na miejscu i przygotuję niespodziankę. Musimy wymyślić, jakim cudem
pozbyć się z mieszkania Alyi i Nino…
- Racjonalna do bólu, jak zawsze…
- westchnął Czarny Kot.
- Przychodzi ci coś do głowy? –
spytała Biedronka, na co on spojrzał na nią wymownie, sugerując zupełnie inny
temat, który zajmował jego umysł. – Koocie… Skup się! – syknęła.
- Yhm… Staram się.
- Uprzejmie przypominam, że
iglica wieży Eiffla nie jest najbezpieczniejszym miejscem na to, co ci łazi po
głowie… Kocie… Przestań się gapić na moje usta, bo cię zaraz pocałuję i zlecimy.
I się zabijemy.
- No to chodźmy stąd.
- Najpierw plan. Trzeba wyciągnąć
Alyę i Nino z domu.
- Powiem Nino.
- Co mu powiesz?
- Że trzeba wyciągnąć Alyę.
- Wygadasz się?
- Skąd! Wszystkiego mu nie
powiem. Powiem mu tylko tyle, że chcesz przygotować coś ekstra dla pary
najlepszych przyjaciół. Nino wymyśli jakiś głupi powód, że musi coś z Alyą
kupić. Nie wiem, garnitur czy coś równie idiotycznego. A ja pójdę jako ekspert
– wymyślił na poczekaniu.
- Cudownie, Kotku! Cieszę się, że
się… - nie dokończyła tego zdania, bo Czarny Kot wreszcie ją pocałował.
- A co z naszym wieczorem,
Moja Pani? – spytał po chwili.
Spojrzała na niego nieprzytomnie,
jakby zdziwiona, że jednak nie zlecieli na łeb na szyję. Ale obejmował ją
naprawdę mocno, drugą ręką zaś trzymał swój koci kij. Byli zatem bezpieczni.
- Najpierw randka, Kocie… Pamiętasz?
– przypomniała, jak już udało jej się sklecić zdanie.
- Czy ja już mogę wreszcie
przestać się za tobą uganiać?
- A co ty myślisz? Że mnie
zdobędziesz i spoczniesz sobie na laurach? Bardzo mi przykro, Koteczku, ale ty
już każdego dnia będziesz o mnie zabiegał…
- Okrutna jesteś…
- Czeka cię za to wielka nagroda.
Pamiętaj o smacznych śniadankach…
- Nie o śniadanka się tu teraz rozchodzi…
- Hmmm… - uśmiechnęła się
znacząco.
- Nie uśmiechaj się tak, bo
zlecimy z tej wieży… - ostrzegł.
- No to trzymaj nas mocno, Kotku…
- Nie ma szans, że idziemy na
randkę dopiero jutro, Moja Pani – postanowił. – Myślę, że możemy połączyć
przyjemne z pożytecznym. Alya chciała przyjęcie i będzie je miała. My zaś
potraktujemy tę okazję jako naszą pierwszą randkę.
- Bardzo sprytne… - szepnęła.
- Serio? – zdziwił się swoim
szybkim i niespodziewanym zwycięstwem.
- Serio, serio… - roześmiała się
i wyswobodziła z jego objęć. – A teraz: kto pierwszy w domu!
- Co będzie nagrodą?! – krzyknął
za nią, ale odpowiedział mu tylko jej śmiech.
Dogonił ją dopiero w drzwiach.
Znów nie mogła znaleźć kluczy, ale tym razem nie z przemoknięcia i
przemarznięcia, tylko ze śmiechu.
- Co cię tak bawi? – spytał
podejrzliwym tonem.
- Nie ustaliliśmy nagrody, a
byłam pierwsza… I teraz jestem bardzo ciekawa, co zaproponujesz…
- Poczekaj do wieczora. Coś
wymyślę… - szepnął jej do ucha.
Marinette westchnęła znów do
swojego odbicia. Już ona wiedziała, co ten Kocur wymyślił… Tikki natychmiast
pojawiła się przy swojej właścicielce i przyjrzała jej się uważnie.
- Wyglądasz wspaniale! –
zapewniła.
- Dzięki… Denerwuję się trochę…
- Ale dlaczego? Przecież udało ci
się wszystkich zaprosić. Wszyscy potwierdzili przybycie…
- Chodzi mi raczej o nasze
after-party… - mruknęła Marinette i zarumieniła się zmieszana.
- Obiecuję, że oboje z Plaggiem
pójdziemy do drugiego pokoju! – powiedziała uroczyście Tikki, na co jej
właścicielka zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
Od kontynuacji tej krępującej
rozmowy wyratował ją dzwonek do drzwi. Wyglądało na to, że goście zaczęli się
schodzić. Zgodnie z zapowiedzią, przyszli wszyscy, których Marinette z Adrienem
zaprosiła tego przedpołudnia. Tuż przed wpół do ósmej przyjaciele schowali się,
gdzie mogli. I czekali. Wreszcie usłyszeli zgrzyt klucza w zamku.
- NIESPODZIANKA!!! – wrzasnęli,
wyskakując na środek salonu.
Alya krzyknęła przestraszona, a
zaraz potem zaczęła płakać z radości. Nino odruchowo ją objął, próbując
odzyskać głos – tak był zaskoczony. Przyjaciele otoczyli ich ciasnym kordonem i
zaczęli im gratulować jedno przez drugie. Marinette zaś stała przy ścianie i
patrzyła na to ze łzami szczęścia w oczach. Adrien podszedł do niej powoli.
Wyjął zza pleców różę i wręczył jej, mrugając przy tym znacząco, a potem stanął
za nią i objął ją w pasie. Jak randka, to randka – miały być kwiaty…
- Udało ci się, Moja Pani… -
szepnął jej do ucha z uśmiechem.
- Dzięki tobie – odpowiedziała
cicho. – Bez ciebie by mi się nie udało.
- Bycie twoim wsparciem jest
wpisane w moje jestestwo – zapewnił, na co ona uśmiechnęła się czule i wtuliła
w jego ramię. – Od zawsze i na zawsze… - dodał.
Mówiąc to delikatnie pogładził
jej palec serdeczny lewej dłoni, tak jakby brakowało mu tam drobnej, choć dość
istotnej biżuterii. Marinette spojrzała na niego zdumiona, ale on tylko się
uśmiechnął i pocałował ją w policzek.
- Jak to dobrze, że mnie
uratowałeś tamtego wieczoru, Kocie… - szepnęła.
- To ty uratowałaś mnie,
Księżniczko… - odparł.
A potem dołączyli do reszty
świętujących przyjaciół…
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 30 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 32
Komentarze
Prześlij komentarz