Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 17

- Jak minął ci dzień? – spytał Czarny Kot, przesiadając się z parapetu na kąt łóżka Marinette.
- Wspaniale! – odparła rozpromieniona.
- Powiedziała osoba chora… - skomentował, a ona się roześmiała.
- Och, miałam tylko na myśli, że to cudownie mieć takich przyjaciół, jakich mam szczęście mieć. Bardzo dzisiaj wszyscy o mnie zadbali. Nawet zjedliśmy razem pizzę dzisiaj… To znaczy… - zawahała się. – Tak mi się wydaje… Bo już nie jestem pewna… Jakoś mi się jawa ze snem miesza ostatnio…
- Ale już ci lepiej? – zapytał z niepokojem.
- Tak. Teraz czuję się już prawie dobrze. Gdyby nie ta chwila dezorientacji na dzień dobry…
- Chyba na dobry wieczór, Księżniczko…
- Czepiasz się, Kocie! – zaśmiała się. – Gdyby nie ta chwila dezorientacji teraz, miałabym wrażenie, że jestem już zupełnie zdrowa.
- Czyli jednak idziesz jutro na zajęcia?
Marinette zerknęła na niego niepewnie. Coś w jego tonie spowodowało, że rozdzwoniły się w jej głowie alarmujące dzwonki. Skąd Czarny Kot wiedział, o czym rozmawiali tu przy pizzy? Jego ton i zaakcentowanie tego „jednak” wyraźnie wskazywało na to, że nawiązywał do tamtej rozmowy. Szybko otrząsnęła się z tej myśli. Nie powinna się doszukiwać bezsensownych powiązań, bo to do niczego nie prowadziło.
- Jeszcze nie wiem… Czuję się trochę zagubiona… Zresztą, jutro mam tylko dwa wykłady, więc może sobie odpuszczę? Vér zrobi notatki i mi przekaże, co było.
- Ta twoja przyjaciółka z roku?
- Tak. A ja się jeszcze trochę podkuruję.
Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu, aż poczuł się nieswojo. Tymczasem ona zbierała się w sobie, by zrobić ten krok, na który zdecydowała się już w zeszłym tygodniu – zanim się tak idiotycznie przeziębiła.
- To już czas, Kocie – powiedziała nagle z determinacją.
- N-na co? – spytał z nagłym niepokojem.
- Opowiem ci o Luce.
- Chcesz poczuć się gorzej? – skrzywił się, próbując opanować chęć wyskoczenia przez okno. Dlaczego ona właśnie rujnowała ten miły wieczór?
- Chcę poczuć się lepiej. I myślę, że jak już opowiem tę historię, będę mogła ruszyć dalej z moim życiem, wiesz?
„Ach, chyba że tak!” ucieszył się natychmiast. Wystarczyło w takim razie zacisnąć zęby i przeczekać tę opowieść, a potem… A potem się zobaczy…
- To… - zawahała się. – To co chcesz wiedzieć?
- Nic – wyrwało mu się. – To znaczy… Powiedz mi tyle, ile uważasz, że przyniesie ci ulgę. Dzisiaj jestem tu od słuchania.
- W porządku. Hmmm… Jeszcze jedno, Kocie…
- Tak?
- Proszę cię, żeby to, co ci teraz powiem, nie wyszło poza ściany tego pokoju, dobrze?
- Jasne, Księżniczko. Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas – przyrzekł, przykładając dłoń do serca i podnosząc dwa palce drugiej ręki. Marinette roześmiała się na ten widok, a on w odpowiedzi puścił do niej oko. – To miejmy to za sobą…
- Pozwolisz, że nie będę wdawała się w szczegóły?
- Będę bardziej niż wdzięczny, jeśli właśnie tak zrobisz!
- W porządku. Od czego by tu zacząć…
- Byle nie od początku – mruknął Czarny Kot, który za wszelką cenę chciał uniknąć romantycznych szczegółów o tym, jak Luka zdobywał serce jego dziewczyny. To znaczy, dziewczyny jego marzeń… Bo Marinette nie była przecież jego dziewczyną… - Po prostu powiedz, co cię boli…
- Serce mnie boli, Kocie. Na samą myśl o tym, jak złych wyborów dokonałam w życiu. Jak zepsułam pewne relacje, skupiając się na związku z facetem, który ostatecznie okazał się mnie niewart. Już ci mówiłam kilka dni temu, że to właśnie przez Lukę odwróciłam się od moich przyjaciół. Teraz… Teraz byłabym zupełnie sama, gdyby nie Alya, Nino i Adrien. No i ty, Kocie…
- Dlaczego mówisz, że odwróciłaś się od przyjaciół?
- Nie oceniaj mnie źle, Kocie. Byliśmy zakochani. Chcieliśmy spędzać razem każdą chwilę – zanurzyła się we wspomnieniach, nie zauważając zupełnie reakcji swojego rozmówcy, który wyglądał, jakby znów miał ochotę wyskoczyć przez okno. – No i brakowało czasu na przesiadywanie z przyjaciółmi. Zresztą, Alya i Nino zaczęli znikać tylko we dwoje, potem wykruszyła się Mylène z Ivanem. Adrien odciął się od nas, jak tylko zaczął na poważnie chodzić z Kagami. Najdłużej trzymałam się z Juleką, bo w końcu jakby nie było – jest siostrą Luki. Ale i ona w końcu wybrała towarzystwo Rose. I tak to się rozlazło. A teraz… Teraz mam wrażenie, że trzeba będzie bardzo dużo wysiłku włożyć, żeby odnaleźć tych ludzi. Boję się, że nie będziemy nawet mieli o czym rozmawiać. Wszyscy dorośliśmy. Każdy ma jakieś tam swoje życie…
- To tylko wymówki… - parsknął Czarny Kot. – Powiedz, czego naprawdę się boisz, Księżniczko.
Marinette spojrzała na niego z namysłem. A po chwili ledwie słyszalnie szepnęła:
- Że będą obwiniać mnie za rozpad naszej paczki… Że to moja wina, że to ja się zachłysnęłam związkiem z chłopakiem i zapomniałam o przyjaciołach.
- Przecież to nieprawda! Każdy odszedł na własne życzenie. Ale to ty możesz zrobić pierwszy krok, żeby ich na nowo zjednoczyć w grupę.
- Naprawdę tak uważasz?
- Czy to nie oni nazywali cię ich Szkolną Biedronką?
- Adrien mnie tak nazwał… - szepnęła, uśmiechając się do odległego wspomnienia sprzed lat.
- Serio? – udał niedowierzanie, choć przecież dokładnie pamiętał tamten dzień. Ostatnio dość często nawet go wspominał.
- Co cię tak dziwi?
- A nie, nic… Ciekawe, że tak to pamiętasz…
- To była dość ważna dla mnie chwila, więc ją zapamiętałam.
- Bo poczułaś się superbohaterką?
- Bo Adrien mnie dostrzegł. Wiesz, jako kogoś super – wyznała, po czym dodała pod nosem: - Na swój sposób.
- Wow… Brzmisz, jakbyś była w nim zakochana.
- Bo byłam – przyznała tak po prostu Marinette.
- C-Co? – wyrwało się Czarnemu Kotu, który nie potrafił opanować nagłego szoku po tym wyzwaniu.
- To dawne dzieje… Teraz bym prędzej umarła niż mu się do tego przyznała!
- Ale… Ale jak?
- Co: jak? – zaśmiała się Marinette. – Cały czas marudzisz mi tu o tym, że podrywam programistę zza ściany albo że on jest we mnie zakochany! A teraz zachowujesz się tak, jakbym objawiła ci największą tajemnicę świata, która się w głowie nie mieści!
- Bo… Bo się nie mieści… Nie miałem pojęcia…
- W sumie… Jakby się nad tym zastanowić, to rzeczywiście trochę było to dziwne uczucie. Bo nie miało nic wspólnego, n-no przynajmniej na początku, z tym, że on był sławnym modelem.
- Na-Naprawdę?
- Naprawdę, Kocie. Wyobrażasz to sobie? W sumie mógłbyś bez trudu sobie to wyobrazić, bo jako superbohater masz pewnie wielbicielek na pęczki, prawda? Pomyśl sobie, że ktoś kochałby cię dla ciebie samego, a nie dla twojej sławy.
- Mhm… - Czarny Kot nie potrafił znaleźć żadnych słów. Właściwie to miał ochotę uciec, znaleźć Bunnix i błagać ją, żeby cofnęła go w czasie. Ależ z niego był skończony baran!
- Aż dziwne, że Adrien się nie zorientował – kontynuowała nieświadoma niczego Marinette. – Wiedzieli praktycznie wszyscy, nawet jego dziewczyna, Kagami…
- Nie mówisz poważnie… - szepnął zszokowany.
- A co? Myślisz, że wiedział? – zdziwiła się.
- Nie, nie miał pojęcia. To pewne.
- Skąd wiesz?
- Bo inaczej byłby z tobą. Kto by nie chciał z tobą być?
- Ty. Adrien. Luka… Mam wymieniać dalej?
- Czekaj, czekaj… Jak to: Luka? Przecież chodziliście ze sobą. I to całkiem długo.
- To było dawno. Teraz jestem dla niego za mało rozrywkowa. Zresztą… Zawsze uważał, że wybrałam go tylko dlatego, że Adrien zaczął chodzić z Kagami. Na początku wcale mu to nie przeszkadzało, ale z czasem… Ech… Wypominał mi to za każdym razem, kiedy się kłóciliśmy. Nawet, jak nam poszło o jakiś drobiazg, to zawsze ta kwestia wypływała w czasie awantury. Prędzej czy później. W końcu miałam dość tych kłótni. I tego wypominania mi. I tego braku zaufania. Bo on mógł się do woli umawiać z fankami, a ja miałam awanturę nawet o głupią kawę z przyjaciółmi.
- O kawę?
- Kiedyś umówiłam się z Nathanielem. Okazało się, że właśnie podpisał kontrakt z wydawcą na serię komiksów i jakoś przypadkiem na siebie wpadliśmy. No i poszliśmy na kawę. Luka wpadł w szał. Ale kiedy ja mu wypomniałam, że tydzień wcześniej był na jakimś party w hotelu Grand Paris, beze mnie, dodam, to usłyszałam, że się czepiam. Żeby było mało, ktoś „życzliwy” wysłał mi potem fotki, jak obściskiwał się z Chloe Bourgeois… To była nasza ostatnia kłótnia… - tu głos Marinette załamał się, spuściła głowę i splotła dłonie.
Czarny Kot nie wiedział, co robić. Z jednej strony chciał natychmiast ją objąć i pocieszyć, ale z drugiej miał ochotę zerwać się stąd, znaleźć Lukę i przetrącić mu kręgosłup.
Ostatecznie, pozostał bez ruchu i wpatrywał się w Marinette bez słowa.

---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 16  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 18

Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Ta Noc - cz.20

Szalik dla Dwojga - Cz. 16

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 4

Pan Gołąb po raz 72