Miraculum FanFiction: Pocałunek prawdziwej miłości - cz. 17
Wiem, że trochę czekaliście na kolejną część opowiadania... Ale mam nadzieję, że warto było czekać - dzisiaj trochę dłuższy kawałek. Miłego czytania!
L.K.
- Mam dla was dobrą i złą
wiadomość! – oświadczyła zdecydowanym tonem profesor Mendelejew. – Dobra jest
taka, że dzisiaj… - uczniowie właśnie odetchnęli z ulgą, spodziewając się
odwołania klasówki. - …klasówka potrwa tylko piętnaście minut. – uśmiechnęła
się szeroko. – Nazwijmy ją taką szybką śmiercią. Albo wiecie, albo nie wiecie.
Natomiast zła jest taka, że… - znów zawiesiła głos, pozwalając uczniom
podelektować się niepokojem, że skoro nieodwołanie klasówki było dobrą
wiadomością, to co będzie złą? – W czwartek nie będzie lekcji chemii, ponieważ
muszę wyjechać na kilka dni z Paryża.
Marinette ze wszystkich sił
starała się nie okazać radości związanej z odroczeniem wygłoszenia referatu o
kolejny tydzień! Mogła dłużej pracować nad plakatem. Jeśli bardziej się
przyłoży, to może uda się zaimponować profesor Mendelejew i ostatnia wpadka pójdzie
w zapomnienie.
- No to zaczynamy! – zarządziła
nauczycielka.
Marinette kątem oka zauważyła, że
Chloe siedzi sama w ławce. Gdzie była Sabrina? I dlaczego wystawiła swoją
przyjaciółkę akurat w dniu, w którym jest klasówka, na której Chloe – to było
bardziej niż pewne – zamierzała odpisywać od lepiej przygotowanej koleżanki?
Szybko jednak skierowała myśli na inne tory. Nie było czasu na roztrząsanie
nieobecności Sabriny. Sprawdzian z fizyki miał być błyskawiczny, ale wcale to
nie oznaczało, że będzie łatwy.
Nad klasówką zawisło jednak
fatum, z którym nawet pani Mendelejew nie była w stanie walczyć. Pupilkę
wszystkich nauczycieli (no, prawie wszystkich… poza nauczycielką fizyki i
chemii), Chloe Bourgeois zaatakował niewidzialny wróg. Nie było mowy o
kontynuowaniu sprawdzianu, uczniowie wybiegli z klasy za spanikowaną córką
burmistrza.
Marinette nie czekała długo z
przemianą. Po chwili spotkała się z Czarnym Kotem w hotelu Grand Paris. Choć
próbowali zbadać ślady, Biedronka nie mogła się opędzić od Chloe, która ciągle
jej dotykała i robiła jej co chwilę jakieś zdjęcia. Czarny Kot przyglądał się
temu z krzywym uśmiechem. Biedronka była taka urocza, jak się złościła. I jak
zwykle skupiona była na zadaniu. Rzeczowym tonem zaleciła zamknięcie wszystkich
drzwi i okien, po czym uciekła z apartamentu Chloe.
Czarnego Kota niemal przemocą
zaciągnęła do windy. Czy on tylko udawał, że nie wie, o co chodzi?
- Coś się stało? – spytał z
przekąsem, jak tylko zamknęły się za nimi drzwi windy.
- To nie jest powód do żartów. –
mruknęła nieprzyjaźnie.
- Uśmiechnij się, Biedronko. – mrugnął
do niej okiem. – Wszak jesteśmy tu sami…
- Kocie… - westchnęła z irytacją.
- Ach, gdyby tylko winda teraz
utknęła między piętrami… - rozmarzył się Czarny Kot, zbliżając się do
Biedronki.
- Kocie… - powtórzyła, ale na
twarzy już się pojawił zdradziecki uśmiech. Jednak ją rozbawił i doskonale o
tym wiedział. Uśmiechnął się zwycięsko i pocałował. Krótko. Bo w hotelu Grand
Paris windy jeździły szybko. Niestety.
Wysiedli i zaczęli wypytywać
zaufanego lokaja „panienki Chloe”. Doprowadziło ich to dość szybko na trop
Sabriny Raincomprix, z którą Chloe pokłóciła się niedawno.
- Tylko jak dopaść kogoś
niewidzialnego? – spytał Czarny Kot, wręczając Biedronce przy okazji czerwoną
różę wyciągniętą z wazonu w lobby hotelowym.
- Kocie… Skup się… - westchnęła
Biedronka, przewracając oczami. A mimo irytacji powąchała kwiat. Czarny Kot
uśmiechnął się łobuzersko.
- Zawsze. – szepnął znacząco.
- Na misji. – uściśliła, a on
tylko roześmiał się rozbrajająco.
Nagle zobaczył, że włosy
Biedronki rozwiały się jakby od wiatru, choć drzwi wejściowe do hotelu były
zamknięte. Ostrzegł szybko partnerkę i zaczęła się nierówna batalia między
superbohaterami a super-złoczyńcą. W dodatku niewidzialnym…
Jeszcze do tego wszystkiego napatoczyła
się Chloe w stroju Biedronki i bardzo wszystko skomplikowała! Biedronka nie była
w stanie pogodzić z trudną prawdą – pomyliła się co do przedmiotu, w którym
ukryta była akuma. A Chloe miała rację. Zabolała ją duma. W dodatku Czarny Kot
zapytał niemal z wyrzutem, czemu nie skorzystała z tamtej podpowiedzi –
przecież Chloe była najlepszą przyjaciółką Znikawicy. Można było przyjąć, że
zna ją najlepiej.
Biedronka przez chwilę poczuła
się niemal zdradzona przez Czarnego Kota. A jednocześnie – gdzieś na dnie duszy
– wiedziała, że miał rację. Uniosła się dumą i ambicją. Wkrótce się okazało, że
jej zachowanie wywołało jeszcze gorsze konsekwencje – przez jej wybuch Władca
Ciem opanował Chloe, czyniąc z niej Antybiedronę.
Czarny Kot i Biedronka osłupieli
na widok nowego super-złoczyńcy.
- Chloe? – szepnęli zgodnie.
- Antybiedrona! – krzyknęła zezłoszczona
antybohaterka.
- Kocie, mam problem… - szepnęła
spanikowana Biedronka. – Zaraz się przemienię…
Spojrzał jej w oczy. Biedronka na
moment kompletnie zapomniała o super-złoczyńcy, zagrożeniu, kamerach i ludziach
na ulicy. Na moment myślała tylko o tym, że są tutaj tylko oni oboje.
- Leć. Ja się nią zajmę. –
szepnął, ściskając jej znacząco dłoń.
Zawsze mogła na niego liczyć. Jak
mogła go posądzać przed chwilą, że ją zdradził? Jego zarzuty były prawdziwe. To
ona, Biedronka, miała problem z Chloe. Powinna być ponad to. Jest przecież
superbohaterką.
W ostatniej chwili dopadła dyskretnego
kąta i przemieniła się w Marinette. Zajrzała do torebki i z przerażeniem
stwierdziła, że nie ma nic do jedzenia dla Tikki. Trochę jej się palił grunt
pod nogami. Antybiedrona była mocnym przeciwnikiem i Czarny Kot szybko przeszedł
do defensywy. W końcu poległ i został uwięziony na swoim kocim kiju jako
przynęta. A Tikki jadła ciasteczko bardzo, bardzo wolno.
- Nie umiem jeść szybciej. – szepnęła
przepraszająco. – A ty możesz pomóc Czarnemu Kotu jako Marinette.
- Jako Marinette jestem nikim. Nie
mam żadnych supermocy…
- Nieprawda. Jesteś Biedronką niezależnie
od tego, czy masz na sobie jej kostium, czy nie. Uwierz w siebie, Marinette.
Udzieliwszy tej rady, Tikki kontynuowała
jedzenie ciasteczka. Marinette natomiast myślała na przyspieszonych obrotach.
Wreszcie znalazła rozwiązanie – odciągnęła Chloe od Czarnego Kota, korzystając
z ostatniego nagranego wywiadu dla telewizji. Następnie uwolniła z pułapki
Czarnego Kota, starając się, żeby jednak jej nie zauważył. Wreszcie Czarny Kot
mógł podjąć walkę z Antybiedroną, a ona zyskała te parę bezcennych minut, żeby
przemienić się z powrotem w Biedronkę.
Spotkali się na dachu.
- No, nareszcie! – uśmiechnął się
Czarny Kot, ale Biedronka zbyła powitanie, skupiona na misji. Przyjrzała się
dobrze Chloe.
- Myślę, że akuma jest w jej
jojo.
- A ja myślę, że w kolczykach.
- Dlaczego? – zdziwiła się.
- Bo nosiła je zanim dopadła ją
akuma. A jojo było już zniszczone.
- Aaa… bardzo dobra rada, Kiciu. –
uśmiechnęła się i trąciła jego koci dzwoneczek.
- Zasłużyłem na całusa? – mrugnął
do niej.
- Och, Kocie… - westchnęła.
Jasne, że zasłużył.
Ale był jeszcze złoczyńca do
pokonania. A Chloe nie zamierzała tanio sprzedać skóry. Szczególnie, że miała
do dyspozycji swój antytraf. I pełno złośliwości pod adresem Biedronki,
sugerując, że bez Czarnego Kota byłaby nikim. Tyle że Biedronka nie dała się złamać
tymi komentarzami. Ona wiedziała bardzo dobrze, że z Czarnym Kotem stanowią
zespół doskonały.
I kiedy ostatecznie pokonali
Antybiedronę, Biedronka postanowiła naprawić błędy, które popełniła dzisiaj
wielokrotnie. Przeprosiła Chloe za to, że jej nie posłuchała wcześniej podczas
walki ze Znikawicą. I podziękowała Czarnemu Kotu za radę co do kolczyków
Antybiedrony.
- Spoko. W końcu jesteśmy
drużyną. – odpowiedział, mrugając do niej.
„Niepokonaną…” pomyślała Biedronka,
patrząc mu prosto w oczy. Cóż… Miał obiecanego całusa. Ale nie zamierzała go
całować na oczach świadków – szczególnie jeśli był to ktoś pokroju Chloe
Bourgeois.
- Jak w środę. – szepnęła Czarnemu
Kotu, w nadziei, że się domyśli, o jakim miejscu i o jakiej porze mają się
dzisiaj spotkać.
- Będę. – odpowiedział krótko.
I już ich nie było.
---
Tytułem wyjaśnienia: w tej części – z wiadomych względów – musiałam skorzystać
z kilku cytatów z odcinka pt. „Antybiedrona”. Kilka sparafrazowałam.
---
Komentarze
Prześlij komentarz