Miraculum FanFiction: Luka - cz. 5
Marinette pojawiła się chwilę później, niosąc tacę pełną
smakołyków z cukierni rodziców, dwa kubki gorącej czekolady i talerz sera dla
Plagga.
- Muszę wyznać, że w pełni rozumiem Adriena. – wyznał z
szerokim uśmiechem Plagg.
- Chcesz powiedzieć, że kocham Marinette tak jak ty
camemberta? – skrzywił się Adrien.
- Nie. Też kocham Marinette. Jeśli kiedykolwiek się znudzisz
tym chłopakiem, będę na ciebie czekał. – wyznał, mrugając do dziewczyny.
- Rodzice się nie zdziwili, że wzięłaś tyle jedzenia? –
zapytał Adrien, zazdrośnie przerywając przytulasy Marinette i Plagga.
- Powiedziałam im, że przyszedłeś do mnie w odwiedziny. –
odpowiedziała prostolinijnie, siadając na kanapie. – Zdajesz sobie sprawę, że
będziesz musiał wyjść drzwiami? – uśmiechnęła się zalotnie. – I to o jakiejś
przyzwoitej porze…
- Wrócę oknem… Najchętniej w ogóle bym nie wychodził. –
usiadł obok niej, otaczając ją ramieniem.
- Aha, i nastaw się na poważną rozmowę z rodzicami. –
rzuciła mimochodem, sięgając po croissanta.
- Czekaj, czekaj… - wystraszył się. – Jaką rozmowę?
- No wiesz… z pytaniami typu „Jakie są twoje zamiary wobec
naszej córki?” i takie tam. – uśmiechnęła się szeroko, odgryzając kęs.
- I co mam odpowiedzieć? – zapytał, zestresowany nie na
żarty.
- Najlepiej bądź szczery. Wstręt do kłamstwa i wyczuwanie
fałszu mam odziedziczone po rodzicach. A wiesz doskonale, że Biedronka właśnie
tę prawdomówność ceniła w Czarnym Kocie najbardziej. Croissanta? –
zaproponowała z rozbrajającym uśmiechem.
- Chętnie. – uśmiechnął się szeroko i odgryzł kawałek… z jej
croissanta. – Mmmm… pycha.
- Nie rób tego przypadkiem przy moich rodzicach! – ostrzegła
go.
Na schodach rozległy się kroki. Kwami z prędkością światła
wskoczyły do domku dla lalek. Adrien i Marinette odskoczyli od siebie. Ona
zaczerwieniła się jak burak, on dla odmiany zbladł ze strachu. Próbował sobie
powtarzać w myślach, że rodzice Marinette są przemiłymi ludźmi i zawsze byli
przychylnie do niego nastawieni. Ale teraz z nieszkodliwego przyjaciela zmienił
się w podrywacza podstępnie zakradającego do sypialni ich córki. Na ich miejscu
byłby na tego wielbiciela co najmniej wkurzony.
- Dobry wieczór… - przywitał się poważnym tonem Tom, tata
Marinette.
- Dobry wieczór, państwu. – zerwał się z kanapy Adrien.
- Nie zauważyliśmy, kiedy przyszedłeś. – pospieszyła z
załagodzeniem ciężkiego początku mama Marinette, Sabine.
- No jakoś tak wyszło… - uśmiechnął się z zakłopotaniem. –
Następnym razem nie zapomnę o przywitaniu się z państwem. – ukłonił się
szarmancko. – Byłem nieco… hmmm… zaaferowany…
- Zaaferowany? – podchwyciła mama.
- Hmmm… - zarumienił się Adrien. – Nie wiem, czy państwo
wiedzą… Ale dzisiaj po szkole Marinette odprowadził do domu nasz nowy kolega ze
szkoły. I… Hmmm… Wywołało to u mnie… jakby to powiedzieć… mocny niepokój.
Mama Marinette uśmiechnęła się wyrozumiale. Tata wyglądał,
jakby pod wąsem walczył z chęcią roześmiania się w głos. Dzieciaki… Są
rozkosznie nieporadne, jak się zakochają.
- I jak rozumiem, właśnie ten niepokój tak cię
niepostrzeżenie pognał do naszej córki? – zapytał Tom, udając śmiertelną
powagę. Wąs zasłaniał błąkający się na ustach uśmiech. Sabine jednak go
dostrzegła i wymierzyła mężowi lekkiego kuksańca w bok.
- Tak. – przyznał się Adrien.
Marinette stała obok niego, wciąż zaczerwieniona.
Przynajmniej nie uciekła. Żeby dodać sobie odwagi, wziął ją za rękę. Spojrzała
na niego zdziwiona. To wszystko było strasznie poważne. Nie była na to gotowa,
mimo że przed chwilą sama sobie z tego żartowała.
Wzięcie Marinette za rękę nie umknęło także uwadze jej
rodziców. Mama rozczuliła się, tata już prawie się poddał w walce ze śmiechem.
- Czy ten niepokój już ci więcej… hmm… nie doskwiera? –
spytał tata, a kącik ust niebezpiecznie mu zadrgał.
- Z całą pewnością już nie. – odpowiedział Adrien, który
poczuł się pewniej i swobodniej, a rozbawienie zaczęło powoli przebijać się w
spojrzeniu.
- Czyli możemy liczyć na to, że to się już nie powtórzy? –
zapytał groźnie Tom.
- Oczywiście. – odpowiedział poważnie Adrien.
- Tato! – wtrąciła Marinette, wciąż czerwona na twarzy.
- Kochanie, ta sytuacja jest dla nas równie nowa, jak dla
was. – odezwała się łagodnie mama. – Wiesz doskonale, że dbamy o ciebie i
chcemy dla ciebie jak najlepiej. Ufamy sobie nawzajem i jesteśmy wobec siebie
szczerzy. A teraz musimy poszerzyć krąg zaufania i szczerości o jedną osobę,
prawda?
- Tak. – odpowiedziała Marinette, uświadamiając sobie, że
nie ma chyba na świecie drugiego chłopca, który byłby wart włączenia go w ten
rodzinny krąg zaufania. Uścisnęła dłoń Adriena i uśmiechnęła się do niego.
- No, to ustalmy sobie podstawowe zasady, młody człowieku. –
zaczął tata, przysuwając sobie krzesło sprzed biurka Marinette i siadając na nim.
Mama przysiadła na jego kolanie. Adrien i Marinette też usiedli. Naprzeciwko
rodziców, wciąż trzymając się za ręce. – Po pierwsze, wasze spotkania nie mogą
wpłynąć negatywnie na oceny Marinette w szkole.
- Mógłbym jej pomóc w nauce. Możemy razem odrabiać lekcje. –
zaproponował Adrien, szybko kalkulując, że zyskają czas na przebywanie razem.
- Doskonały pomysł, nie sądzisz Tom? – pospieszyła ze
wsparciem Sabine, zanim jej mąż znalazł w tym pomyśle coś podejrzanego.
- Po drugie… Nie ma przesiadywania u siebie po nocach. –
zarządził tata. – Noc jest od spania. W swoim domu. – uściślił, zauważając, że
oboje mocno poczerwienieli. Hmmm… Rzeczywiście, możliwe, że są trochę za młodzi
na takie uwagi, ale jak zasady, to zasady.
Marinette przemknęło przez głowę, że rodzice nie mają
zielonego pojęcia, na co oni oboje się narażają się niemal codziennie.
Siedzenie razem do późna w nocy to powinno być dla nich akurat najmniejszym
zmartwieniem.
- Po trzecie… Byłoby miło, gdybyśmy wiedzieli o planowanym
wyjściu Marinette przynajmniej dzień wcześniej. – kontynuował wyliczać Tom, po
czym zamilkł, zastanawiając się, czy jeszcze czegoś nie dodać. Jego żona
wykorzystała ten moment, żeby zakończyć tę niezręczną rozmowę, znacząco klepiąc
go w kolano i mówiąc:
- A po czwarte, to my już pójdziemy. Nie siedźcie do późna.
Wiem, że jest piątek i lekcje możecie odrobić jutro. Ale trzeba też się wyspać.
- Proszę państwa… - chrząknął Adrien, zrywając się z kanapy.
– To ja bym chciał zapytać, czy w takim razie mogę przyjść jutro? Odrabiać
lekcje. – dodał szybko.
- Lekcje? – szepnęła rozczarowana Marinette. A co z zasadą
numer trzy?
- A wieczorem chciałbym porwać Marinette na miasto. Mógłbym?
- Pełen sukces, młody człowieku! – roześmiał się w końcu
Tom. I razem z Sabine ruszyli w stronę schodów, trzymając się za ręce.
- Wiesz, ja też tak chcę. – westchnął Adrien, siadając obok
Marinette.
- Co, potrzymać się za ręce? – zaśmiała się Marinette. –
Masz. – podała mu dłoń.
- Chcę cię trzymać za rękę nawet po kilkunastu latach
małżeństwa. – wyznał, wciąż wpatrzony w zamkniętą klapę w podłodze.
- Adrienie Agreste, czy ty się właśnie oświadczasz? –
zażartowała.
- To przecież oczywiste, nie uważasz?
- Że co? – zabrakło jej tchu.
- Sama powiedziałaś, że nie ryzykuje się przyjaźni dla
miłości. Chyba że będzie ona na całe życie.
- Wcale nic takiego nie powiedziałam.
- Powiedziałaś tę pierwszą połowę. A drugiej się domyśliłem.
– uśmiechnął się szeroko, a potem ją objął i pocałował.
***
Specjalne podziękowania dla Luki. Bo wykonał kawał
doskonałej roboty. :-)
---
Luka cz. 4 <- Poprzednia część | Następna część -> Luka cz. 6
Czytaj opowiadanie "Luka" od początku
Komentarze
Prześlij komentarz