Miraculum FanFiction: Luka - cz. 14

Adrien uśmiechnął się do siebie. A tyle się zastanawiał, czy przynosić jej tę różę. W sumie nie miał jakiegoś doświadczenia w randkowaniu. Gdyby nie Plagg, to skończyłoby się na siedzeniu w parku na ławce albo co gorsza – u niej w domu. Wypadało coś przecież zaproponować. Przez chwilę czuł straszną presję związaną z koniecznością wykazania się inicjatywą. A potem przypomniał sobie, że przecież chodzi o Marinette. Jego Marinette. Przecież ona nie będzie oczekiwać kolacji w restauracji z trzema gwiazdkami Michelin. Bardziej będzie jej zależało na spędzeniu czasu z nim. Tak jak jemu najbardziej zależało na spędzeniu czasu z nią. Na napatrzeniu się na nią. Na wywołaniu rumieńca na jej policzkach. I na nagadaniu się na zapas. Bo zobaczą się dopiero jutro w szkole. A tam ciągle będą im przeszkadzać nauczyciele i zajęcia lekcyjne.
Na szczęście Plagg zmusił jego mózg do galopu i udało mu się wymyślić tę małą kawiarenkę znajdującą się całkiem niedaleko domu Marinette. Był tam kiedyś przelotem i teraz wydało mu się to idealnym miejscem na randkę.
Kiedy weszli do środka, od razu poznał po minie Marinette, że był to strzał w dziesiątkę. Patrzyła zachwyconym wzrokiem na malutkie stoliczki rozsiane po całym lokalu. Kiedy usiedli przy jednym z nich, niemal natychmiast pojawiła się kelnerka, która od razu postawiła na stoliku wysoki wąski flakonik z wodą. Na różę.
- Żeby wytrzymała. – szepnęła i mrugnęła porozumiewawczo.
Spojrzeli na siebie zakłopotani. Musieli się jeszcze przyzwyczaić do tego, że ludzie wokoło będą ich postrzegać jako parę. Którą przecież byli! Tylko, że do tej pory to było jakieś takie ich osobiste. Właściwie tylko rodzice Marinette byli wtajemniczeni. No i Mistrz Fu. Jeszcze ich krępowało zainteresowanie osób postronnych.
Drżącą ręką Marinette umieściła różę w wazoniku. Adrien odruchowo złapał asekuracyjnie flakon zanim się przewrócił.
- Cała ja… - mruknęła Marinette zażenowana. – Straszna ciapa ze mnie.
- Ani trochę. – zaprzeczył on, zsuwając dłoń z wazonika na jej dłoń. Splótł ich palce. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Właściwie to oboje zatopili się w swoich oczach i dopiero głos kelnerki wyrwał ich z tego zapatrzenia.
- Coś podać?
- Hmmm… - ocknął się Adrien. Wypuścił dłoń dziewczyny i chwycił kartę.
- Ja poproszę dużą czekoladę. – zamówiła Marinette.
- Ja również. Z cynamonem. – zdecydował się szybko.
- Coś słodkiego? – zapytała jeszcze kelnerka.
- Ja… może poproszę tartę cytrynową. – szepnęła Marinette.
- A dla mnie crème brulee. – dodał Adrien, odkładając menu na bok.
Kelnerka odeszła w stronę baru, by przekazać zamówienie, a oni spojrzeli na siebie znów zakłopotani. Nagle oboje poczuli się bardzo niezręcznie. I oboje spuścili głowy.
- No, to pierwszy punkt mamy z głowy. – zagaiła Marinette, uświadomiwszy sobie, że Adrienowi znacznie bardziej ciąży to ich nagłe milczenie.
- To znaczy? – poderwał głowę.
- Zamówiliśmy. Wiesz… Ja nie mam za bardzo pojęcia, co się robi na randkach… - wyznała zakłopotana.
- A wiesz, że ja też? – roześmiał się Adrien.
- Jasne. Bo ci jeszcze uwierzę! – mruknęła z przekąsem.
- Poważnie, Marinette. Nie sądziłem, że to takie stresujące.
- Stresujesz się? – zdziwiła się.
- No, trochę tak… - wyznał, ciesząc się, że jego dziewczyna jest jednocześnie jego przyjaciółką i może być wobec niej szczery. – Ty nie?
- Wiesz, w porównaniu do tego, jak jeszcze w zeszłym tygodniu, co ja mówię – dwa dni temu nawet! – przeżywałam w ogóle to, że się do mnie w ogóle odezwałeś, to teraz jestem wręcz wyluzowana.
- A mnie się zmieniło w drugą stronę. I cały czas wydaje mi się, że powinienem spełnić twoje oczekiwania. Że wszystko musi być idealne.
- Nie musi. – odpowiedziała szybko, wyciągając rękę w jego stronę. Natychmiast i jego dłoń powędrowała w jej stronę. – To znaczy… Chciałam powiedzieć, że i tak jest idealnie. A poza tym… Nie chcę, żebyś myślał, że mam jakieś oczekiwania. To znaczy… Mam na myśli… że nie musisz… Że… Ech… Nie wiem, jak to powiedzieć… - zamilkła zakłopotana, ale widząc jego pełną napięcia twarz, dodała po prostu: - Nie chcę, żebyś myślał o mnie, czy raczej o nas, jak o kolejnym przedsięwzięciu, w którym bierze udział złoty chłopiec, Adrien Agreste. Czy ty w ogóle rozumiesz, co mam na myśli? – spytała z nadzieją.
- Nnie bardzo… - zająknął się. – Co rozumiesz przez przedsięwzięcie?
- Och, Adrien… Nie masz wrażenia, że wszyscy oczekują od ciebie, że będziesz wszystko robił na najwyższym poziomie? I ty robisz wszystko, żeby sprostać tym oczekiwaniom. A ja nie chcę, żebyś tak myślał o naszym… naszym… - zacięła się. Jeszcze jej nie wychodziło powiedzenie „związku”. Czy to nie za wcześnie na takie określenie?
- Związku? – dokończył za nią z uśmiechem.
- Tak. – zaczerwieniła się okropnie.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?
- No, jest to dla mnie dość nowe doświadczenie… Nie za wcześnie na określenie tego związkiem?
- Przedwczoraj ci się oświadczyłem, wczoraj całowałem cię na dachu kościoła… Myślę, że spokojnie możemy to, jak sama powiedziałaś, przedsięwzięcie nazwać związkiem. – uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, jak to mówisz, to rzeczywiście brzmi to tak prosto i naturalnie…
- Prawda? – podchwycił.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że ty w ogóle… chcesz się ze mną umawiać… - spuściła wzrok.
- Jeszcze nie możesz w to uwierzyć? – uśmiechnął się z niedowierzaniem.
- Jak jesteśmy razem, to oczywiście, że nie mam z tym problemów. Ale jak ciebie nie ma, a mnie dopadają różne myśli…
- Jakie myśli?
- No wiesz…
- Nie wiem.
- Czasami tak trochę tracę wiarę w siebie. I dopadają mnie takie dołujące myśli.
- Czasami? – zapiszczała cicho torebka Marinette.
- Cicho, Tikki. Obiecałaś się nie wtrącać.
- Przepraszam, Marinette. – pisnęła Tikki.
- Przepraszam cię za to. – mruknęła Marinette. – Musiałam przecież wziąć ją ze sobą. Ale obiecała siedzieć cicho.
- Wiesz… Ja też mam towarzystwo. Mamy to w pakiecie. – uśmiechnął się Adrien, przypominając jej, że oboje mają powód, żeby mieć swoje kwami zawsze przy sobie.
- Mam nadzieję, że wieczór będzie spokojny… - westchnęła Marinette, której myśli pobiegły tym samym torem.
- Tata wyjechał w interesach, to jest szansa, że będzie spokój. – mruknął Adrien. Marinette spojrzała na niego zdumiona. Czy on właśnie zażartował z faktu, że jego tata może być, a raczej najprawdopodobniej jest Władcą Ciem?

---
Luka cz. 13  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Luka cz. 15



Komentarze

Popularne:

Pan Gołąb po raz 72

Zawsze masz mnie

Majowe opowiadanie MariChat

Ja, Marinette - cz.1

Miraculum FanFiction: Troublemaker cz. 6