Szalik dla Dwojga - Cz. 18

UWAGA! Ostrzeżenie przed spoilerami! "Befana"...

- Kocie, ratuj! – krzyknęła Marinette, ukryta za stołem.
A Czarnemu Kotu serce stanęło. Wiedział, że musi ją ratować przed zakumanizowaną babcią. Ale z drugiej strony sam był w niezłych opałach. Nie chciał być zamieniony w bryłkę węgla ani w bezwolnego anioła. Wreszcie uwolnił się od ścigających go aniołów Befany i przybiegł do Marinette.
- Przepraszam, że musiałaś czekać… - szepnął i chwycił ją szybko na ręce.
Objęła go za szyję, a jemu niebezpiecznie zakręciło się w głowie. Nie jest dobrze. Jest nawet bardzo niedobrze! To w ogóle nie powinno mieć miejsca! Siłą woli zmusił się do wymyślenia dla niej jakiejś bezpiecznej kryjówki.
- Dlaczego twoja babcia się na ciebie zezłościła? – spytał, biegnąc po dachach w stronę Wieży Eiffla.
- Chyba spędziłam z nią zbyt mało czasu… - wymamrotała smutno gdzieś w okolicy jego piersi. Dobrze, że biegł tak szybko, bo przynajmniej łomotanie jego serca było usprawiedliwione.
- Nie martw się, odzyskasz swoją babcię – obiecał, stawiając ją na platformie. – Ach, zapomniałbym. Wszystkiego najlepszego, Księżniczko!
- Dziękuję, Czarny Kocie… - odpowiedziała miękko i uśmiechnęła się do niego ciepło.
Serce na moment mu stopniało na widok tego uśmiechu, ale szybko przywołał się do porządku – w końcu miał misję do wykonania. Wiedział, że musi się skupić na zadaniu. Tym bardziej, że Befana była bardzo inteligentnym przeciwnikiem. Szybko się połapała, gdzie Czarny Kot mógł ukryć jej wnuczkę. W dodatku po krótkiej walce Biedronka prawie się poddała i kazała mu zaprowadzić Befanę do miejsca, w którym ukrył Marinette.
Nie był w stanie się do tego zmusić. Ale jeśli dobrze zrozumiał mrugnięcie Biedronki – a rozumieli się przecież bez słów! – miała jakiś plan. Poprowadził zatem Befanę w stronę schowka, czując jak krew pulsuje mu w skroniach. Oby jej tam nie było. Oby jej tam nie było…
Schowek był pusty – nie licząc oczywistych szczotek i środków czystości. Marinette musiała ukryć się gdzie indziej. W życiu nie czuł takiej ulgi! Nie miał pojęcia, gdzie podziała się dziewczyna, ale przynajmniej udało się zmylić Befanę, a Biedronce dać czas na zrealizowanie planu, dzięki któremu po raz kolejny ostatecznie pokonali przeciwniczkę.
Można było spokojnie wrócić na imprezę urodzinową Marinette.
Adrien czuł, jak serce mu wali w piersi, kiedy sięgał ponownie po pudełko z prezentem. Wstrzymał oddech, patrząc na jej reakcję. Och, była zdziwiona. Czyli talizman jednak okazał się za mało wyszukanym prezentem!
- Ja zawsze noszę przy sobie talizman od ciebie. I przynosi mi szczęście – wyjaśnił.
Właściwie to już mu przyniósł szczęście. To znaczy, nie do końca był pewien czy jego uczucia są odwzajemnione, ale przynajmniej była mu przychylna. O ile dobrze odczytywał sygnały wysyłane mu przez Marinette.
- Postanowiłem więc zrobić talizman dla ciebie… - dodał nieśmiało, nie doczekawszy się jej reakcji.
- Dzię… Dziękuję – szepnęła i zarumieniła się.
Sam nie wiedział czy oczekiwał właśnie takiej reakcji, czy może jakiejś innej. Ale po sposobie, w jaki chwyciła bransoletkę, mógł się domyślić, że jednak jej się ten prezent spodobał. Dało mu to niejako sygnał, że jako Czarny Kot powinien dać jej prezent równie osobisty, jak ten talizman. Tylko co jeszcze mógłby jej dać własnoręcznie wykonanego, prosto od serca?
Nieco strapiony dotarł późnym wieczorem na balkon Marinette. Nie miał nic. Poza zerwanym z ogrodu kwiatkiem. Nawet nie była to róża. Aż uśmiechnął się smutno pod nosem. Róża już chyba zawsze będzie mu się kojarzyła z Biedronką. I złamanym sercem. A stokrotka?
- Czarny Kocie? – dobiegło zdumione pytanie od strony klapy w podłodze.
- Cześć, Księżniczko. Nie chciałem ci przeszkadzać w urodzinowej kolacji.
- Już po kolacji, Kocie. Późno się zrobiło…
- Wiem, ja tylko na chwilę – usprawiedliwił się.
Podeszła do niego i spojrzała pytająco.
- Nie mam dla ciebie żadnego prezentu, Księżniczko… - szepnął smutno, wręczając jej stokrotkę.
- Uratowałeś mnie dzisiaj. Czy może być lepszy prezent? – uśmiechnęła się do niego i pogłaskała go po policzku. – Dziękuję ci, Kocie.
I pocałowała go w policzek. A on nagle się zarumienił.

---
Szalik dla Dwojga - cz. 17  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Szalik dla Dwojga - cz. 19

Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 4

Pan Gołąb po raz 72

Szalik dla Dwojga - Cz. 16

Ta Noc - cz.20