Miraculum FanFiction: Luka - cz. 16
Po uregulowaniu rachunku z ociąganiem wstali od stolika.
Oboje chcieli jeszcze przedłużyć ten wieczór. Czas jednak upływał nieubłaganie.
Adrien pomógł założyć żakiet Marinette. Poczuła się tym drobnym gestem zupełnie
rozbrojona. Dżentelmen w każdym calu. W dodatku sprawiał wrażenie, jakby mu to
przyszło zupełnie naturalnie. Na koniec wyjął różę z flakonu i podał jej z
uśmiechem.
- Szarmancki egzemplarz mi się trafił. – zażartowała, kiedy
jeszcze otworzył przed nią drzwi wyjściowe.
- Najlepszy w mieście. Pamiętaj! – uśmiechnął się, ujmując
jej dłoń. – Na wypadek, gdybyś zmieniła zdanie i zaczęła poszukiwać zas…
- Nie będę. – przerwała, przykładając mu do ust różę. Tego
się bał?
- Ach, racja! Coś mi przecież obiecałaś! – roześmiał się.
- Co ci obiecałam? – spytała zdumiona.
- Coś, co było związane z trzymaniem się za ręce… - szepnął
jej do ucha, a ona momentalnie się zaczerwieniła. Och, no tak… Trzymanie się za
ręce po kilkunastu latach małżeństwa, jak jej rodzice. – No, właśnie to. –
potwierdził, właściwie odczytując jej rumieniec. A zaraz potem pochylił się i
ją pocałował.
- To dzisiaj nie będziesz mnie całował na dachach paryskich
katedr? – zażartowała, gdy przerwali pocałunek.
- Dzisiaj będę cię całował, stąpając twardo po ziemi. –
odpowiedział z uśmiechem. – Zaraz, zaraz… Czyżby spodobało ci się całowanie
bliżej gwiazd?
- Hmmm… Miało to swój urok… - odpowiedziała wymijająco i
ruszyła w drogę powrotną.
- Mówiłaś, że nie czułaś żadnej różnicy! – podążył za nią.
- Och, Adrien. W pocałunku nie czułam żadnej różnicy. Chodzi
o… Hmmm… entourage…
- Yhm… Entourage… - powtórzył z przekąsem. – Zaskakujesz
mnie, Kropeczko.
- Ty też mnie zaskoczyłeś. – wyszeptała, spuszczając wzrok.
- Sposób, w jaki to mówisz… sprawia… że zaczynam się czuć
zazdrosny…
- O swoje alter ego?! – roześmiała się.
- Hmmm. Dziwne uczucie…
- Ja to miałam nawet dość często. Tak, że świetnie cię teraz
rozumiem.
- Byłaś zazdrosna o Biedronkę?
- Och, niezliczoną ilość razy! – wyznała. – Wiedziałam, że
ją kochasz. I wiedziałam, że przy niej nie mam szans, żebyś mnie dostrzegł.
- A jednak cię dostrzegłem. Pamiętaj, że nie wiedziałem
wtedy jeszcze, że jesteś konkurentką dla siebie samej!
- Ale trochę tak się czułam. Nie umiałam pojąć tego, co
tobie przyszło tak łatwo zrozumieć. Że Czarny Kot to ty. Mnie to zajęło
znacznie więcej czasu, żeby zrozumieć, że gdyby Biedronką był ktoś inny, to ona
też byłaby zupełnie inna. Że Biedronka jest taka, jaka jest, dzięki temu, że to
jestem ja. Czekaj… Sama nie rozumiem, co powiedziałam…
- Całkiem mądrą rzecz teraz powiedziałaś. Ja doskonale
rozumiem, co miałaś na myśli.
- Wiem, bo sam mnie tego nauczyłeś. – roześmiała się
Marinette.
- Czyli… - zawahał się. – Czyli podobają ci się pomysły
Czarnego Kota?
- Niektóre… - szepnęła wymijająco. – Ten z Katedrą
Notre-Dame nawet bardzo… I ten, kiedy przyszedłeś do mnie w piątek porozmawiać.
I parę twoich kocich pomysłów z czasów, kiedy jeszcze głównie mnie wkurzałeś
jako Czarny Kot…
- Hmmm… - mruknął z zadowoleniem.
- Co: hmmm?
- Coś mi się zdaje, że to wcielenie zaczyna ci się coraz
bardziej podobać.
- Zaczynam w nim dostrzegać coś ciekawego.
- Co takiego? – aż się zatrzymał.
- Wiesz… - zająknęła się zakłopotana. – Jako Adrien… Hmmm… Jakby
ci to powiedzieć…
- Nie mów mi tylko, że jako Adrien już ci się nie podobam i
kochasz się w Czarnym Kocie.
- Nie, to nie to! – zaprzeczyła od razu. – Chodzi mi o to,
że… że… Ehm…
- No, wykrztuś to wreszcie, Księżniczko. – specjalnie użył
jej własnych słów.
- Już dzisiaj ci to mówiłam… Jako Adrien strasznie jesteś
przejęty tym, żeby wszystko było na najwyższym poziomie. Żeby wszystkich
zadowolić. Żeby spełnić jakieś chore oczekiwania. A jako Czarny Kot… Jesteś
jakby wolny od tej presji. Nie masz takiego wrażenia?
Spojrzał na nią oszołomiony. Ależ mu się trafiła cudowna
dziewczyna! Właśnie podsumowała wszystko w punkt! I jeszcze nie ma nic
przeciwko temu!
- Kocham cię! – wyszeptał.
- Też cię kocham, Adrien. – przytuliła się do niego mocno. –
A teraz chodź, poszukamy sobie jakiegoś dachu…
- Mówisz poważnie? – parsknął śmiechem.
- Oczywiście, że żartuję! – zaprzeczyła. – Nie możemy
ryzykować, że ktoś nas zobaczy. O Boże, jakby to była na przykład Alya, to
byłoby już po nas!
- Ale pomyśl sobie, ilu by miała fanów na swoim Biedroblogu.
– zażartował.
- Tym bardziej musimy się pilnować. Złapałam się już parę
razy na tym, że mówię do ciebie „Kocie”, a ty przed chwilą nazwałeś mnie
„Kropeczką”… – spoważniała. – Trochę się boję, że się wygadam przed Alyą. Wiesz
przecież, że nie umiem kłamać. A jeśli ona zacznie nawijać o Czarnym Kocie? A
ja się zarumienię albo niechcący mi się wymsknie, że go kocham?
- Musisz zmieniać temat, zanim coś ci się wymsknie. –
poradził Adrien, uśmiechając się do niej. Była urocza, jak zaczynała panikować.
- Haha, bardzo śmieszne. – mruknęła w odpowiedzi. – Tobie to
łatwo mówić.
- Właśnie, że nie. Nino też wie od dawna, że kochałem się w
Biedronce. I co? Myślisz, że nie będzie dopytywał, czy na pewno mi już
przeszło? Albo przyłapie mnie na gapieniu się na ciebie po przemianie?
Strasznie trudny będzie ten twój plan mydlenia oczu Władcy Ciem.
- Zaczynam się zastanawiać, czy jednak nie lepiej byłoby
oddać nasze miracula Mistrzowi Fu. – westchnęła Marinette.
- Nie mów tak. Poradzimy sobie. – objął ją. – W końcu
jesteśmy superbohaterami, prawda?
- Tak, jesteśmy super… - uśmiechnęła się.
- Chodźmy… - wziął ją za rękę i ruszył z powrotem w stronę
domu Marinette. – Obawiam, że mogli już po mnie przyjechać…
- Kto?
- No, szofer z Natalią…
- Powiedziałeś im? – spytała z nadzieją.
- No, Natalii… - przyznał Adrien. – Wiesz, musiałem
wystosować prośbę o pozwolenie na wyjście. No to powiedziałem…
- Rany, strasznie ci współczuję…
- Przyzwyczaisz się. Ja się przyzwyczaiłem.
- Czy to znaczy, że twój tata też już wie?
- Wyjechał wczoraj. I poprosiłem Natalię, żeby mu nie
mówiła. Wolałbym jej w to nie mieszać. Musimy to załatwić między sobą. Wiesz,
jak ojciec z synem.
- Myślisz, że to uszanuje i rzeczywiście mu nie powie?
- O tym się przekonamy wkrótce. Jak wróci tata.
- Boisz się trochę?
- Słabo go znam. – westchnął. – Nawet nie wiem, jak
zareaguje. No nic… Przekonamy się.
Nagle zwolnił. No tak, przed piekarnią rodziców Marinette
stał już zaparkowany samochód.
- Zaraz cię wepchną do samochodu i nawet się nie pożegnamy.
– zażartowała Marinette, a Adrien roześmiał się głośno.
- Podejrzewasz Natalię o takie mafijne praktyki?
- No, subtelni to oni nie są za bardzo. – przyznała kwaśno.
– Mamy się pożegnać na ich oczach, czy na oczach moich rodziców?
- Chyba wolę twoich rodziców.
- Haha… - nie rozbawił jej jego żarcik.
Podeszli do samochodu. Szyba zjechała bezszelestnie.
- Adrien… Informuję cię, że minęła 22. – powiedziała chłodno
Natalia, jednocześnie lustrując Marinette.
- Natalio, a dałabyś nam pięć minut? – zapytał Adrien, dając
jej do zrozumienia, żeby przyjechali po niego za chwilę.
- Jasne. Ale pięć minut. – zgodziła się, a jeden kącik jej
ust powędrować do góry w pełnym zrozumienia półuśmiechu.
- Przedziwna osoba… - szepnęła Marinette, jak samochód znikł
za zakrętem.
- Polubisz ją, zobaczysz. Daj jej szansę.
- Na szczęście mówisz do osoby, która lubi ludzi. –
zażartowała dziewczyna. – Nie traćmy zatem nadziei.
- Musimy się pożegnać. – westchnął.
- Wiem.
- Zaraz wrócą. Nie zdziwię się, że wyczekają te pięć minut z
dokładnością do sekundy.
- To nie trać czasu, Adrienie Agreste. – uśmiechnęła się
zalotnie i wspięła na palce, żeby go pocałować na pożegnanie.
---
---
Komentarze
Prześlij komentarz