Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 10
- Kocie? Wszystko w porządku? –
spytała cicho Biedronka.
---
Tamten Dzień cz. 9 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 11
- Ykhm… - odchrząknął. – Tak.
- Wydajesz się… Dziwnie poruszony.
– przyjrzała mu się uważnie.
Na chwilę zamilkła, jakby jej
przyszła jakaś myśl do głowy, ale po chwili potrząsnęła głową nieznacznie i
uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Musimy się dowiedzieć. – szepnął
z lekką chrypką.
- Ale jak chcesz to sprawdzić?
- Trzeba się przyjrzeć z bliska
domowi Gabriela Agreste’a.
- Przydałyby się plany ich domu.
Może udałoby się poprosić Adriena o pomoc w ich zdobyciu? – zastanawiała się
głośno Biedronka.
- Wątpię, żeby te plany były
jakoś ogólnodostępne. – mruknął Czarny Kot w odpowiedzi.
- Dlatego powiedziałam, żeby
poprosić Adriena o pomoc.
- Czy ty naprawdę myślisz, że on
jest w stanie cokolwiek wydostać z gabinetu swojego ojca? Tam wszędzie są
kamery.
- Skąd wiesz?
- Eee… Przecież byliśmy tam już
kiedyś, nie pamiętasz?
- Hmmm… No tak. Ale nie zwróciłam
jakoś uwagi na kamery.
- Nieważne. Chodźmy lepiej
przyjrzeć się temu z bliska. Jeśli będziemy mieć trochę szczęścia, może wypuści
na kogoś akumę.
- Nie liczyłabym na szczęście… -
mruknęła Biedronka.
Po chwili byli na miejscu.
Posiadłość Agreste’ów spowijała ciemność. Jedno z okien było otwarte.
- No patrz, Adrien ma otwarte
okno! – ucieszyła się Biedronka.
Czarny Kot westchnął. No pewnie,
że ma. Zawsze zostawia otwarte okno, kiedy wychodzi.
- Może potrzebuje się
przewietrzyć.
Biedronka spojrzała na niego
rozbawiona. Zupełnie jakby wiedziała, że co jak co, ale dzisiaj Adrien
porządnie się przewietrzył na balkonie Marinette.
- Może… - mruknęła w odpowiedzi.
– No to lecimy w odwiedziny!
Kiedy pojawili się w pokoju
Adriena, nikogo tam nie było. Czarny Kot wspiął się na wyżyny aktorstwa, żeby
odegrać zdumienie tym faktem.
- I co teraz? – spytała bezradnie
Biedronka.
- Namierzmy gabinet Gabriela
Agreste’a. – zaproponował Czarny Kot.
- Masz może pojęcie, gdzie on się
może znajdować?
Tak się składało, że miał
doskonałe pojęcie, gdzie powinni iść. Ale trzeba było naprowadzić Biedronkę na
lokalizację biura Gabriela, bez wzbudzania podejrzeń skąd ją zna.
- Może odtwórzmy wszystkie nasze dotychczasowe
wizyty tutaj? – zaproponował nieśmiało.
Biedronka spojrzała na niego z
uznaniem. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu to spojrzenie wprawiłoby go w
euforię.
Po chwili wyskoczyli przez okno i
skierowali się do okien, gdzie wedle ich obliczeń znajdował się gabinet
właściciela domu. Okno było uchylone, więc wślizgnęli się do środka.
Pokój był pusty.
Na przeciwległej ścianie
znajdował się ogromny obraz Pani Agreste, teraz lekko podświetlony, co w
otaczającym półmroku robiło dodatkowe wrażenie. Zupełnie, jakby był to jakiś
ołtarz. Podeszli do obrazu z nabożnym zachwytem, lekko onieśmieleni.
- Kocie, spójrz… - szepnęła
Biedronka i zerknęła na partnera. Ale on stał wpatrzony w oczy Emilie Agreste i
jakby jej w ogóle nie słyszał. – Kocie?
- Yhm? – mruknął i oderwał wzrok
od twarzy mamy.
- Spójrz tutaj. – wskazała na
suknię Emilie Agreste. – Nie masz wrażenia, że kilka tych ozdób nosi ślady
palców?
- Hm… Rzeczywiście. – przyjrzał
się uważniej. Zanim pomyślał, przyłożył palce w wyznaczonych miejscach.
- Nie podoba mi się to. –
mruknęła Biedronka. – Idzie nam za łatwo.
Nagle rozbłysło czerwone światło.
- To pułapka! – krzyknęła
ostrzegawczo Biedronka, ale było już za późno.
Ziemia usunęła im się spod nóg.
Biedronka w ostatniej chwili objęła mocno Czarnego Kota i osunęli się w dół.
Zjeżdżali jak po wielkiej czarnej zjeżdżalni, wciąż w dół i w dół i nagle…
Zupełnie bez ostrzegawczego pikania, oboje przeszli gwałtowną detransformację.
Marinette spojrzała z
przerażeniem na swoje ręce, z których znikał magiczny kostium Biedronki. Kątem
oka widziała znikające uszy Czarnego Kota. Obejmowała mocno kogoś, kto wydawał
jej się niepokojąco znajomy.
Zjechali na sam dół. Cokolwiek to
było, miało swoje dno i oni właśnie na nim wylądowali. Bez słowa. Czarny Kot –
teraz w swojej cywilnej postaci – także mocno ją obejmował i nie odrywał głowy.
Jakby też nie chciał poznać jej tożsamości. Ale przecież musieli się stąd jakoś
uratować!
- Tikki? – szepnęła Marinette,
ale kwami nie odpowiedziało.
- Tikki! – powtórzyła
spanikowana.
- Nie liczyłbym na to. – odezwał
się zimny głos nad nimi.
---
Tamten Dzień cz. 9 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 11
Komentarze
Prześlij komentarz