Miraculum FanFiction: Pocałunek prawdziwej miłości - cz. 12
Marinette w pierwszej chwili
miała ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy zobaczyła w drzwiach tatę z Adrienem,
serce w niej zamarło. A potem znów zaczęło bić. I to nie jakoś szaleńczo, ale
całkiem normalnie. Zupełnie, jakby znów jej „Marinettowe” roztrzepanie zostało
zastąpione „Biedronkowym” opanowaniem. Zerknęła odruchowo na zegar wiszący na
ścianie w kuchni. Było za pięć dziesiąta. Zauważyła, że Adrien dostrzegł to jej
zerknięcie na zegar. Stłumiła chichot i mrugnęła do niego.
---
Pocałunek cz. 11 <- Poprzednia część | Następna część -> Pocałunek cz. 13
Próbowała odwrócić jego uwagę od
bałaganu panującego w kuchni, ale była na straconej pozycji. I doskonale o tym
wiedziała. Tego się nie dało niczym usprawiedliwić. Mama pogrążyła ją jeszcze
bardziej, mówiąc Adrienowi, że ten bałagan to sprawka Marinette. A jak dodała
tekst „przez żołądek do serca”, to Marinette przez moment myślała, że nie ma
takiego miejsca na Ziemi, gdzie mogłaby się ukryć przed światem. Ze zrujnowaną
reputacją. Próbowała złagodzić przekaz – dość oczywisty, biorąc pod uwagę słowa
wypowiedziane przez jej mamę – i obrócić to wszystko w żart. Stąd to
przewrócenie oczami i bezgłośne „Przepraszam za to.”
Ale Adrien zaczerwienił się mimo
to. Czyli poczuł się nieswojo. Pocieszające dla Marinette było to, że nie
poczuła zdradzieckiego ciepła na swoich policzkach, co by znaczyło, że tym
razem się nie zarumieniła. Co nie znaczy, że nie poczuła się zakłopotana. Ale
przynajmniej zachowywała pozory opanowanej.
- Zostaw, kochanie! – mama
zabrała ścierkę z rąk Marinette. – Macie dużo pracy przed sobą. Ja zajmę się
kuchnią.
- Ale, mamo! – zaprotestowała
Marinette.
- Weźcie sobie zapasy i
zabierajcie się do pracy. Czas to wartość bezcenna. Lepiej mieć go więcej popołudniu
na rozrywkę.
Słysząc to, Marinette zarumieniła
się na myśl o tym, co jej mama mogła mieć na myśli. Czy ona sugerowała jakąś
randkę? Na szczęście Adrien nie chwycił tej jawnej aluzji. A może przyjął, że
Marinette może mieć na wieczór inne plany. W końcu wczoraj powiedział coś w tym
stylu. Zaraz, jak to szło? Że nie może zakładać, że nie ma planów na sobotę.
Czyli dopuszcza do siebie myśl, że ona ma jakieś życie. Trzeba go tylko
ugruntować w tym poglądzie.
Dlaczego tak jej zależało na tym,
żeby on się nie połapał w jej uczuciach? A raczej, jak to się stało, że
przestało jej zależeć na jego uwadze. Głupie pytanie. Wiadomo przecież
doskonale, jak to się stało. Pozwoliła się całować Czarnemu Kotu i proszę – oto
efekty!
Westchnęła ciężko.
Adrien poderwał głowę i spojrzał
na nią z ciekawością. A dłoń bezwiednie powędrowała mu na szyję. Zupełnie jakby
sobie przypomniał ostatnią lekcję chemii, kiedy też tak westchnęła i dmuchnęła
mu w kark.
Wzięła tacę z porcją gofrów i
napojami i ruszyła po schodach do swojego pokoju. Adrien bez słowa ruszył za
nią. Sabine odprowadzała ich zdumionym wzrokiem, a kiedy klapa w suficie
zamknęła się za nimi, uśmiechnęła się pod nosem, pokręciła głową i z
westchnieniem zabrała się za doprowadzanie kuchni do porządku. Uwielbiała
gotować z córką, ale ich świetna zabawa zawsze kończyła się tak samo – totalnym
bałaganem. A mimo to nadal podejmowała to ryzyko, licząc na to, że nadejdzie
taki dzień, w którym jej córka wreszcie zapanuje nad swoją niezdarnością. Wszak
ćwiczenie czyni mistrza…
---
Pocałunek cz. 11 <- Poprzednia część | Następna część -> Pocałunek cz. 13
Komentarze
Prześlij komentarz