To tylko pozory - cz.19

(19) - Złe wieści

Marinette wpatrywała się w okno samolotu pędzącego po pasie startowym, ale przez łzy ledwie widziała umykające krajobrazy. Okno pokryło się kroplami deszczu, jakby solidaryzowało się z jej rozpaczą. Cały dzień walczyła ze łzami, ale czuła, że jest już zbyt zmęczona powstrzymywaniem się od płaczu. Zbyt wiele emocji nagromadziło się w jej sercu, żeby nie znalazły jakiegoś ujścia. Tyle że samolot to nie było dobre miejsce na zalewanie się łzami. Bóg jeden wie, jak zareagowaliby współpasażerowie? A jeśli wybuchłaby panika na pokładzie?
Tikki wiedziała – jak zawsze – co zrobić. Specjalnie wybrała zatłoczone miejsca, byleby powstrzymać swoją podopieczną przed całkowitym załamaniem się. Bo istotnie, poranne wiadomości ścięły ją z nóg. Właściwie ścięły je obie.
Zaczęło się niewinnie przy śniadaniu. Marinette nie podejrzewała żadnego kataklizmu, dopóki nie zobaczyła bladej twarzy swojej menedżerki, która ze zwiniętą gazetą pod pachą zjawiła się rankiem w jej mieszkaniu.
- Cześć, kochana… - przywitała się Tikki zmartwionym tonem.
- Coś się stało? – spytała Marinette z croissantem w ustach.
- Właściwie to mam dla ciebie dwie wiadomości.
- Poproszę najpierw tę złą.
- Obie są złe, Mari… - to mówiąc, Tikki rozłożyła przed nią tabloid ze zdjęciami wczorajszego pocałunku Marinette z Adrienem.
Dziewczyna krzyknęła z przerażeniem i wyrwała menedżerce gazetę. Rzuciła tylko okiem na nagłówek krzyczący o sekretnym związku pewnej piosenkarki ze znanym modelem, synem jeszcze bardziej znanego projektanta mody. Przeszła od razu do artykułu. Tytuł „Ladrien zawinął do portu” i inicjały AC mogły oznaczać tylko jedno – Alyę Césaire. I wszystko jasne…
Zgrzytnęła zębami z irytacją.
- A druga zła wiadomość? – mruknęła.
- Umowa została anulowana, Marinette.
- Ale… Co się stało? – szepnęła zszokowana. Zdecydowanie to była ta gorsza wiadomość.
- Wygląda na to, że sprawy zaszły nieco za daleko. Zadzwonił… - Tu Tikki zawahała się na chwilę, po czym odchrząknęła i kontynuowała: - Zadzwonił agent Adriena i poinformował mnie, że zakładany cel został osiągnięty, w związku z czym ciągnięcie tego przedstawienia nie ma już sensu.
Mówiąc to, Tikki unikała wzroku dziewczyny. Zataiła przed nią, że zanim zadzwonił Plagg, odebrała inny, znacznie gorszy telefon.
- Przepraszam cię. Nie powinnam była się zgadzać na ten układ – przyznała Tikki ze skruchą.
- To nie twoja wina… - szepnęła Marinette, kładąc dłoń na ramieniu swojej agentki. – Przecież od początku wszyscy wiedzieliśmy, jaki jest cel tego całego przedstawienia. Co ja poradzę na to, że… - urwała nagle, choć i tak obie wiedziały, co chciała powiedzieć.
To było rano. Spakowanie się zajęło jej jakieś śmieszne kilkadziesiąt minut. W tym czasie Tikki zakupiła im bilety lotnicze do Nicei i załatwiła udział w koncercie charytatywnym poprzedzającym Międzynarodowe Targi Muzyczne Midem. I tak miały tam jechać, a wyjazd opóźniały tylko ze względu na umowę z Plaggiem. Teraz to już nie miało znaczenia.
Jeszcze na lotnisku Marinette próbowała dzwonić do Adriena, ale jego telefon był wyłączony. Nino też był poza zasięgiem. Do Plagga nie mogła zadzwonić, bo jej menedżerka wyraźnie dała jej do zrozumienia, że to byłby błąd, który mógłby pogrążyć ich wszystkich. Więcej nie chciała powiedzieć.
Wszystkie obawy jej menedżerki i te ukryte groźby, które Tikki przemilczała, ale Marinette wyraźnie je wyczuwała, prowadziły pod jedyny logiczny adres. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, kto był na tyle potężny, żeby  jej nieustraszona menedżerka schowała do kieszeni cały swój arsenał dostępnych środków i czym prędzej wyniosła się z Paryża ze swoją podopieczną. Gabriel Agreste najwyraźniej nie pochwalał wyboru swojego syna.
Marinette westchnęła cicho, na co Tikki zerknęła na nią zaniepokojona. Może powinna była dać jej ten cholerny telefon do Plagga? Szybko jednak porzuciła tę myśl. To byłoby biznesowe samobójstwo. Kariera jej młodej podopiecznej zostałaby zniszczona w ciągu pięciu minut. Zadaniem każdego menedżera było chronienie swojego klienta. Nawet za cenę złamanego serca.
Samolot nabierał prędkości, a krople na szybie pod wpływem pędu zaczęły przesuwać się ukośnie, niemal poziomo. Marinette na chwilę porzuciła smutne myśli. Skupiła się na starcie. Zawsze starała się wyczuć moment, kiedy pilot podrywa maszynę z ziemi – i zazwyczaj jej się to udawało. Zupełnie, jakby sama siedziała za sterami.
I już. Byli w powietrzu. Jeszcze ten charakterystyczny hałas chowanego podwozia i można było się zrelaksować i podziwiać panoramę miasta, malejącego w oczach. Nagle Marinette uderzyła myśl, że może tak miało być. Może trzeba było zostawić Paryż za sobą i zapomnieć o tych trzech magicznych dniach? Może te trzy dni to było wszystko, co było im dane?
A jednak na dnie duszy czuła, że pomimo tego całego udawania, to co się wydarzyło między nią i Adrienem było prawdziwe. Niemożliwe, żeby to miało się tak nagle i zupełnie bez sensu skończyć.
Uśmiechnęła się do siebie, kiedy samolot minął warstwę chmur i niemal oślepiło ją słońce. Cóż z tego, że tam na dole wciąż pada deszcz. Czyż nie jest tak, że po nocy przychodzi dzień, a po deszczu zawsze wychodzi słońce?

––
To tylko pozory – cz.18  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  To tylko pozory – cz.20

Komentarze

Popularne:

Rozdział 1 - "Na południe"

Ta Noc - cz.20

Ta Noc - cz.19

Ta Noc - cz.18

Ta Noc - cz.17