Miraculum FanFiction: Zagadka Chloe B. - cz. 9
- To o czym chciałeś pogadać? –
spytała nieswoim głosem, żeby zatrzeć te uczucia, które w niej obudził tymi
słowami o mamie.
Znów to samo – pytanie wprost.
Dlaczego nie umiała inaczej rozmawiać? Ale on najwyraźniej nic sobie z tego nie
robił.
- O liście twojej mamy. –
odpowiedział poważnie.
- Skąd o nim wiesz?! – zapytała
gwałtownie, zrywając się z ławki. Oczy zwęziły się w szparki. Oj, była
wściekła.
- Przecież sam ci go
dostarczyłem. – wytłumaczył.
Chloe otworzyła oczy ze zdumienia
i usiadła z powrotem. Z głowy wypadły jej wszystkie pytania i argumenty,
którymi chciała go zniszczyć. Ona go zupełnie, ale to zupełnie nie kojarzyła.
Naprawdę tak wyglądał ten posłaniec, który dostarczył jej list od mamy?
Zamknęła oczy, żeby odtworzyć tę chwilę w pamięci. Ale nic. Nie widziała twarzy
gońca, który przyszedł z listem.
- Ja… nie pamiętam ciebie.
- Nie dziwi mnie to. – uśmiechnął
się. – Większość ludzi, którym dostarczam przesyłki, nie zwraca na mnie
najmniejszej uwagi. Nie poznaliby mnie, gdybym ich minął na ulicy, nawet jakbym
zagadał do nich, czy… zatańczył…
- Czyli zrobiłeś to specjalnie? –
syknęła dotknięta do żywego. – Chciałeś mi coś udowodnić?
- No coś ty! – zaprzeczył, znów
tym obronnym tonem. – Zwariowałaś? Po co miałbym to robić?
- Żeby mi pokazać, że jestem
zimna i wyrachowana.
- Właśnie próbuję ci pokazać coś
całkowicie innego!
- Nie wierzę ci. – prychnęła. –
Zabawiłeś się moim kosztem!
- Chloe, nie mów tak. To
nieprawda! – zapewnił ją gorąco i chwycił za rękę.
W pierwszym odruchu chciała ją
wyrwać, a jednocześnie czuła, że nie chce jej wyrywać. Co się z nią działo?
Zmieszała się. Znów zapomniała o złości. Ten człowiek miał na nią dziwny wpływ.
- To co chcesz mi udowodnić w
takim razie? – spytała pojednawczo, unikając jego wzroku i ignorując fakt, że
wciąż trzyma ją za rękę.
- Że jesteś wrażliwa. –
odpowiedział prosto, nie owijając w bawełnę. Tak, jak i ona z nim rozmawiała.
Wprost i na temat. Żadnych podchodów, krążenia wokół tematu, dygresji. I podobało
jej się to.
- Nie jestem. – zaprzeczyła.
- Właśnie, że jesteś. I dlatego
chciałaś przeczytać ten list na osobności. I dlatego było ci przykro na twoim
przyjęciu. I dlatego zgodziłaś się ze mną zatańczyć.
- Zgodziłam się zatańczyć, bo
obiecałeś dać mi spokój. Niesłowny jesteś.
- Nie obiecałem. Uczciwie cię
uprzedziłem, że jeśli zgodzisz się ze mną zatańczyć, wcale mogę nie dać ci
spokoju.
- Och, być może. Wyleciało mi z
pamięci! – rzuciła zdawkowo, choć było to oczywiste kłamstwo. – I wcale nie
było mi przykro! Powiedziałam ci przecież, że jestem wściekła.
- Wiesz, Chloe… Wydaje mi się… -
urwał nagle.
- No, co ci się wydaje? –
ponagliła go.
- Wydaje mi się, że ta twoja
wściekłość bierze się właśnie z przykrości. Ktoś ci sprawił przykrość na
przyjęciu, więc obróciłaś to w złość.
- Jesteś psychoanalitykiem? –
spytała sarkastycznie.
- Przepraszam. – odpowiedział bez
sensu, ściskając jej dłoń. Taki prosty gest, a on znów wytrącił ją z tej furii.
- Nie rozumiem. Za co?
- Teraz też sprawiłem ci
przykrość. I dlatego chciałaś mi dokuczyć.
- Nie no, ty mówisz poważnie? –
zaśmiała się nieprzyjemnie, ukrywając cały tajfun uczuć, które tym wyjaśnieniem
obudził.
- Tak bardzo zraniło cię odejście
mamy? – dopytywał się.
Znów do tego wraca? Czego próbuje
się doszukać? Zerwała się z ławki. Spojrzała na niego z zimną furią i
wycedziła:
- Nie waż się nigdy więcej wspominać
o mojej mamie!
I odeszła. Nie obejrzała się za
siebie ani razu.
---
Komentarze
Prześlij komentarz