Miraculum FanFiction: Luka - cz. 13

Marinette nie mogła się doczekać niedzielnego popołudnia. Dzisiaj miała zaplanowaną pierwszą randkę z Adrienem.
Siedziała w swoim pokoju, robiąc generalny przegląd swojej szafy. Koniecznie chciała dzisiaj ładnie wyglądać. Wiedziała, że w sumie i tak nie ma to znaczenia, skoro Adrien ją wybrał, znając ją w najgorszym możliwym wcieleniu – w codziennych ciuchach, w lepszych i gorszych nastrojach, no, głównie w tych gorszych...
Ale mimo wszystko chciała dzisiaj ładnie wyglądać. To miała być ich pierwsza randka. Jej pierwsza randka w ogóle w życiu. Chciałaby ją zapamiętać na zawsze. Tak, jak wszystko, co się wydarzyło w jej życiu od piątkowego wieczoru. Kolekcjonowała te cudowne wspomnienia, których intensywność była wprost niewiarygodna!
Jeszcze w piątkowy poranek szła do szkoły załamana po tym, jak usłyszała wyznanie Adriena, kiedy mówił Kagami, że „Marinette jest dla mnie tylko przyjaciółką”. Och, zupełnie ją to załamało! Tym bardziej, że tuż przed tym opisał ją naprawdę miłymi słowami. Tak o niej ciepło mówił! Naprawdę miała nadzieję, że może… może… żywi do niej jakieś uczucia. A potem to: „tylko przyjaciółką”… Och, miała ochotę umrzeć! A jednak… Jednak potem nastąpiły cudowne wydarzenia, które spowodowały, że od piątkowego wieczoru czuła się jakby unosiła się na różowej chmurce! Ach, ta wspólna nauka wczoraj. Nawet to, jak jej przeszkadzał w odrabianiu zadania z chemii. Jakież to było przyjemne! I ten pocałunek na dachu Katedry Notre-Dame... Poczuła gorąco na policzkach. Ach, jakie to było romantyczne!
Ciekawe, gdzie dzisiaj się wybiorą. Adrien nie zdradził się nawet słówkiem na temat planów na dzisiaj. Wczoraj podczas kolacji zapytał jej rodziców, czy może umówić się z Marinette w niedzielny wieczór. Na szczęście wszystkie lekcje były już odrobione, a Marinette nie miała na niedzielę dodatkowych obowiązków, nie było zatem żadnych przeciwwskazań.
- Marinette, sugerowałabym się jednak pospieszyć… - szepnęła jej do ucha Tikki. – Adrien będzie tu lada moment, a ty sterczysz nad ciuchami. I najwyraźniej myślisz o niebieskich migdałach.
- Aaach, Tikki… - westchnęła rozmarzona dziewczyna.
- Wiem, że jesteś zatopiona w marzeniach, ale naprawdę chcesz kazać mu czekać?
- Masz rację. Muszę się wreszcie przebrać. Myślisz, że wypada mi ubrać sukienkę?
- Marinette, przecież to randka. Jak najbardziej wypada ci ubrać sukienkę!
- A nie będzie zbyt… strojna?
- Marinette! Czy ty masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie o randkach?
- Jeszcze nie byłam na żadnej.
- Oj, Marinette… - westchnęła Tikki i dodała cicho: – To będzie… hmm… ciekawe…
- Co masz na myśli? – podchwyciła Marinette, sięgając po jedną z nielicznych sukienek w jej garderobie, za to bardzo twarzową. Klasyczny krój: bez rękawów, dekolt w łódeczkę, rozkloszowana spódnica nad kolano. I chabrowy intensywny kolor, który doskonale podkreślał kolor jej oczu.
- Nic, nic… Ubieraj się.
Po chwili Marinette była już prawie gotowa do wyjścia. Tikki pomogła jej uczesać włosy, układając je dzisiaj w wysoki kok.
- Wyglądasz prześlicznie, Marinette. – westchnęła Tikki. – Trochę mi będzie głupio, że idę z tobą na randkę.
- A czemu ma ci być głupio? – zdziwiła się dziewczyna.
- Bo tak naprawdę ani na chwilę nie będziecie sami. – odpowiedziała Tikki. – Cały czas będziemy tam z wami. Ja i Plagg.
- Wczoraj też byliście z nami cały czas i jakoś nas to nie krępowało. Jesteś jakby częścią mnie. Nie umiałabym chyba być gdziekolwiek bez ciebie.
- Marinette… Wiesz, że nadejdzie dzień, kiedy będziemy musiały się pożegnać? – spytała cicho Tikki, a Marinette poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
- Ale może dopiero za sto lat. Tak jak u Mistrza Fu.
- Naprawdę myślisz, że po stu latach będzie nam łatwiej?
Marinette spojrzała wzruszona na swoje kwami. Tikki była kimś znacznie bliższym i ważniejszym niż najbliższa przyjaciółka! Nie mogła sobie wyobrazić życia bez niej.
- Kochanie! Przyszedł Adrien! – dobiegło z dołu.
 - Już idę, mamo! – odkrzyknęła Marinette.
Warto było się wystroić choćby dla ujrzenia miny Adriena na swój widok! Schodziła po schodach powoli, bo nie była przyzwyczajona do eleganckich pantofli, a znając swoją niezdarność, upadek ze schodów był więcej niż prawdopodobny. Jej postać wyłaniała się Adrienowi stopniowo, a gdy stanęła przed nim, nie mógł oderwać od niej zachwyconego spojrzenia. Aż się zarumieniła z radości!
- Wyglądasz… przepięknie… - wyszeptał lekko schrypniętym głosem.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Wyciągnął schowaną za plecami czerwoną różę i wręczył jej. A ona wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Przytrzymał ją, chcąc pocałować ją w usta, ale przypomniał sobie o rodzicach Marinette, którzy niby to dyskretnie się wycofali do drugiego pokoju, ale mogli ich równie dyskretnie podglądać.
- Idziemy? – zapytał.
- Yhm. Wezmę tylko jakiś żakiet. – odwróciła się na chwilę, po czym wzięła okrycie z ręki wystającej zza drzwi. – Dzięki, mamo… - jęknęła. Jednak podglądali!
- Tylko odprowadź naszego Kopciuszka przed północą! – zakomenderował tata w tle, także ukryty za drzwiami.
- Oczywiście. – odpowiedział szybko Adrien.
- Chodźmy już. – zarządziła Marinette i ruszyła szybko do drzwi.
Wyszli przed piekarnię. Adrien wziął dziewczynę za rękę, splatając palce ich dłoni. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi na niezadane nieme pytanie. Pochylił się i pocałował ją.
- Miałem na to ochotę od kiedy tylko cię zobaczyłem. – powiedział, uśmiechając się swoim uśmiechem Czarnego Kota. – Bałem się tylko reakcji twoich rodziców.
- Założę się, że przytuliliby się do siebie i westchnęli z rozczuleniem. – mruknęła Marinette.
- Obstawiałem raczej oberwanie po głowie od twojego taty… - roześmiał się Adrien, przeczesując z zakłopotaniem włosy.
- Mówiłam ci, że są dziwni.
- Ja uważam, że są cudowni. Wczoraj miałem ich poprosić, żeby mnie adoptowali.
- Taa, to dzisiaj byłoby trochę dziwnie, nie sądzisz? Iść na randkę z bratem…
- Masz rację, są wyraźne wady mojego planu… Myślałem głównie o zaletach. – uśmiechnął się szelmowsko, a ona zarumieniła się zakłopotana.
- Gdzie idziemy? – zapytała, zmieniając temat.
- Wiesz, jest taka fajna kawiarnia niedaleko stąd. Ma bardzo fajny klimat. Pomyślałem sobie, że ci się spodoba.
Spojrzała na niego z uśmiechem i ścisnęła mocniej jego dłoń.
- No to chodźmy! – odpowiedziała, zanurzając nos w płatkach róży. 

---
Luka cz. 12  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Luka cz. 14



Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Pan Gołąb po raz 72

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 15

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 13

Miraculum FanFiction: Długo i szczęśliwie - cz. 5