Nie taki znów nieświadomy - cz.4

- Wyjaśnisz mi może, co tu robicie? I jak się tu dostaliście? – spytała Sabine, marszcząc brwi.
- Eee… - zająknęła się Marinette. Przyznanie się do kradzieży skutera i przebrania jakoś nie przechodziło jej przez gardło.
- Mówiłaś, że utknęliście w Wieży Montparnasse. A teraz widzę was tutaj. No więc?
- Znaleźliśmy tylne wyjście i uciekliśmy. Padł mi telefon i nie mogłam do ciebie zadzwonić. Muszę go pilnie naładować. Nie pamiętam tylko, gdzie zostawiłam swoją ładowarkę.
- Nie pamiętasz? – zaniepokoiła się mama. – Czy to przez tego superzłoczyńcę?
- Ależ oczywiście, że nie! – Roześmiała się nerwowo Marinette, a Adrien zawtórował jej niezbyt przekonywująco. Wymienili spanikowane spojrzenia.
- Wyglądacie, jakby ten cały Oblivio jednak was trafił – wyznała nagle Sabine, obrzucając ich uważnym spojrzeniem.
Adrien zadziałał instynktownie. Chwycił Marinette za rękę z taką pewnością, jakby to robił całe życie. Ona zaś splotła ich dłonie odruchowo, jakby to było coś zupełnie normalnego. Brwi Sabine powędrowały w górę. Był to całkiem niezwykły obrazek. Najbardziej dziwiło ją to, że jej na co dzień nieporadna córka, zachowywała się bardzo swobodnie w obecności chłopaka, co do którego mama Marinette miała już od dawna pewne podejrzenia.
- Tom?! – zawołała nagląco Sabine i obejrzała się w stronę piekarni.
Marinette wykorzystała ten moment, żeby zerknąć na Adriena. Nie przekonali mamy. Nie wiedzieli tylko, o czym tak naprawdę mieli ją przekonywać. Gdyby tylko wiedzieli, jak zazwyczaj zachowywali się przy rodzicach Marinette! Czy zachowywali się teraz za mało poufale? Może zazwyczaj nie mogli się od siebie odkleić? A może ich związek był utrzymywany w sekrecie, bo np. ojciec Marinette nie znosił Adriena? A może zachowywali pozory platonicznego związku?
Jak, do licha ciężkiego, mieliby ustalić teraz jakikolwiek plan, skoro nie mogli się naradzić, a w myślach jeszcze nie nauczyli się czytać?!
- Tom! – powtórzyła Sabine.
- Co tam, skarbie? – rozległo się gdzieś w piekarni.
- Chodź tu szybko, kochanie! – poleciła żona. – Aha! I weź aparat!
Marinette była bliska poddania się panice i ucieczce z tego domu wariatów. Co ci rodzice planowali? Czy oni aby na pewno byli całkiem normalni?
- Aparat? – spytał zadyszany tata Marinette, pojawiając się wreszcie w drzwiach. – A na cóż ci aparat, kochanie?
Sabine spojrzała wymownie na nastolatków. Tom uśmiechnął się pod wąsem.
- Się robi, skarbie! – mruknął i odwróciwszy się na pięcie, zniknął z pola widzenia.
- Mamo… - jęknęła Marinette. – Naprawdę muszę naładować telefon…
- Daj nam tylko chwileczkę, kochanie! – Uśmiechnęła się szeroko Sabine. – Ja naprawdę muszę to uwiecznić. Jeszcze mi kiedyś za to podziękujesz…
- Mamo…
- Dosłownie momencik… - szepnęła Sabine, po czym rzuciła przez ramię: - Tom!
- Jestem! – wysapał jej mąż. – Jakbyście jeszcze zdjęli te okropne ponczo…
- Z radością! – podchwycił Adrien, ściągając z ulgą przebranie. Marinette rzuciła mu nieżyczliwe spojrzenie. Błysnął flesz i Sabine zachichotała zadowolona. Och, wyjątkowo smaczne zdjęcie jej wyszło!
- Twoja kolej, Marinette… - szepnął Adrien, mrugając porozumiewawczo do dziewczyny, po czym zdjął jej ponczo. Znów błysnął flesz.
- Już wam dam spokój! – obiecała mama po kolejnych dziesięciu czy dwudziestu zdjęciach, po czym uśmiechnęła się przekornie. – Jeszcze tylko jedno zdjęcie. Dla babci Giny. Mały buziak?
- Sabine! – wykrzyknął obruszony Tom, zaś dwójka nastolatków spłonęła rumieńcem.
- Och, Tom! Przecież nie będziemy udawać, że nie wiemy, co teraz wyprawia młodzież! Sami byliśmy młodzi nie tak dawno temu…
- Co teraz wyprawia młodzież? – zainteresował się tata Marinette, doprowadzając swoją córkę na skraj rozpaczy.
- Słyszałam od Nadji, że bardzo popularna jest ostatnio zabawa, którą młodzież nazywa grą w Pingwina.
- Mamo! – wykrzyknęła zażenowana Marinette. Chciała umrzeć ze wstydu.
- Ja tylko mówię, co słyszałam – broniła się z szerokim uśmiechem jej mama, bawiąc się wyśmienicie. – A Nadja jest dziennikarką i zazwyczaj jest bardzo dobrze poinformowana. Ja was tylko proszę o jedno sweetaśne zdjęcie dla babci. I możecie już iść… eee… ładować ten telefon… - dodała znaczącym tonem.
Marinette poczuła, że dłoń będąca od dobrej chwili w uścisku Adriena jest kompletnie mokra od potu. Sytuacja wymykała się spod kontroli. Nie potrafiła sobie przypomnieć, jak wyglądały pocałunki z Adrienem. Czuła się tak, jakby mieli pocałować się po raz pierwszy. I to jeszcze na oczach rodziców! Ale jej chłopak wydawał się być całkiem spokojny. Owszem, był zarumieniony, ale wyglądał, jakby to było coś bardzo naturalnego dla niego. Patrzył przy tym tak ciepło na nią, że na moment zapomniała o bożym świecie. A już na pewno o rodzicach i o aparacie w dłoniach mamy.
Czuła się trochę jakby grała w filmie kręconym w zwolnionym tempie. Adrien objął ją w pasie i przyciągnął ją do siebie. Właściwie nie odrywał wzroku od niej, jakby szukał aprobaty dla tego pocałunku. Jej zaś w ogóle do głowy nie przyszedł najmniejszy powód, dla którego miałaby oponować. Jej ręce powędrowały w górę i objęły go za szyję. Potraktował to jako zgodę, o którą pytał bez słów. Pochylił się i delikatnie ją pocałował. Jakby też miał wrażenie, że całują się po raz pierwszy.
Marinette nie miała pojęcia, jak długo trwał ten pocałunek. W tym pocałunku nie było nic z tych rzeczy, które do tej pory czuła, ilekroć Adrien jej dotknął. Za każdym razem wtedy miała wrażenie, że w tym kontakcie jest coś znajomego. A teraz, kiedy ją całował, nie miała tego poczucia. Czuła za to euforię, jaką zazwyczaj się odczuwa, przeżywając coś po raz pierwszy.
Błysk flesza sprowadził ich oboje na ziemię. Oderwali się od siebie i spojrzeli na siebie nieprzytomnie. Przypomnieli sobie, że ten pocałunek był podyktowany odegraniem scenki, żeby przekonać rodziców Marinette, że Oblivio nie trafił ich swoim pociskiem zapomnienia. Tymczasem, o tyle wymknęło im się to małe przedstawienie spod kontroli, że pocałunek stał się prawdziwym pocałunkiem. I koniecznie chcieli go powtórzyć.
- Dziękuję, kochani – powiedziała z zadowoleniem Sabine. – Gina na pewno będzie zachwycona.
- Chyba nie wyślesz tego babci?! – wykrzyknęła Marinette.
- A dlaczegóż by nie? – udała zdziwienie mama. – Przecież ani to wasz pierwszy, ani ostatni pocałunek, prawda?
Marinette nie była pewna, czy mama mówiła poważnie, czy może jednak ich rozpracowała. Nie zamierzała nad tym teraz rozmyślać. Musieli pilnie porozumieć się z Panem Żółwiem! Nie zastanawiając się już ani chwili, chwyciła Adriena za rękę i wbiegła na schody. Byleby dalej od rodziców, którzy lada moment zaczną wykład na temat technik całowania albo co gorsza zaczną opowiadać o pingwinach! Zanim zniknęli na półpiętrze zauważyła jeszcze kątem oka, jak rodzice obejmują się, chichocząc. Nic z tego nie rozumiała. Usłyszała, jak tata szeptem zapytał:
- Ale o co chodzi z tym pingwinem?
Wolała nie czekać na odpowiedź mamy. Pognała po schodach na górę, ciągnąc za sobą Adriena. Nie miała pojęcia, że jej mama przezornie wyłączyła wcześniej lampę błyskową w swoim aparacie, co pozwoliło jej zrobić znacznie więcej zdjęć niż im się wydawało…

---
Nie taki znów nieświadomy cz. 3  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Nie taki znów nieświadomy cz. 5

Komentarze

Popularne:

Rozdział 1 - "Na południe"

Ta Noc - cz.19

Ta Noc - cz.20

Ta Noc - cz.18

Ta Noc - cz.17