Ta Noc - cz.4
(4) – Początek poszukiwań
Po zniknięciu Wayzza Marinette i
Adrien wymienili spanikowane spojrzenia. Albo ktoś przejął bransoletę Mistrza
Fu, albo sam Mistrz porzucił swoje Miraculum, żeby je ochronić przez złoczyńcą.
Pytanie brzmiało, kim on jest?
– Vol-kto? – spytała cicho
Marinette.
– Voldemort? – podsunął
żartobliwie Adrien, na co dziewczyna roześmiała się głośno:
– Głuptas z ciebie! Za dużo
czytasz książek! Naprawdę myślisz, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno
Wypowiadać, zjawił się tu po szkatułę z Miraculami?
– Na pewno Miracula rozwiązałyby
część jego problemów – mruknął.
– Kocie, błagam… – Marinette
przewróciła oczami. – Skup się. Mamy kłopoty. Ktoś realny zagraża
Mistrzowi. A tylko my możemy temu komuś przeszkodzić. Tylko jak mamy to zrobić,
skoro sami nie mamy naszych Miraculów i nie wiemy nic o zagrożeniu ani o tym,
gdzie może być szkatuła?
– Jak zwykle skupiona na zadaniu…
– westchnął Adrien.
– Myślę, że musimy przełożyć
nasze plany na później… – Marinette wstała z kanapy i zaczęła zapinać guziki
swojej sukienki. – Nie pokazuj mamie tej koszuli z urwanym guzikiem… –
poprosiła Adriena na widok nitek w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście minut
wcześniej był guzik. – Przyszyję ci go, kiedy znajdziemy szkatułę.
– Tylko następnym razem nie
zakładaj już tej koszmarnej sukienki… – poprosił chłopak, szybko się ubierając.
– Nie podoba ci się? – udała
zdziwienie i okręciła się dookoła. – Według mnie jest śliczna.
– Jest cudowna! – zapewnił ją,
biorąc ją w ramiona. Pochylił się, ale zamiast pocałować dziewczynę, wyszeptał
tuż przy jej ustach: – Koszmar zaczyna się przy guzikach. Jeśli znów ją włożysz
na naszą specjalną randkę, uroczyście przyrzekam, że tym razem zedrę ją z
ciebie, choćby wszystkie guziki miały wylądować na podłodze.
– Kusząca perspektywa… –
Marinette mrugnęła do niego porozumiewawczo. – Przemyślę to.
– Cholera, teraz nabrałem ochoty
na ten scenariusz… – mruknął, a ona zaśmiała się.
– Zachowuj się, to się może
doczekasz…
– Kocham cię, Kropeczko… –
szepnął Adrien, całując ją szybko przed wyjściem. – Mówiłem ci to już kiedyś?
– Bez noża na gardle? – mrugnęła
w odpowiedzi. To był ich stary żart, który powtarzali sobie od czasu do czasu.
– Z jakiś milion razy… Ale jeszcze mi się to nie znudziło.
– I dobrze. Obiecaliśmy sobie, że
nam się nie znudzi…
– O ile mnie pamięć nie myli, to ty
obiecałeś mnie, że ci się nie znudzi! – przypomniała, wyswobadzając się
z jego objęć i ruszając do wyjścia.
– To nie działa w obie strony? –
udał zdziwienie.
Marinette zatrzymała się przy
klapie i spojrzała na Adriena czule. Uśmiechnęła się i powiedziała cicho:
– Działa, działa. – A kiedy on
wyszczerzył się w odpowiedzi, dodała już bardziej rzeczowym tonem: – A teraz do
roboty!
– Masz jakiś pomysł, gdzie możemy
zacząć? – spytał, schodząc za dziewczyną po schodach.
– Jedyne miejsce, które mi
przychodzi do głowy, to salon medycyny chińskiej, w którym odwiedzałam Mistrza
Fu. Miejmy nadzieję, że zastaniemy tam stary gramofon!
– To nie o tym adresie Mistrz
mówił trzy lata temu, że go już tam nie znajdziesz? – przypomniał sobie Adrien.
– Dokładnie o tym adresie mówił –
przytaknęła Marinette. – Ale to jedyne miejsce, które znam, więc jeśli Mistrz
Fu zaczął zostawiać nam jakieś wskazówki w miejscach dla nas oczywistych, to
obstawiałabym właśnie to jako pierwsze. Będziemy się martwić później, jeśli
zastaniemy puste mieszkanie.
– Nadal nie wiemy, kto nam
zagraża – Adrien wrócił do drugiej zagadki zostawionej przez Wayzza.
– Teraz priorytetem jest
odnalezienie Miraculów. Potem będziemy się martwić, z kim musimy się zmierzyć.
– Ale serio myślisz, że to nie
Voldemort? – zażartował, żeby rozładować nieco napięcie, które pojawiło się w
ruchach Marinette. Za dawnych czasów zawsze to pomagało Biedronce nieco się
rozluźnić i zazwyczaj wpadała wtedy na lepsze pomysły.
– Wayzz powiedział „ona”, więc
nie sądzę… Ale jeśli to Voldemort porwał Mistrza Fu, obiecuję ci, że będziesz
mógł rzucić w niego jakieś zaklęcie. Wedle uznania…
– Wolę mój stary dobry Kotaklizm,
wiesz?
– Najpierw musimy znaleźć Tikki i
Plagga. Mam przeczucie, że nie będą w szkatule, tylko gdzieś osobno. Ja
zwariuję! – zirytowała się nagle i stanęła na środku chodnika. – Miałam
zupełnie inne plany na dzisiaj! Jestem za stara na ratowanie Paryża!
– Po pierwsze nie jesteś za stara…
– szepnął Adrien, podchodząc do niej i obejmując ją w pasie. – Po drugie,
miałem te same plany, co i ty, więc możesz być pewna, że nadgonimy to w bardzo
najbliższym czasie… – Pocałował ją lekko. – I obiecuję uroczyście: koniec z
planowaniem! A po trzecie, nie ratujesz Paryża, kochanie. Dzisiaj ratujemy przyjaciela…
Marinette spojrzała na Adriena z czułością, a potem wspięła się na palce i pocałowała go, chcąc wyrazić swoją wdzięczność za wsparcie, jakie jej okazywał. Następnie wzięła go za rękę i już bez zbędnej zwłoki ruszyła z sobie znanym kierunku. Do salonu medycyny chińskiej, gdzie – jak miała nadzieję – odnajdą Wayzza. Mając przy sobie Miraculum Żółwia, będzie im łatwiej podążyć za kolejnymi wskazówkami.
---
Ta Noc – cz.3 <- Poprzednia część |
Następna część -> Ta Noc – cz.5
Komentarze
Prześlij komentarz