Miraculum FanFiction: Luka - cz. 12
Wracali od Mistrza Fu jako Biedronka i Czarny Kot. Zrobiło
się już późno, a przecież Marinette obiecała mamie, że wrócą na kolację.
Spacerem zajęłoby im to zbyt dużo czasu. Znacznie szybciej można było pokonać
tę drogę po paryskich dachach.
- Biedronko, poczekaj! – wstrzymał ją Czarny Kot na dachu
jednej z wież Katedry Notre-Dame.
- Co się stało, Kocie? – spytała z niepokojem, rozglądając
się nerwowo, czy czasem ktoś ich nie atakuje. – O co chodzi?
- Zanim wrócimy… Wiesz, że muszę cię odprowadzić jako
Adrien. – zamruczał Czarny Kot.
- No raczej. Nie wyobrażam sobie, że pojawilibyśmy się pod
drzwiami mojego domu w tych wcieleniach. A poza tym pamiętasz, że zostajesz na
kolacji? Moi rodzice by ci nie wybaczyli, gdybym wróciła z randki sama.
- Trudno to nazwać randką. Miałem zupełnie inne plany na
wieczór.
- Wiem, ale to była sytuacja awaryjna. Zresztą, i tak musimy
liczyć się z tym, że wiele randek nam przepadnie przez jakiś atak akumy.
- A parę randek może nam wpadnie przez atak akumy… -
uśmiechnął się szeroko do niej.
- Pamiętaj, że mamy udawać, że Biedronki i Czarnego Kota nic
nie łączy. Żeby twój tata się nie połapał.
- Pamiętam… Ale wiesz… Mam taką jedną prośbę.
- Hmm?
- Wiesz… zawsze marzyłem o tym, żeby pocałować Biedronkę…
- A jeszcze wczoraj mi mówiłeś, że wcale nie kochasz
Biedronki!
- Teraz to nieistotne. – uśmiechnął się szelmowsko. – Nie
umiem cię kochać wybiórczo. Nie mogę cię kochać tylko jako Marinette, skoro
jesteś też Biedronką. Tak samo jak ty zaczęłaś kochać mnie jako Czarnego Kota,
co jeszcze dwa dni temu nie mieściło ci się w głowie.
- Naprawdę myślisz, że będzie jakoś inaczej? – zapytała,
wpatrując się z zaciekawieniem w jego usta.
- Hmmm. Zaraz się przekonamy…
Nawet gdyby komukolwiek przyszło do głowy spojrzeć wtedy na
dach Katedry Notre-Dame, nie miałby szans dostrzec dwóch drobnych sylwetek
obejmujących się i całujących zapamiętale. I dobrze, bo właśnie rujnowali
idealny plan Marinette co do zmylenia Władcy Ciem.
- Hmmm… Nie zauważyłam jakiejś znaczącej różnicy… -
westchnęła Marinette. – Możesz spokojnie całować mnie w cywilu.
- Ja chyba też wolę nasze cywilne pocałunki. – przyznał
Czarny Kot.
- To dobrze, bo jako Biedronka mam cię nie kochać,
pamiętasz? Złośliwe przytyki i takie tam.
- Tak, tak… - uśmiechnął się Czarny Kot. – Chodźmy już.
Musimy się jeszcze gdzieś zmienić.
- Jest tu w okolicy jedno dobre miejsce. Chodź za mną. –
rzuciła Biedronka i po chwili pod drzwiami cukierni stali za ręce jako Adrien i
Marinette, uśmiechnięci i lekko zarumienieni.
- Mamo, tato. Przepraszamy za spóźnienie. – przywitała się
Marinette.
- Och, dobrze, że już jesteście! – pomachała im mama. – Już
miałam dzwonić do ciebie, gdzież to was na tym spacerze pognało.
- Ach, byliśmy tu i tam… - machnęła ręką Marinette. – W
czymś ci pomóc?
- Bardzo chętnie, kochanie! Nakryjesz do stołu?
- Ja też chętnie pomogę! – zaoferował się Adrien, dla
którego wspólne przygotowywanie posiłków było znane tylko z telewizji, a bardzo
chciał kiedyś wziąć udział w czymś takim.
Już po chwili po kuchni krzątała się cała czwórka. Adrien
czuł się jak członek tej rodziny – tak ciepło i naturalnie został przez nich
wchłonięty. W tym miejscu po prostu czuło się miłość. I pomyślał, że to chyba
niemożliwe, że jeszcze dwa dni temu był całkowicie nieświadomy tego, jak ważne
miejsce w jego życiu zajmuje ta niepozorna, cudowna dziewczyna. Dziewczyna, bez
której nie wyobrażał już sobie życia.
---
---
Komentarze
Prześlij komentarz