Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 6
Marinette czuła się całkowicie
wypompowana. To był długi i męczący dzień. Jakoś dowlekła się wreszcie do
pokoju i padła na łóżko.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 5 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 7
- Żyjesz, Księżniczko? – rozległo
się przy oknie, co postawiło dziewczynę natychmiast z powrotem do pionu.
- Czarny Kocie? – odparła wątłym
głosem, mrużąc oczy ze zmęczenia. – Nie umawialiśmy się przecież na dzisiaj.
- Owszem, nie umawialiśmy się na
spotkanie grupy wsparcia. Ale zapowiedziałem, że wpadnę zapytać, jak poszły
oględziny twojego walącego się domu.
- Ach, no tak… Rzeczywiście coś
wspominałeś…
- No to opowiadaj. Jak było?
- Przede wszystkim pan Mattieu
powiedział, że dobrze, że się wyprowadziłam, bo on nie dałby nawet centa na to,
że budynek by wytrzymał jedną noc ze mną w środku.
- Widzisz?! – Czarny Kot aż
sapnął z satysfakcją, dając jej do zrozumienia, że miał rację, zabierając ją do
Alyi.
- Tak, Kocie… - Westchnęła z
rezygnacją. – Pogratulować twojemu uporowi. I mojej intuicji… - dodała z lekkim
uśmiechem.
- Niech ci będzie. Podzielę się z
tobą splendorem – zażartował, puszczając do niej oko. – I co teraz?
- Musiałam zabrać swoje rzeczy,
ale nie daliśmy rady wziąć za dużo. Najważniejsze, że mam z powrotem swoją
maszynę do szycia i projekty. Kamienica wymaga gruntownego remontu, a to nie
będzie łatwe, bo przecież znajduje się w centrum Paryża i jakiś miejski nadzór
budowlany się w to wszystko wtrącił. Nie wiem, czy jeszcze nie przyślą jakiegoś
konserwatora zabytków, ale mam nadzieję, że nie, bo to wszystko jeszcze
bardziej wydłuży… Nie do końca to wszystko ogarnęłam.
- Najważniejsze, że jesteś tu
bezpieczna, Księżniczko. Wiesz, jak długo potrwa ten remont?
- Nie mam pojęcia. Miesiąc? Pół
roku? A przecież muszą jeszcze znaleźć przyczynę.
- Będziesz mogła tu zostać tak
długo?
- Raczej mam poważne obawy, że to
Alya mnie stąd już nigdy nie wypuści.
- Chyba że wyjdziesz za mąż… -
wtrącił żartobliwie, na co ona rzuciła mu zdumione spojrzenie. Skąd wiedział,
co powiedziała jej Alya, kiedy faceci już wyszli z cięższym kalibrem, a one
jeszcze pakowały jej ubrania?
- Obawiam się, że mój mąż będzie
musiał wprowadzić się tutaj… - mruknęła, przypominając sobie słowa
przyjaciółki.
Czarny Kot zerknął na nią
nieodgadnionym wzrokiem, ale nie skomentował tego w żaden sposób.
- Tak czy inaczej, mogę zostać… -
podsumowała, nie zauważywszy nawet jego spojrzenia. – Zatem, jeśli jesteś nadal
zainteresowany naszą grupą wsparcia, to zapraszam tutaj. – Uśmiechnęła się
nieśmiało.
- Super… - mruknął, wciąż trawiąc
informację o mężu.
- A tak przy okazji… - zaczęła z
wahaniem, na co Czarny Kot zastrzygł uszami. – Chciałam cię o coś zapytać…
- Tak?
- Czy miałbyś coś przeciwko temu,
żeby do naszej grupy wsparcia dołączył Adrien?
- Ad-Adrien? – zająknął się
Czarny Kot. – A po co?
- To długa historia – odparła
wymijająco.
- Mamy czas – odparł, rozsiadając
się na parapecie.
- Och… - zmieszała się nagle. –
Nie wiem, czy… Jak by to powiedzieć… Och… Chodzi mi o to, że Adrien też poszedł
z nami dzisiaj do mojego domu. I przez chwilę miałam okazję mu się trochę
przyjrzeć – wyznała, a kiedy Czarny Kot uśmiechnął się znacząco, zgromiła go
wzrokiem. – Nie o to chodzi, Kocie! Uch… - zawahała się, ale wiedziała, że
skoro powiedziała „a”, to trzeba powiedzieć „b”. – On… Widzę, że jest bardzo
przygnębiony. Jakby zgaszony.
- Na-Naprawdę?
- Kiedyś taki nie był. Wszyscy
tak naprawdę byliśmy kiedyś inni, jakby bardziej weseli, optymistycznie
podchodziliśmy do życia. Ale mimo wszystko… Nawet ja znajduję jakieś jasne
strony swojego dorosłego życia. A on… Ech… Żal mi go. Normalnie po ludzku. I
normalnie po przyjacielsku. I pomyślałam sobie, że skoro zamierzamy pomóc sobie
nawzajem, możemy pomóc i jemu. Nie sądzisz? To była taka spontaniczna myśl
dzisiaj popołudniu, ale potem doszłam do wniosku, że najpierw zapytam ciebie.
- Ekhm… - Czarny Kot odchrząknął.
– Jak uważasz, Księżniczko. Może najpierw zapytaj jego, czy miałby
ochotę zwierzać się ze swoich problemów?
- Oczywiście, że go zapytam! –
Marinette spojrzała na niego wymownie. – Ale zanim to zrobię, chciałam
dowiedzieć się, co ty o tym sądzisz. Bo przecież ta grupa to był twój pomysł i
nie byłam pewna, czy chciałbyś poszerzać nasze grono. Ale jeśli nie masz nic
przeciwko, zaproszę go może na jutrzejsze spotkanie, dobrze?
- To my mamy jutro spotkanie? –
spytał zdziwiony.
- Kocie… - westchnęła teatralnie.
- Żartowałem. – Mrugnął do niej.
– Przygotujesz jakieś przekąski?
- Jak obiecałam. Przyjdź o ósmej.
Dasz radę?
- Pewnie. Nie mam planów na
jutro.
- Dziękuję ci, Czarny Kocie.
- Za co?
- Że się zgodziłeś. Na Adriena.
- Nie jestem do końca przekonany.
Nie będziesz się czuła nieswojo, opowiadając o swoim życiu uczuciowym dwóm
facetom?
- Nie sądzę, żeby nasze spotkania
miały służyć wywlekaniu bolesnej przeszłości na światło dzienne.
- No to jak wyobrażałaś sobie
nasze spotkania?
- A ty jak sobie wyobrażałeś? – odbiła piłeczkę. – Że co opowiesz, nie
zdradzając przy tym zbyt wielu szczegółów swojego cywilnego życia? Nawet nie
możesz nazwać swojej dziewczyny po imieniu, bo jeśli ją znam to mogę się
domyślić, kim jesteś.
- Byłej dziewczyny… - poprawił z tym samym grymasem, który mu
towarzyszył za każdym razem, kiedy o niej mówił. Takim samym grymasem, który
zawsze pojawiał się na jej twarzy, kiedy mówiła o Luce.
- Byłej. Tak.
- Masz rację, Księżniczko. Nie do
końca to przemyślałem – przyznał. – Będę jej musiał wymyślić jakieś imię. Co
powiesz na…
- Nic z rzeczy, które mogą mnie
naprowadzić na jej imię! Albo osobowość!
- To słabo. Ale coś wymyślę –
obiecał, po czym spojrzał z namysłem na Marinette i zebrawszy się na odwagę,
wrócił do tematu Adriena: - Gorzej z twoim programistą.
- Nie moim. Chciałam mu tylko jakoś dać do zrozumienia, że jest nas więcej.
- Nas? – podchwycił.
- No, osób, które spotkał zawód. Ja
nie wiem, co tam się stało. I nie chcę wiedzieć! – zastrzegła
natychmiast. – Ale nie mogę przejść obojętnie wobec tego, że cierpi. Zrobiłabym
cokolwiek, co mogłoby mu pomóc.
Czarny Kot przez chwilę wpatrywał
się w nią roziskrzonym wzrokiem. A potem bez słowa do niej podszedł i mocno ją
przytulił.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 5 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 7
Komentarze
Prześlij komentarz