Miraculum FanFiction: Długo i szczęśliwie - cz. 15
15 lat wcześniej
Marinette siedziała jak na
szpilkach. Umówili się z Adrienem w parku, skąd miał ją zabrać na sesję
zdjęciową. Nie, żeby nigdy jego sesji nie widziała. Ale teraz po raz pierwszy
miała być na niej oficjalnie, a nie w ukryciu…
- Cześć! – przywitał się z
szerokim uśmiechem Adrien. – Gotowa na mega nudne popołudnie?
- Ja-Jasne! – zająknęła się i
poderwała gwałtownie z ławki.
- Chodź, zaprowadzę cię. –
wyciągnął rękę w jej stronę, a ona ledwo opanowała drżenie własnej, kiedy mu ją
podawała. – Ale uprzedzam, naprawdę będzie nudno.
- Wiesz, skoro zamierzam z tym
wiązać swoje życie, to może lepiej zacząć się do tego przyzwyczajać. – mruknęła
pod nosem, a Adrien rzucił jej rozbawione spojrzenie.
- Naprawdę zamierzasz z tym wiązać swoje życie? – spytał z tym
samym chytrym uśmieszkiem, z którym dopytywał się w szatni, czy nie kłamie.
Marinette natychmiast spłonęła rumieńcem.
- No wiesz… Chciałabym zajmować
się mo- modą. – zająknęła się.
- No tak, oczywiście. –
przytaknął, znów z tym rozbawionym spojrzeniem. – Mam nadzieję, że nie uda mi
się całkowicie zniechęcić cię do realizacji twoich planów.
Marinette nie wiedziała, co ma
odpowiedzieć. Nie rozumiała zupełnie, skąd ta nagła zmiana w zachowaniu
Adriena. Przecież to niemożliwe, żeby przyczyną tej zmiany były rewelacje
Jaggeda Stone’a! Przecież „kupił” jej wyjaśnienie, że te zdjęcia wiszą dlatego,
że ona się interesuje modą. A jednak zachowywał przy niej zupełnie jak nie on. No
i cały czas trzymał ją za rękę. Nie była pewna, czy zrobił to celowo, czy raczej
nieświadomie. Szła obok niego oszołomiona, a im więcej o tym myślała, tym
większy bałagan panował w jej głowie.
Zdawała sobie sprawę, że obecny
jej stan umysłu może doprowadzić do katastrofy, w której całkowita
kompromitacja byłaby tylko drobnym elementem. Żeby doprowadzić się do porządku,
postanowiła skupić się na popołudniu z Adrienem jak na zadaniu. Tak, musiała
potraktować to zadaniowo, jak Biedronka.
Po krótkim spacerze, podczas
którego nie zamienili ze sobą ani słowa, dotarli wreszcie do miejsca, które
fotograf wybrał na sesję zdjęciową. Nie było ono jakoś szczególnie malownicze –
ot nabrzeże Sekwany. W dodatku pod mostem. Marinette rozejrzała się zdziwiona.
Jaka sesja zdjęciowa może się odbywać w takim miejscu? I gdzie ona ma w tym
czasie siedzieć? Na brudnym murku, który z daleka śmierdział tym, do czego ona
wolałaby się nie zbliżać?
Adrien chwycił ją mocniej za rękę
i w tajemniczy sposób nagle obrócił ją ku sobie tak, że stanęli twarzą w twarz,
a ona zupełnie zapomniała o swoich pomysłach na ogarnięcie sytuacji. Krew
zaczęła pulsować jej w skroniach, uniemożliwiając jej skupienie się. Twarz! Ratuj twarz, Marinette!
- Mówiłem, że będzie nudno. –
westchnął Adrien. – Ale postaram się, żeby nie trwało to długo.
- Spokojnie, chętnie zo-zobaczę,
jak to wy-wygląda. – siliła się na swobodny ton Marinette.
- Panna wyjdzie z kadru! –
wrzasnął fotograf.
- Panna musi gdzieś usiąść. –
odparł spokojnie Adrien, puszczając oko w stronę Marinette. – Tam jest
ławeczka. – szepnął jej do ucha, a ona poczuła niepokojące mrowienie na szyi.
Naprawdę czuła się totalnie skołowana.
- Mmmm. – mruknęła tylko i spłoszona
pomknęła w stronę ławki.
Nie zauważyła półuśmiechu, z
jakim Adrien odprowadzał ją wzrokiem. Kiedy już rozsiadła się wygodnie na
ławce, on przybrał swój profesjonalny wygląd i potulnie wypełniał polecenia
fotografa, jakby rzeczywiście chciał szybko skończyć sesję zdjęciową.
Przyglądała mu się z
zaciekawieniem. Wreszcie mogła to zrobić jawnie, bez chowania się za murkami
czy drzewami w parku. Nie miała też przy sobie Alyi, która by ciągle szeptała
jej do ucha, że powinna podejść wreszcie do Adriena i go zagadnąć.
Od czasu do czasu złapała
spojrzenie Adriena i choć na początku czuła zakłopotanie w takich momentach, po
jakimś czasie przywykła do tego i po prostu uśmiechała się do niego w
odpowiedzi. Sesja się przedłużała, a oni rozwijali komunikację niewerbalną,
przekazując sobie coraz więcej informacji bez słów – samymi spojrzeniami.
Marinette czuła się coraz swobodniej i coraz bardziej była rozbawiona. Przez
chwilę czuła się wręcz, jakby nawiązała się między nimi nić porozumienia, jaką
miała tylko z jednym chłopakiem – Czarnym Kotem. Z nim też umiała porozumiewać
się bez słów. No, ale po tylu wspólnych walkach i żarcikach nie mogło być
inaczej. Teraz nagle odkryła, że taka sztuka może się udać z kimś innym.
- Błagam, powiedz, że masz w tej
torebce coś do zjedzenia… - westchnął Adrien, kiedy fotograf zwolnił go na
chwilę z obowiązków. Przysiadł się do Marinette i spojrzał z ciekawością na jej
torebkę.
Zarumieniła się. Za nic w świecie
nie otworzyłaby tej torebki! On nie mógł zobaczyć Tikki!
- W tej torebce zmieściłoby się
co najwyżej pięć makaroników. – odpowiedziała, kręcąc głową. – Ale mam coś w
zanadrzu. – dodała po chwili z uśmiechem i sięgnęła po brązową torbę z
przekąskami, którą zapakowała w piekarni rodziców.
- Ratujesz mi życie! – uśmiechnął
się do niej szeroko, a ona po raz pierwszy w życiu nie zaczęła się jąkać, tylko
odwzajemniła uśmiech. – Szybko, póki nie patrzą!
Zdążył pochłonąć całego
croissanta zanim fotograf zorientował się w przemyconej kontrabandzie.
- Nie, nie, nie! Żadnych
tłuszczy! Ani węglowodanów!
- Najlepiej pić samą wodę i
umrzeć z głodu… - szepnął Adrien, a Marinette zachichotała. – Dziękuję,
Marinette. Od tej pory jesteś stałym elementem moich sesji zdjęciowych.
- Kiedy odkryją, że cię
dokarmiam, dostanę wilczy bilet i zakaz zbliżania się. – odpowiedziała żartem.
- Nigdy na to nie pozwolę. – szepnął,
patrząc jej głęboko w oczy, a jej zabrakło tchu.
Kiedy to się stało? I jakim
cudem? Kilka dni temu wyznawał miłość Biedronce, a teraz… Właściwie to sama nie
wiedziała, co tak naprawdę teraz się działo. Ale z pewnością Adrien zachowywał
się inaczej niż zazwyczaj. I ona tego kompletnie nie rozumiała.
---
Komentarze
Prześlij komentarz