Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 4
To było straszne.
---
Tamten Dzień cz. 3 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 5
To było gorsze niż najgorsze
koszmary.
Szli przez środek dziedzińca –
wciąż trzymając się za ręce – jakby to był swoisty marsz wstydu. Wszyscy gapili
się na nich, a oni mieli świadomość ogromnego nieporozumienia. To było takie
strasznie niesprawiedliwe! Doświadczyć tego okropnego upokorzenia wynikającego
z uwagi wszystkich dookoła, nie mając z tego nic, co jest częścią każdego
szczęśliwego związku!
- O Boże. To zupełnie jak w tych
snach, kiedy jesteś w publicznym miejscu zupełnie nagi i wszyscy się na ciebie gapią.
– mruknęła Marinette, a Adrien aż zamknął oczy. Dlaczego ona mówi takie
rzeczy?! Nie wystarczy jej piżama?
- Yhm. – mruknął niezrozumiale w
odpowiedzi, ciesząc się, że dotarli na przeciwległy koniec dziedzińca.
- Miewasz takie sny w ogóle? –
spytała, zupełnie nieświadoma, co dzieje się w jego głowie.
- Nie. – szepnął, zastanawiając
się, skąd wzięła się ta dziwna chrypka w jego głosie.
- No to masz szczęście. –
westchnęła, a on znów zamknął oczy. Lepiej, żeby nie wiedziała, jakie on miewa
sny. A szczególnie, co śniło mu się ostatnio. – Myślę, że to wynika z pewności
siebie. – dodała po chwili.
Oj, żeby ona tylko wiedziała, jak
bardzo niepewnie on się czuł właśnie w tej chwili! Wręcz miał wrażenie, że
gdyby nie ona, zapadłby się już dawno pod ziemię ze wstydu. Dawała mu oparcie
tak samo, jak wczoraj. Szczególnie kiedy znalazła im kryjówkę w fontannie, czy
zaproponowała przebierankę, żeby mogli obejrzeć film. O rany! Właśnie sobie
uprzytomnił, że zostawił ją wczoraj w kinie i nawet za to nie przeprosił!
- Stało się coś? – spytała,
obrzucając go uważnym spojrzeniem.
- Zostawiłem cię. – wyrwało mu
się, zanim pomyślał.
- Jak to mnie zostawiłeś?
- No, wczoraj. W kinie. I nie
przeprosiłem.
- Zostałeś porwany przez
wielkiego goryla. Jak sobie wyobrażałeś przepraszanie mnie za to? – spytała z
półuśmiechem. Tym półuśmiechem, który już dzisiaj raz wpędził go w
zakłopotanie. Zdecydowanie ten półuśmiech był zbyt uroczy.
- Powinienem zadzwonić wczoraj
wieczorem.
- Oglądałeś film z tatą. To
zrozumiałe, że dużo się wczoraj wydarzyło. Poza tym, z tego co widziałam,
zaliczyłeś też mały lot z wieżowca. – mrugnęła do niego. – Dużo jak na jeden
dzień.
Chyba po raz pierwszy to ona
zachowywała się swobodniej od niego. Adrien aż miał ochotę przetrzeć oczy ze
zdumienia. Czy to była ta sama Marinette, którą znał już od półtora roku?
- Całe szczęście, że w ostatniej
chwili złapała mnie Biedronka. Bo byłaby ze mnie mokra plama… - urwał nagle,
żeby nie dodać „camembertu”.
- Całe szczęście, że w ostatniej
chwili ten goryl… - Marinette zająknęła się na chwilę. - …ją wypuścił z tych
swoich łapsk. Bo rzeczywiście byłaby z ciebie mokra plama.
Spojrzeli na siebie uważnie,
jakby oboje pomyśleli o tym samym. Dlaczego Gorizilla puścił Biedronkę, żeby
zdążyła uratować Adriena?
---
Tamten Dzień cz. 3 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 5
Komentarze
Prześlij komentarz