Miraculum FanFiction: Tamten Dzień - cz. 24
- M-marinette… - wyszeptał Adrien
po chwili, nie otwierając oczu.
---
Tamten Dzień cz. 23 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 25
- Znów to robisz. – specjalnie
użyła jego słów z porannej rozmowy.
- Nie robię tego celowo. – on za
to przypomniał jej słowa.
- Jaaasne…
- M-marinette… - znów zaczął i
znów nieświadomie się zająknął.
- T-tak? – spytała ze śmiechem,
rujnując znów jego wysiłki.
- Przestań! – roześmiał się i
przytulił ją mocno do siebie.
- Moja piżama? – mruknęła po
chwili prosto w jego koszulę. – Serio?
- C-co? – zmartwiał.
- No, wszystko przez moją piżamę.
– wyjaśniła.
- Skąd wiesz? – spytał zdumiony.
- Znam cię na wylot, Kocie. Nie
musiałeś mówić.
- Nawet bym nie umiał.
- Nie sądziłam, że tamten dzień
okaże się w rezultacie tak owocny. – westchnęła.
- Ja tam nie narzekam. – mruknął.
Podobało mu się to, jak spędzali
ten wieczór – Marinette wtulona w jego ramionach, on gładził jej plecy, a oboje
pozostawali zatopieni we własnych myślach.
- A ty? – spytał nagle.
- Co: ja? – poderwała głowę i
spojrzała na niego pytająco.
- Ciebie też musiało coś olśnić!
– stwierdził.
- Tak się składa, że to nie ma
nic wspólnego z tamtym dniem. – odpowiedziała z uśmiechem.
- Ale jak to? Przecież… - urwał
nagle.
- No co?
- Przecież, gdybyś już wtedy coś
do mnie czuła… nie poszłabyś się najpierw przebrać? – spytał, czerwieniąc się
okropnie.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale
wydarzenia toczyły się z zawrotną szybkością. Nie miałam czasu. Musiałam cię
ratować przed tłumem.
- Nie, czekaj. Nie skleja mi się
to w całość. – mruknął. – Czyli kogo miałaś na myśli wtedy, kiedy mówiłaś, że jest
inny chłopiec?
- Adrien, robisz straszny
bałagan. – zaśmiała się i odsunęła nieco od niego, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Bałagan?
- No przecież to wszystko jest
bardzo spójne. Od samego początku chodziło o ciebie, głuptasie. Tylko ty
niepotrzebnie to komplikujesz, bo zakładasz, że ważniejsze od udzielenia tobie
pomocy byłoby dla mnie to, w co jestem ubrana. Zupełnie, jakbyś mnie nie znał…
- pokręciła głową z udawanym rozczarowaniem.
- Czyli… - zawiesił głos. – Czyli
już wtedy, kiedy cię zaprosiłem na moją niespodziankę, to już wtedy…
- Adrien… Zaczynasz bredzić… -
zażartowała. – W dodatku niegramatycznie. Nie zabieraj mi roboty.
- A ty nie zmieniaj tematu. –
upomniał ją. – Czyli wtedy mówiłaś o mnie? Ja byłem tym chłopcem, który nie
pozwalał ci się we mnie zakochać? – postanowił się upewnić czy kilka dni temu
doszedł do właściwych wniosków.
- Bredzisz cudownie uroczo. –
roześmiała się. – Tak, ty byłeś tym chłopcem, który nie pozwalał mi się
zakochać w tobie.
- No to kiedy? – drążył.
- Och, pewnie już nie pamiętasz… Ale
był taki dzień…
- Dawno, dawno temu… Za siedmioma
górami… - wszedł jej w słowo.
- Bo ci nie powiem!
- Już jestem cicho, Moja Pani.
- Pamiętasz taki deszczowy dzień…
kiedy wychodziliśmy ze szkoły, a ty dałeś mi swój parasol?
- Ależ przecież to było wieki
temu! – zdumiał się.
- Było. – kiwnęła głową.
- Czekaj… Jesteś we mnie
zakochana od wtedy? – zapytał osłupiały. – Ale… Dlaczego?
Marinette roześmiała się.
- Oddałeś mi swój parasol.
- Poleciałaś na mój parasol?
- Ty poleciałeś na moją piżamę. –
odcięła się.
- Nieprawda. Twoja piżama tylko
mi uświadomiła to, co czułem od dawna. A co by było, gdyby ktoś inny poratował
cię wtedy parasolem?
- Pewnie z nim bym tu teraz
siedziała. – zażartowała. – Być może nawet w mojej piżamie… - dodała, drażniąc
się z nim.
- Marinette… - szepnął
ostrzegawczym tonem.
- Powinieneś się cieszyć.
Mogłabym siedzieć na przykład bez piżamy… - mrugnęła rozbawiona.
- Marinette, przestań. – zamknął
oczy na chwilę.
- Tylko się z tobą drażnię… -
szepnęła, całując go w policzek. – Przecież nie chodzi o parasolkę.
- Nie?
- Chodzi o milion drobiazgów,
które wtedy miały miejsce. Nie umiem ci tego wszystkiego wyjaśnić, ale tak się
to wszystko poskładało w taki magiczny moment, że po prostu stało się i się
zakochałam.
- Ale… Jakim cudem ja nic o tym
nie wiedziałem? Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Myślisz, że nie próbowałam? –
uśmiechnęła się. – Przecież ci powiedziałam przed chwilą, jak Tikki pocieszała
mnie praktycznie co wieczór po kolejnych porażkach życiowych.
- I brakuje ci tego, prawda?
- Pewnie minie trochę czasu,
zanim się przyzwyczaję do tego, że już jej nie ma. – westchnęła. – Ale jak sam
widzisz, już nie płaczę. Działasz równie dobrze jak ona. Może nawet masz pewną
przewagę… - mruknęła i pocałowała go.
---
Tamten Dzień cz. 23 <- Poprzednia część | Następna część -> Tamten Dzień cz. 25
Komentarze
Prześlij komentarz