Jeden jedyny - cz. 6
- Mhmmm… - wymruczała Marinette,
kiedy Czarny Kot przerwał pocałunek. – Teraz już rozumiem.
---
Jeden jedyny cz.5 <- Poprzednia część | Następna część -> Jeden jedyny cz.7
- Co takiego? – spojrzał na nią
nieprzytomnie.
- Dlaczego nazywasz mnie
Księżniczką. – szepnęła, uśmiechając się szelmowsko.
Zarumienił się.
- Jak na takiego superbohatera,
nieśmiały z ciebie chłopak… - stwierdziła Marinette, znów gładząc go po
policzku.
- Bo ja z natury jestem dość
nieśmiały. – Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Naprawdę? – zdziwiła się. – W
życiu bym nie zgadła!
- Ta cała nonszalancja to tylko
poza. – Wzruszył ramionami. – Dla zmyłki.
- A kogóż to chcesz zmylić? – Roześmiała
się. – Mnie? To ci się udało!
- Wiesz, generalnie przy tym
całym prowadzeniu podwójnego życia chodzi o zmylenie wszystkich dookoła, żeby
nikt się nie połapał, kim naprawdę jesteśmy z Biedronką. Przyjęcie pozy to
raczej konieczność.
- Ty wiesz, kim jest Biedronka? –
spytała szeptem.
- Oczywiście, że nie. – Roześmiał
się. – Ona też nie wie, kim jestem.
- A nie chciałbyś się dowiedzieć?
– dopytywała się Marinette, obserwując go uważnie.
- Sam nie wiem… - odpowiedział z
namysłem, zerkając na nią. – Wiesz, zawsze się zastanawiałem, jak to możliwe
tak komuś zaufać, nie wiedząc o tej osobie zbyt wiele. Bo ja o Biedronce nie
wiem praktycznie nic. Wiesz… Prywatnie. Możemy na sobie polegać. I ufam jej
właściwie bezgranicznie. Ale tak naprawdę nic o niej nie wiem…
- Ani ona o tobie… - szepnęła
Marinette.
- Ani ona o mnie… - powtórzył i
zamyślił się na chwilę.
Marinette obserwowała go,
zastanawiając się, gdzie odbiegły jego myśli. Miał rację – nic o nim nie
wiedziała. Nawet nie miała pojęcia, że kiedy ostatnio pytał ją o to, jak wyznać
dziewczynie uczucia, to mógł mieć na myśli ją samą. Tyle że w cywilnej postaci.
Czy miał przyjaciół? Przed chwilą strzelała w ciemno, że jako superbohater nie
ma nikogo bliskiego. A kiedy nie jest Czarnym Kotem? Czy jest równie samotny?
Aż jej się ścisnęło serce na samą myśl o tym, że ten nieśmiały chłopak może być
osamotniony także w codziennym życiu.
Pogładziła go znów po policzku.
Lubiła to robić. I lubiła patrzeć, jak za każdym razem przymyka oczy. Jeszcze
trochę, a będzie się domagał drapania za uszami. Jej wzrok odpłynął na jego
uszy, a on natychmiast się zaczerwienił.
- Nawet o tym nie myśl… -
mruknął.
- Zawsze chciałam to zrobić… -
szepnęła, wspinając się na palce.
- Nie rób tego – poprosił. – Nie
mam pojęcia, co się stanie.
- Zamruczysz. – Puściła do niego
oko. – Jesteś kotem, czyż nie?
- Marinette… - szepnął prosząco.
- Już nie Księżniczka? –
przekomarzała się, trzymając rękę nad jego głową.
- To może być krępujące…
- Mów za siebie. Ja myślę, że to
będzie urocze.
- A jak mi się spodoba? – podjął
jej grę.
- To będziesz częściej do mnie
przychodził. Po więcej. – Uśmiechnęła się szeroko, a on roześmiał się
szczęśliwy i wyznał z głębi serca:
- Kocham cię, Marinette.
Zastygła w bezruchu, w dalszym
ciągu z ręką wyciągniętą w stronę jego uszu. Patrzyła na niego szeroko
otwartymi oczami. Nie były to może słowa, których się nie spodziewała. W końcu
przed chwilą tak jakby się całowali. A jednak… Jednak… Te słowa miały moc…
- Mam nadzieję, Czarny Kocie, że
to nie jest twój fortel, żeby uniknąć drapania za uszami – powiedziała
wreszcie. – Bo ja takie wyznania traktuję bardzo poważnie. I będę cię trzymać
za słowo. Powiedziałeś.
- Powiedziałem. I choćbyś nie
wiem, ile drapała mnie za uszami, nie cofnę tych słów.
- Przecież ja nic o tobie nie
wiem… - szepnęła, przysuwając się bliżej i obejmując go za szyję. – To czyste
szaleństwo…
I pocałowała go. Czarny Kot objął
ją mocniej i dopiero po chwili poczuł jej dłonie we włosach. A potem… A potem
jednak go podrapała za uszami…
---
Jeden jedyny cz.5 <- Poprzednia część | Następna część -> Jeden jedyny cz.7
Komentarze
Prześlij komentarz