Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 13
- Ty cholernie głupi Kocie! –
krzyczała Marinette, okładając pięściami Adriena.
Ale on stał zupełnie obojętny.
Zaraz będzie po wszystkim. Ojciec dostał to, czego chciał. Nikogo już więcej
nie skrzywdzi. Poza swoim synem, oczywiście. Wszak on ma być ceną za powrót matki.
- Przepraszam, Marinette. –
szepnął. – Nie mogłem cię stracić.
- Ale ja to już mogę stracić
ciebie?! – rzuciła i nagle rozpłakała się.
Przytulił ją mocno. Być może na
te ostatnie pięć minut. Niech trwa jak najdłużej.
- Wiesz, Marinette… Żałuję, że
nie zorientowałem się wcześniej. – szepnął Adrien.
- Ja też żałuję… - wymamrotała
Marinette.
- Lepiej późno niż za późno, co?
- Głuptas z ciebie, Kocie. Nawet
na koniec nie potrafisz się opanować?
- Kocham cię. – wyznał, jakby
chciał, żeby to były ostatnie słowa, które wypowie.
- Ja też cię kocham. –
odpowiedziała mu, jakby chciała, żeby to były ostatnie słowa, które on usłyszy.
I pocałował ją – po raz ostatni.
Nagle poczuli ogromny podmuch.
Spirala gorącego powietrza owiała ich, rozluźniając ich uścisk. Marinette
krzyknęła, ale jej głos zniknął w huku trąby powietrznej. Wyciągnęła
beznadziejnie ręce przed siebie, ale zostali rozdzieleni. Taki koniec ich
czekał? To było takie cholernie niesprawiedliwe! Wymienili przerażone
spojrzenia i wtedy Adrien uświadomił sobie, że jeśli widzą się po raz ostatni,
to on nie chce być zapamiętany jako przestraszony dzieciak, którego porwało
małe tornado. Nie. Ona ma go zapamiętać uśmiechniętego i zakochanego w niej
chłopaka.
Dzielnie się uśmiechnął i mrugnął
do niej. A ona – choć w pierwszej chwili zdziwiona – roześmiała się i
przewróciła oczami. Cała Biedronka!
I nagle wszystko ucichło.
Uderzyli z łoskotem o podłogę. Adrien zdziwił się trochę, że coś go boli. Skoro
umarł, nie powinien odczuwać bólu?
- Adrien? Synku? To ty? – tuż nad
jego głową odezwał się głos, którego od tak dawna nie słyszał, a za którym tak
bardzo tęsknił.
Mama? Ale jak? Skąd?
Rozejrzał się skonsternowany.
Tuż obok niego stała jego matka –
równie zdezorientowana jak i on. Pod ścianą powoli podnosiła się Marinette,
próbując rozmasować swoje biodro. Omiotła pomieszczenie wzrokiem. Oczy jej się
rozszerzyły ze zdumienia, gdy zobaczyła Adriena i jego mamę stojących
naprzeciwko siebie. Zdusiła w sobie ochotę rzucenia się w jego ramiona. Nie.
Teraz powinien skupić się na mamie.
Zaraz. Coś nie pasowało do tej
układanki.
Spojrzała pod przeciwległą
ścianę. Czy to było myślenie życzeniowe? Czy to możliwe, że leżał tam… Gabriel
Agreste? Podeszła tam po cichu, starając się nie przerywać tej jakże ważnej
chwili dla Adriena.
Gabriel leżał w dziwnie skręconej
pozycji, a nad nim fruwały trzy kwami: Tikki, Plagg i fiołkowe kwami ze
skrzydełkami. Tikki od razu przyleciała do Marinette i przytuliła się do jej
policzka. Zaraz przy drugim policzku pojawiło się to nowe kwami – związane z
miraculum Motyla, jak się szybko domyśliła.
- Dziękuję. – szepnęła Nooroo.
- Nie ma za co. Ja naprawdę nic
nie zrobiłam. – odszepnęła Marinette. – To Adrien. On wszystko naprawił. To
znaczy, sama nie wiem, czy naprawił. Nie rozumiem za bardzo, co się tu
wydarzyło.
- Gabriel połączył miraculum
Biedronki i Czarnego Kota. A następnie wypowiedział życzenie, żeby wróciła mama
Adriena.
- No, tego się domyślam. Ale
przecież… Przecież miał stracić Adriena w zamian!
Tikki zachichotała. W obecnej
sytuacji było to mocno niestosowne. Marinette spojrzała na nią z potępieniem, marszcząc
brwi.
- Och, Marinette. Jeszcze nie
rozumiesz?
- Wyjaśnij, proszę. – włączył się
do rozmowy Adrien, który podszedł cicho i objął Marinette w pasie. Tymczasem
jego mama przyklęknęła przy ciele jego ojca. Dotknęła niepewnie twarzy Gabriela,
jakby oczekując, że zaraz się obudzi i wstanie. Ale Gabriel się nie poruszył, a
po policzkach Emilie popłynęły łzy.
---
Komentarze
Prześlij komentarz